Dziś od rana się nie nudziłam, ale o 12:40, już mogłabym iść do domu, gdyby nie to, że najbliższy pociąg był za 8 min i bym nie zdążyła, a kolejny był dopiero za 2 godziny.
Oprócz tego najadłam się całej masy słodkiego. Najpierw ja postawiłam poczęstunek, bo to ostatni dzień praktyk i chciałam podziękować pielęgniarkom za tak miłe przyjęcie i cierpliwość do mojego uciekania na blok przy każdej okazji.
Później postawiłam symboliczne słodkie na bloku, a jedna z pielęgniarek przyniosła pyszne drożdżówki.
Jakby tego było mało, po powrocie na oddział okazało się, że stoi kolejne słodkie, pyszny sernik i jakieś czekoladki.
Jeśli chodzi o operacje to na bloku dziś wszystkiego po trochu. Obejrzałam kolejną cholecystę, ćwiczyłam samodzielne intubowanie (nie całkiem mi się udało, ale byłam blisko), a na zakończenie asystowałam przy operacji ortopedycznej. Był ten sam ortopeda co ostatnio i jak zobaczył, że jestem na sali to stwierdził, że bardzo dobrze, przydam się.
Mój ulubiony anestezjolog znów się na mnie w związku z tym obraził (pierwszy raz było w pierwszy dzień praktyk jak powiedziałam, że jego specjalizacja jest nuda), bo zamiast wypisać pięknie kartę zleceń jak przy poprzednich zabiegach, poszłam się myć do asysty. Usłyszałam, że jestem zdrajca :P
Za to wcześniej nasłuchałam się od niego ochów i achów przy intubacji i prowadzeniu kart.
W ogóle lekarze mi tu słodzą, no może poza Szefem, ale to by było sprzeczne z jego naturą. On mi tylko dawał zawodowe rady jak powiedziałam, że myślę o chirurgii. To po pierwsze bardzo miłe, a po drugie bardzo motywujące, aż chce się starać jeszcze bardziej :)
Ortopeda, któremu ponownie asystowałam też się zachwycał moją pomocą. Niewielka w tym moja zasługa, bo po prostu potrzebował dodatkowej pary rąk, dzięki czemu zabieg, który normalnie musiał robić z jedną tylko asystą, szedł dużo sprawniej. Po zabiegu usłyszałam pytanie, czy przypadkiem nie chciałabym przyjechać jutro na 15, bo przydałaby mu się dodatkowa para rąk. Będzie jakaś większa operacja i jeden asystujący lekarz to trochę mało. Anestezjolog zareagował - "daj jej spokój, niech idzie na jakąś imprezę", lekarka, z którą później rozmawiałam stwierdziła - "nie daj się wrobić, jest weekend, lepiej idź na imprezę", a ja? Oczywiście powiedziałam, że mogę przyjechać, chętnie zobaczę zabieg, którego jeszcze nie oglądałam, a jeszcze chętniej poasystuję. Na imprezy będę miała czas jak wrócę na studia :D
Naprawdę żałuję, że nie mieszkam bliżej szpitala, bo chętnie bym tam pojeździłabym przed powrotem na uczelnię.
Oprócz tego najadłam się całej masy słodkiego. Najpierw ja postawiłam poczęstunek, bo to ostatni dzień praktyk i chciałam podziękować pielęgniarkom za tak miłe przyjęcie i cierpliwość do mojego uciekania na blok przy każdej okazji.
Później postawiłam symboliczne słodkie na bloku, a jedna z pielęgniarek przyniosła pyszne drożdżówki.
Jakby tego było mało, po powrocie na oddział okazało się, że stoi kolejne słodkie, pyszny sernik i jakieś czekoladki.
Jeśli chodzi o operacje to na bloku dziś wszystkiego po trochu. Obejrzałam kolejną cholecystę, ćwiczyłam samodzielne intubowanie (nie całkiem mi się udało, ale byłam blisko), a na zakończenie asystowałam przy operacji ortopedycznej. Był ten sam ortopeda co ostatnio i jak zobaczył, że jestem na sali to stwierdził, że bardzo dobrze, przydam się.
Mój ulubiony anestezjolog znów się na mnie w związku z tym obraził (pierwszy raz było w pierwszy dzień praktyk jak powiedziałam, że jego specjalizacja jest nuda), bo zamiast wypisać pięknie kartę zleceń jak przy poprzednich zabiegach, poszłam się myć do asysty. Usłyszałam, że jestem zdrajca :P
Za to wcześniej nasłuchałam się od niego ochów i achów przy intubacji i prowadzeniu kart.
W ogóle lekarze mi tu słodzą, no może poza Szefem, ale to by było sprzeczne z jego naturą. On mi tylko dawał zawodowe rady jak powiedziałam, że myślę o chirurgii. To po pierwsze bardzo miłe, a po drugie bardzo motywujące, aż chce się starać jeszcze bardziej :)
Ortopeda, któremu ponownie asystowałam też się zachwycał moją pomocą. Niewielka w tym moja zasługa, bo po prostu potrzebował dodatkowej pary rąk, dzięki czemu zabieg, który normalnie musiał robić z jedną tylko asystą, szedł dużo sprawniej. Po zabiegu usłyszałam pytanie, czy przypadkiem nie chciałabym przyjechać jutro na 15, bo przydałaby mu się dodatkowa para rąk. Będzie jakaś większa operacja i jeden asystujący lekarz to trochę mało. Anestezjolog zareagował - "daj jej spokój, niech idzie na jakąś imprezę", lekarka, z którą później rozmawiałam stwierdziła - "nie daj się wrobić, jest weekend, lepiej idź na imprezę", a ja? Oczywiście powiedziałam, że mogę przyjechać, chętnie zobaczę zabieg, którego jeszcze nie oglądałam, a jeszcze chętniej poasystuję. Na imprezy będę miała czas jak wrócę na studia :D
Naprawdę żałuję, że nie mieszkam bliżej szpitala, bo chętnie bym tam pojeździłabym przed powrotem na uczelnię.
Ja do szpitala w którym robiłam praktyki miałam 40 km. Ile mnie rzeczy ominęło... Nigdy więcej takich chorych dojazdów. ;d
ReplyDeletezapraszam cię też na mojego bloga, dopiero idę na 2 rok.
www.malinowa-medycyna.blogspot.com
Ja miałam podobną odległość, ale dojazd całkiem dobry. Siedziałam tam od 7 do... czasem zgodnie z planem do 13, ale na ogół do znacznie późniejszych godzin, więc mnie nic fajnego nie ominęło, ale gdyby nie odległość to bym po prostu mimo zakończenia praktyk tam jeździła, choćby na sam blok operacyjny.
ReplyDeleteBlog już dodaję do obserwowanych, sama wybieram się na 2 rok, więc chętnie poczytam doświadczenia kogoś z innej uczelni :)