Skip to main content

Posts

Showing posts from 2014

Wolne!!!

Przetrwałam ostatni tydzień zajęć w tym roku, kolejne dopiero 7 stycznia, a do tego czasu wolne <3 Początek tygodnia ciężki, w ciągłym biegu. W sumie to głównie w poniedziałek. Najpierw anatomia, na której nasz kochany dr.K postanowił zrobić pisemną "wejścióweczkę". Oczywiście nie na ocenę, bo poza ocenami z kolokwiów, na anatomii nie ma ocen, ale po prostu zamiast ustnego odpytywania kilku osób postanowił sprawdzić stan wiedzy całej grupy. Ten można by podsumować krótko - ''mniej niż zeroooo...". Normalnie w poniedziałki jesteśmy dość dobrze przygotowani, bo od środy jest dużo czasu, w tym weekend, ale tym razem większość osób spędziła ten czas nad czymś innym, ponieważ własnie w poniedziałek mieliśmy zaliczenie całego semestru z biofizyki. Tak jak już pisałam, jesteśmy chyba jedyną uczelnią, która nie ma z tego egzaminu na ocenę (i całe szczęście), ale 51% trzeba z testu uzyskać. Tak więc na anatomii cała grupa zareagowała zgodnym "nieee, wejściówka dz

Zapychacze czyli jak zadbać o to by student się nie nudził.

Dobiegający powoli końca weekend spędziłam głównie walcząc z brakiem motywacji do czegokolwiek. Anatomia, histologia, ciężkie przedmioty, wszyscy wiedzą, że trzeba się ich uczyć na bieżąco, a przynajmniej w miarę na bieżąco, żeby w czerwcu nie obudzić się z brakami nie do odrobienia. No, ale pierwszy rok to nie tylko te 2 przedmioty. Przeważają tzw. "zapychacze", które raz ciekawe, raz przeraźliwie nudne, zajmują całkiem sporo czasu w tygodniu i od czasu do czasu wymuszają jakąś tam dodatkowa naukę w weekend. Nadchodzący tydzień, ostatni przed Świętami, przypomina mi o analogicznym okresie w ubiegłych latach, kiedy to po spokojnym miesiącu, na ostatnie dni przed Bożym Narodzeniem, nauczyciele zapowiadali nam milion sprawdzianów i kartkówek, żeby nie wchodzić w nowy rok z zaległościami z materiałem. Tutaj jest podobnie. Jutrzejszy dzień to w ogóle jakieś combo,  nieważnych, ale upierdliwych rzeczy. Mam kolokwium z angielskiego ( i tym razem nawet coś na nie przeczytałam, o!)

Znów pozytywne zaskoczenia.

Kolejny raz moje ogromne pokłady szczęścia nie zawiodły. A może raczej powinnam powiedzieć - umiejętności snajperskie :P Pojawiły się wyniki z kolokwium z biologii molekularnej. Tak, z tego, z którego wszyscy wyszli ogromnie zawiedzeni i zaskoczeni faktem, że nie weszła pula. Kto by się spodziewał... Sama nie miałam żadnej pewności, że w ogóle je zdam, bo poza 7 pytaniami, które zaznaczyłam w ciemno, cała reszta była baaaardzo niepewnie zaznaczana. No, ale okazało się, że wystrzelałam sobie 4, więc nie mogę narzekać :D Na zwolnienie z egzaminu szanse nadal jakieś tam mam, ale bez szału, bo oficjalnie musiałabym z ostatniego koła dostać 5, na co przy mojej motywacji do nauki tego przedmiotu, się nie zapowiada. Jest jeszcze nadzieja, że jak co roku zejdą z oficjalnego progu i będzie można nie pisać egzaminu już od niższej średniej niż 4,5. Byłoby fajnie, zawsze to o dzień czy 2 dłuższe ferie zimowe :) W sumie wynikiem z chemii też jestem pozytywnie zaskoczona. Wiedziałam, że zdałam,

Ocenowa loteria i świąteczny klimat.

Kolejne koło z anatomii za mną. Dziś po raz pierwszy dostałam niższą ocenę niż moim zdaniem powinnam, no ale u K. tak to wygląda, loteria. Ostatnio odpowiedziałam na 3 i dostałam 4, dzisiaj dla odmiany powiedziałam wszystko jak trzeba, na 5, a też dostałam 4. Równowaga zachowana :P Jutro kolejne koło, tym razem z biolomolo. Za chwilę zaczynam się na nie uczyć. No, dobra, robić pulę, która jeśli wejdzie tak jak ostatnio, to będzie wspaniale. Za to jeśli nie wejdzie to słabiutko i nici ze zwolnienia. Jakoś to w razie czego przeboleję. Egzamin mamy umówiony na pierwszy dzień "sesji", więc po prosto będę miała w razie czego o 1 dzień krótsze ferie ;) Póki co przerwa od nauki, na najnowszy odcinek The Fall <3 Świetny serial z rewelacyjną Gillian Anderson <3 Szkoda, że to już przedostatni z tego sezonu :( Święta za trochę ponad 2 tygodnie, w mieście już można poczuć klimat, w weekend byliśmy ze znajomymi na Jarmarku Bożonarodzeniowym na Zamku. Porobiliśmy zdjęcia, wy

Ja : chemia - 1:0

Ponarzekałam, ponarzekałam i zdałam - ja:chemia 1:0 :D Jeszcze tylko 1 kolokwium i przedmiot z głowy. Pewnie znów będzie trudne, ale mamy to szczęście i piszemy je jako ostania z grup, więc część pytań jest taka sama jak w poprzednich grupach. Myślę, że tylko i wyłącznie dzięki temu udało mi się to zdać. Za to najprawdopodobniej poległam na wejściówce z zadaniami obliczeniowymi z poziomu gimnazjum... bo nie umiem obsługiwać kalkulatora naukowego xD No dobra i dlatego, że zupełnie nie pamiętam moich znienawidzonych obliczeń z roztworów, pH, stopnia dysocjacji itp. Na szczęście ze wszystkich poprzednich wejściówek mam 2/2, a żeby zaliczyć przedmiot wystarczy 51%, więc nie ma problemu. Po kolokwium z chemii wróciłam do pokoju i poszłam spać na 2h, żeby zebrać trochę energii na wieczór. Miałam 3 różne propozycje before'u, stanęło na integracji międzygrupowej, Później przejechaliśmy się imprezowym Tramwajem Zwanym Pożądaniem - był to podstawiony tramwaj w ramach akcji IFMSA, mającej n

Jak łatwo i skutecznie uśpić studenta?

Jak łatwo uśpić studenta? Nic prostszego. Wystarczy kazać mu czytać prezentacje z chemii... Tak, właśnie próbuję udawać, że to robię, z marnym skutkiem, jako że wylądowałam tutaj. Mamy w czwartek kolokwium. Po pełnych przerażenia opiniach znajomych, postanowiłam już dzisiaj zajrzeć do tych seminarek, z których powinnam się nauczyć (pierwotnie planowałam usiąść do tego dopiero jutro, bo jest to jeden z tych przedmiotów, które nie mają większego znaczenia, kończą się zaliczeniem, a nie egzaminem, więc oceny nie mają żadnego znaczenia, oraz nie ma opcji nie zdania ich). Tak naprawdę mogłam to zrobić już wczoraj, bo 13:30 skończyłam zajęcia, ale na samą myśl o chemii, wizja nauki anatomii stawała się nagle propozycją nie do odrzucenia. Dlatego też spędziłam popołudnie powtarzając  materiał, który będę musiała umieć na kolokwium z anatomii, które wypada w przyszłym tygodniu. No, ale wracając do chemii. Dziś po zajęciach poszłam do Biblioteki poszukać motywacji. Usiadłam do jednego z ucz

Za mało snu? Źle. Za dużo? Jeszcze gorzej.

Wczoraj, pierwszy raz od wieków, porządnie się wyspałam. Wstałam o 13, po 9h snu, cudownie. Później miałam tylko odrabianie grudniowej i styczniowej historii medycyny, które minęło całkiem szybko, bo oglądaliśmy w miarę fajny film. Poza tym miałam ze sobą komputer i w nudnych momentach czytałam fanfiction :) No, ale wracając do snu. Można by pomyśleć, że po taki wyspaniu będę miała mnóstwo energii, a gdzie tam. Gdy wieczorem usiadłam do anatomii, zaczęłam jak zawsze przysypiać, udało mi się pokonać senność, bez zapadania w drzemkę. W końcu zrobiła się północ, więc postanowiłam iść spać, bo dziś zajęcia na 8:30, a jeszcze dojazd, więc wstać trzeba było wcześnie, no a moje pobudki na tę godzinę na ogół są bardzo ciężkie i nierzadko zakończone niepowodzeniem. Szybko się ogarnęłam i położyłam do łóżka. No i leżę, i leżę, i leżę. Minęła godzina, półtorej, nic... W końcu się wkurzyłam i wstałam, pogadałam ze współlokatorką, sąsiadami, po czym podejście do spania numer 2. Zrobiła się godzina

I znów koło i wejścióweczki i tak w kółko.

Dziś podeszłam do przedterminu z anaty. Byłam przygotowana porównywalnie jak ostatnio, chociaż w sumie, może nawet lepiej. Tym razem na dzień dobry dostałam pytanie z jedynej rzeczy, na którą nie zwróciłam uwagi przy powtarzaniu. Zdarza się ;) Na następne pytanie, powiązane z pierwszym, siłą rzeczy odpowiedziałam nienajlepiej, dopiero  na 2 kolejne odpowiedziałam jak należy. Oczywiście nie obyło się bez przerw w odpowiadaniu, bo K. przypominały się jakieś anegdotki w nawiązaniu do moich komentarzy. Ostatecznie dostałam (znów) zawyżona ocenę, ale tym razem nie w stosunku do mojej wiedzy, a jedynie do pytań, na które trafiłam. Tak jak ostatnio, doskonale zdaję sobie sprawę, że nie umiałam na 5, tak tym razem na 4 ze spokojem. Tylko w przypadku kolokwium z 3 czy 4 pytaniami, sprawdzany jest bardzo mały zakres wiedzy. No, ale nieważne, jestem zadowolona z oceny, a jeszcze bardziej z faktu, że znów mam to z głowy w przedterminie. Może w trakcie poniedziałkowego koła, będę mogła spędzić całe

Pierwsze odwiedziny w domu i histopogrom.

Na długi weekend pojechałam w końcu do domu. Po 1,5 miesiąca miło było odwiedzić rodzinkę. Jak to zwykle bywa przy takich powrotach, naopowiadałam się po 4 razy tych samych historii, najadłam dużych ilości pysznego jedzenia, a książek nie otworzyłam. W związku z tym, postanowiłam nie zostawać na cały wtorek, tylko wrócić już w poniedziałek popołudniu. Nie wyszło :P Przyjaciółka wyciągnęła mnie na imprezę, no a jak tu odmówić, jak następnym razem przyjadę dopiero na Święta? No, ale zbliżające się koło było coraz bliżej, dlatego po odrobinie snu nad ranem, prosto z imprezy pojechałam na dworzec i o 6:02 ruszałam do Sz. Przespałam całą podróż i obudziłam się dosłownie tuż przed moją stacją, później ledwo dowlokłam się do akademika, z tymi ciężkimi torbami i usiadłam do książek. Zajęło mi jakieś 5 min, zanim zaczęłam zasypiać, więc uznałam, że i tak nic się w ten sposób nie nauczę i już lepiej się zdrzemnąć. Później przyszła do mnie koleżanka i do północy męczyłyśmy histo. Wczoraj jeszc

Koło numer dwa :D + mały update

Jakby wszystkie koła w ten sposób wyglądały to życie studentów medycyny byłoby jeszcze piękniejsze (za to ich wiedza zerowa :P ). Mieliśmy kolokwium z biologii molekularnej. Przedmiot ciekawy, ale tak naprawdę zupełnie bez sensu, bo jak już pisałam, sami wykładowcy mówią, że to co ważne i tak będzie na genetyce na dalszych latach. No, ale koło zapowiedziane, trzeba było się jakoś przygotować. Z prezentacji niewiele dało się wynieść, książek, jak usłyszeliśmy, nie mamy po co kupować, no chyba, że kogoś to bardzo interesuje i chce tak po prostu dla siebie, no to zostało robienie kół z poprzednich lat. Okazało się, że szalenie wielka "pula" wynosi 40 pytań, a może nawet mniej, bo część wyraźnie była z materiału, którego nie robiliśmy. Po przejrzeniu tego 3 razy ze współlokatorką, byłyśmy w stanie odpowiadać jedna drugiej  na pytania, zanim one padły. Na zasadzie "primery, a reszta nie" :P Poszłyśmy na aulę z nadzieją, że to wystarczy i nie zawiodłyśmy się :D Kolokwiu

Nowe lokum :D

W końcu, po miesiącu życia na walizkach i niespodziewanych przeprowadzkach, wylądowałam we własnym, świeżo wyremontowanym pokoju w akademiku. Trzeba przyznać, warto było czekać ten miesiąc, bo warunki są super. Świeżo wymalowane ściany, nowe biureczka, stolik, 3 większe szafy wnękowe i 1 mniejsza, 2 regały, obrotowe krzesła, zwykłe krzesła, po 2 ciepłe, miękkie koce, od wszystkiego aż bije nowością :D Nowa współlokatorka bardzo sympatyczna, sąsiedzi z boksu też super, ochrzciliśmy już nasz boks pierwszą imprezą w piątek :D Mój pierwszy od dawna i ostatni na dłuższy czas, weekend bez anatomii właśnie minął. Zgodnie z planem udało mi się nadrobić zaległe notatki z histologii i to by było na tyle z mojej naukowej aktywności. Sama nie wiem na co uciekł pozostały czas, wyjście do miasta, impreza i nagle z piątku zrobił się poniedziałek... ... który upłynie mi pod hasłem biologii molekularnej, bo we wtorek pierwsze zaliczenie. Nie zaglądałam jeszcze do tego, ale patrząc po tym jak wygląd

Pierwsze koło.

Dziś zdałam moje pierwsze kolokwium z anatomii, co więcej, zdałam je na 5. Strasznie mnie to bawi, bo jakbym miała obiektywnie ocenić mój stan wiedzy z osteologii to oscylowałoby to w granicach 3,5, no ewentualnie słabego 4 :D No, ale moja ocena to niespecjalnie duży wyczyn, bo dostałam najprostszy zestaw jaki się dało, poza tym jak zwykle duży wpływ miał mój sposób wypowiadania się. Po raz kolejny na moją korzyść zadziałała pewność siebie i brak stresu. "Collum anatomicum" na kości udowej? Czemu nie, doktor K. chyba nawet nie usłyszał, że bzdurę powiedziałam, a nawet jeśli to nie zwrócił na to uwagi ;) Wszystkie pozostałe osoby z grupy, które też odważyły się zdawać już dzisiaj (bo generalnie pierwszy termin dla wszystkich będzie w poniedziałek, dziś był dla chętnych, ale myślę, że K. traktował to trochę jak przedtermin, dlatego jeszcze łagodniej oceniał i nie dawał nikomu zbyt trudnych pytań) też zdały bez problemów. Tak samo moi znajomi z innych grup, z którymi wspólnie s

Histologia vs. anatomia i otrzęsiny.

Mam poważne wątpliwości czy bardziej przeraża mnie (na szczęście odległy) egzamin z histologii czy z anatomii. Anatomia, ogromna masa informacji do wykucia, a jednak jakieś takie przystępne się to wydaje. Niestety egzamin wielokrotnego wyboru to najgorsza z możliwych opcji, a repetantów, którzy mogą to potwierdzić, nie brakuje... Z drugiej strony na histologii są szkiełka, których nie cierpię. Dla mnie pod mikroskopem wszystko wygląda tak samo, jakieś tam różowe lub fioletowe komóreczki i weź tu rozpoznaj. W ogóle nie lubię mikroskopowania. Zobaczymy, może po pierwszych kolokwiach z jednego i drugiego będę potrafiła ocenić co gorsze ;) Z przyjemnych rzeczy, byłam wczoraj na Otrzęsinach mojej uczelni. Było super, najpierw before w akademiku, a później cała noc przetańczona w klubie. Było mnóstwo ludzi, ale udało nam się przyjść w takim momencie, że ominęło nas stanie w kolejce do wejścia (niestety ominęły nas też otrzęsinowe koszulki, szkoda ).W środku bardzo dużo miejsca, 2 parkiety

Dobre wrażenie, a nadmiar stresu.

Na dzisiejszych zajęciach z anatomii, po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że nie ma to jak sprawiać dobre wrażenie. Nieważne jak bardzo jest się nieprzygotowanym, ważne, żeby brzmieć tak,  jakby się wszystko doskonale wiedziało, pewność w głosie działa cuda :D Miałam opisać kość czołową, całkiem przyjemna, niezbyt trudna, ale w natłoku informacji i tak połowa struktur wypada z pamięci... sulcus, tuber, incisura, margo, arcus, łacina już mnie tak nie irytuje, ale nadal zdarza mi się coś zapomnieć czy pomieszać. Dziś, z pełnym przekonaniem i pewnością w głosie, zabrałam się za opisywanie, "Kość czołowa, czyli os temporale, bla bla bla....". Nikt. Ani jedna osoba nie zareagowała, a ja poszłam dalej z opisem. Dopiero kiedy skończyłam, uświadomiłam sobie, że palnęłam głupotę, przywołując łacińską nazwę kości skroniowej, zamiast czołowej,  no ale skoro nie było żadnej reakcje ze strony grupy, to nawet się nie zatrzymałam (ani ze strony doktora K., ale on nigdy nie popra

Niespodziewana wejściówka.

Miałam dzisiaj swoją pierwszą w życiu wejściówkę, na dodatek zupełnie niespodziewaną, bo z anatomii o.O Nasz drogi pan K., który uznaje przecież tylko ustne odpowiedzi i kolokwia, rozdał karteczki i zarządził sprawdzenie wiedzy na piśmie. Ludzi trochę zatkało, wbiło w krzesła i zmroziło, no ale cóż, doktor każe, student musi :P Wejściówka typu "napisz wszystko co wiesz o...", czyli najbardziej znienawidzona przeze mnie forma, ale trudno. Napisałam krótko, zwięźle i na temat. Mogłabym więcej, ale wyszłam z założenia, że wolę czegoś nie napisać niż napisać totalne bzdury. Całość zajęła mi ok. 3/4 strony A4. Rozglądam się po mojej grupie, a ludzie piszą, i piszą, i piszą... Przede mną oddał tylko 1 kolega, który miał niewiele więcej treści. Byłam przekonana, że usłyszę jakiś komentarz do mojej niewiedzy i zbyt małej ilości informacji, skoro ludzie umieli tyle, żeby zapisać tym prawie 4 strony... Zajęliśmy się oglądaniem kości, a pan K. oglądaniem naszych prac, z poważną i sku

Sen i jeszcze trochę więcej snu.

Jak to mówią, "all habits die hard", tak więc było to tylko kwestią czasu kiedy po raz pierwszy zaśpię na zajęcia. To, że teraz jestem na studiach, a nie w liceum i już nie będę mogła sobie wszystkiego usprawiedliwiać tak po prostu, od ręki, nic nie zmienia.  No i stało się, trzeci tydzień, ćwiczenia z biofizyki na 9:45, a ja z przerażeniem zobaczyłam na telefonie godzinę 10:20... Standardowo budzików nie pamiętam, okazało się, że może i systemowe dzwoniły, ale ich wyłączenie jest zdecydowanie zbyt proste i robię to nieświadomie, natomiast aplikacja, która nie jest taka łatwa do przeskoczenia, nawaliła... Chyba muszę zainwestować w jakiś klasyczny budzik, bo mój telefon zbyt często ma ostatnio humory i się buntuje. Tak więc nie poszłam na zajęcia, jak pech to pech, bo to jedyny przedmiot, na którym już mam jedną nieobecność (co mogłoby być materiałem na osobny wpis, ale w skrócie, jak ktoś wydaje się nie być pewniakiem to po prostu należy go za pewniaka nie brać, bo na ogół

Chaos, zamieszanie i dezorganizacja.

Moja cudowna uczelnia dba o to, aby studenci zbyt długo się nie nudzili... Odwołany wykład? Dowiesz się jak już dojedziesz na niego przez całe miasto. Zmiana miejsca zajęć z jednego końca świata na drugi? Jak wyżej. Niewyremontowane na czas akademiki? No przecież takie rzeczy wszędzie mogą się zdarzyć. Wymieniać mogłabym dalej... Wczoraj wieczorem, po powrocie do mojego tymczasowego lokum, usłyszałam od miłej pani w recepcji, że do jutra muszę opuścić pokój o.O Okazało się, że uczelnia wstępnie zarezerwowała miejsca do 10 października, a zadzwoniła przedłużyć dopiero na dzień przed, kiedy większość miejsc była już zarezerwowana przez kolejne osoby. Dowiedziałam się, że są dwie możliwości, albo zmienimy tylko pokój, na taki o gorszym standardzie, albo jeśli zabraknie miejsca to w ogóle będziemy musiały zmienić miejsce... Dziś rano sprawa miała się wyjaśnić, ale nic się nie zmieniło, pani z recepcji nadal nie wiedziała co z nami dalej zrobić, a bagaże z pokoju trzeba było zabrać. Stwierd

Dobra kawa to podstawa.

Już drugi dzień z rzędu zachwycam się automatami z kawą, na które można się natknąć na mojej uczelni :D Pierwsza zaleta - duże kubki <3 Nie wiem kto to wymyślił, żeby w większości tego typu maszyn były tak malutkie kubeczki, ale musiał to być ktoś kto bardzo powoli pije, albo po prostu wystarczają mu do szczęścia 3 łyki kawy. U nas w automatach są kubki przyzwoitej wielkości (choć na moje standardy i tak za małe, ale nie będę wymagała, żeby mi w "wiadrach" tam podawali, tak to sobie mogę pić w domu :P ). Druga zaleta to duży wybór, cappuccino, cappuccino z czekoladą, czara, biała, latte z podwójnym mlekiem, kawa waniliowa, gorąca czekolada, gorąca czekolada z czymś tam, w niektórych jest nawet gorąca czekolada z miętą, a i tak nie wszystkie pamiętam. Trzecią zaletą jest regulacja cukru, nie zawsze jest taka opcja, a ja nie lubię przesłodzonej kawy, już wolę gorzką, a najlepsza jest taka z "optymalną" ilością cukru, co tu mogę sobie ustawić. Ostatnią, ogromną zale

Łacina to zło.

"Dobra, to tu będzie "costae". Fuck. Znów nie zgadłam, powinno być "costalis"..." Tak mniej więcej wygląda obecnie moja nauka anatomii. Samego materiału nie ma wcale tak dużo, jeden dzień na ogarnięcie wszystkiego co póki co mieliśmy, spokojnie by wystarczył, ale... ale łacina. Starszaki pocieszają, że po pierwszym miesiącu będzie łatwiej, bo już wiele nazw będziemy kojarzyć, a później one się powtarzają. Mam nadzieję, że faktycznie tak będzie, bo jak na razie bardzo często pamiętam początek słowa i dodaję złą końcówkę. Zmarnowałam 2 lata łaciny w liceum, bo wszyscy byliśmy przekonani, że i tak do niczego nam się to nie przyda, skoro wszystkie uczelnie medyczne odchodzą od niej na rzecz angielskiego. No i odeszły, na 2 czy 3 lata. Moja również, ale w tym roku do niej wrócili. Mam nawet moje licealne ściągi z deklinacji i koniugacji, ale co mi po tym, skoro nie znam medycznego słownictwa i i tak nie mam pojęcia co jest jakiego rodzaju. No nic, muszę po pr

Już prawie tydzień.

W tym tygodniu zostały mi już tylko 1 zajęcia, ćwiczenia z histo-cyto-embrio (i kurs BHP, ale to tylko jednorazowa rzecz jak wszędzie). Co najlepsze, całkiem sporej grupy prowadzących nie miałam jeszcze okazji poznać, bo zajęcia się nie odbyły, o czym dowiadywaliśmy się na miejscu po 20min czekania... Wiem, wiem, na uczelniach tak to jest ;) Dzisiaj mogłam się w końcu wyspać, a przynajmniej taki był plan, bo wykład na 13. Ostatecznie nie całkiem się udało, bo jacyś robotnicy postanowili wyremontować coś tuż pod moim oknem o 8 rano, ale dosłownie, tuż pod oknem, więc obudzili mnie stukaniem młotkami i swoim głośnym gadaniem... Na szczęście udało mi się po tym jeszcze zasnąć i pospać do 10. Wykład z cyto, nie był tak nudny jak ten z biofizyki (to chyba niewykonalne), ale na przyszłość byłoby miło jakby pani prowadząca korzystała z mikrofonu, a nie mówiła sama do siebie, bo siedząc w ostatnim rzędzie miałam bardzo duży problem z dosłyszeniem czegokolwiek... Zaraz po tym miałam wykład z

Pierwsze próby nauki... i moja nieogarnięta uczelnia.

4,5 miesiąca wakacji odmóżdża... Moja pierwsza próba powrotu do trybu nauki kończy się właśnie niepowodzeniem. Jutro drugie ćwiczenia z anatomii, więc w teorii powinnam być do nich przygotowana. W praktyce umiem niewiele, choć naprawdę starałam się zabrać za czytanie i powtarzanie... Nawet jakieś notatki zaczęłam robić, w czytelni posiedziałam! Niestety wszystko na nic, mój mózg nie chce przyswajać wiedzy. Rozkręcę się, nie mam innego wyjścia, ale tak jak się spodziewałam, będzie to niełatwe. Od piątku do anatomii dojdzie mi histologia, więc muszę rozkręcać się szybko. Dzisiejszy dzień był... wkurzający. Mogłam na własnej skórze przekonać się, że opinie o nieogarnięciu mojej uczelni są jak najbardziej prawdziwe. Miałam pierwsze ćwiczenia z biofizyki, które były bardzo fajne, facet jest o niebo lepszy od kobiety, która prowadziła wykład (tak, ten, na którym umierałam z nudów jak wszyscy inni). Zajęcia skończyłam o 11:15 i musiałam jechać przez całe miasto na kolejne, tyko po to, żeby d

New city, new studies.

Przyjechałam do S. w piątek i wpadłam w wir integracji :D Najpierw wyjście na piwo, później spacer po mieście, kolejne piwo i znów spacer, kolejnego dnia spotkanie w parku i, nie piwo, a coś mocniejszego na domówce u kolegi. Wydałam zapewne więcej pieniędzy niż normalnie będę wydawać przez 2 tygodnie, no ale trudno, to były ostatnie dni wakacji, trzeba było korzystać ;) Wczoraj zaczęliśmy zajęcia, mieliśmy ćwiczenia z anatomii, na których byłam ledwo żywa i ostro zachrypnięta, więc pewnie nie zrobiłam najlepszego wrażenia... ale asystent wydaje się bardzo fajny, konkretny facet, nie przynudzał, ogólnie bardzo pozytywne wrażenie. Podobno jest z tych fajnych, którzy w roku nie cisnął, co ogólnie jest fajne, ale ma ten minus, że trzeba samemu motywować się do nauki. Kolejnymi zajęciami była historia medycyny. Moje pierwsze wrażenie o prowadzącej nie było najlepsze, ale w momencie jak tylko odłożyła regulamin i zaczęła do nas mówić, a nie czytać, zmieniłam zdanie. Kobieta sympatyczna, m

Pamiętaj o...! Czyli czas na przeprowadzkę.

No i stało się, nadszedł piątek [?!?!], przeprowadzam się. Już nawet nie próbuje zrozumieć jaki to się stało, że ostatnie 2 miesiące moich wakacji minęły z prędkością światła. Walizki [prawie] spakowane, została tylko długa lista pt.: "Pamiętaj o...!". Zakupy zrealizowane w 99%, ale na pewno na miejscu okaże się, że trzeba jeszcze kilka rzeczy dokupić. Planowałam jeszcze dziś od rana pojechać do sklepu, ale w nocy [a raczej nad ranem] złapałam tylko 1,5h nieplanowanego snu, w końcu ostatniej nocy nie warto tracić na sen :P Po drodze się zdrzemnę, a dziś wieczorem jeszcze się nie wybieram na żadne integracje, więc jakoś przetrwam dzień, nie pierwszy to i nie ostatni po nocy bez snu ;)

Czas znieść walizki, oraz o tym jak uczelnia urozmaica nam życie na "dobry początek"

Chaos w pokoju nie zmniejszył się ani trochę od ostatniego wpisu, ale dziś postanowiłam to zmienić. Przytargałam do pokoju 2 ogromne walizki i zabrałam się w końcu za pakowanie. Rzeczami do ubrania zajmę się na samym końcu, ale kuchenne sprzęty, kołdrę, poduszkę itp. mogę już spakować. Ostatnie zakupy były bardzo udane. Udało mi się zrealizować postanowienie "nie wyjdę stąd póki nie kupię wszystkiego z listy". Zajęło mi to jakieś 7h, ale przynajmniej w końcu mam to z głowy :D Za to teraz planuję nie zbliżać się do centrów handlowych przez najbliższy rok. Na zakończenie pozostaje mi jeszcze tylko odwiedzić aptekę, żeby kupić rękawiczki i czepki/chustę na anatomię. Kiedy pomyślę o tym, że za tydzień o tej porze będę już trzeci dzień w nowym mieście, pewnie w trakcie spotkania integracyjnego, to wydaje mi się to zupełnie nierealne. Kiedy minęły moje przeszło 4 miesięczne wakacje?! Naprawdę od przyszłego tygodnia będę mogła nazywać siebie studentką medycyn?! Wiem, że czeka m

Obrazkowo.

Dziś nietypowo, bo obrazkowo. Treści niewiele, ale za to dodam kilka obrazków, na które trafiłam ostatnio na weheartit i bardzo mi się spodobały :D Chaos w moim pokoju ma się świetnie, wciąż dochodzą kolejne rzeczy, więc za chwilę nie zostanie mi już w ogóle żadna wolna przestrzeń na podłodze i biurku (po 5 latach w końcu mam z niego jakiś pożytek, lepiej późno niż wcale :P ). Sytuacja powinna się trochę poprawić jak zorganizuję sobie torby i walizki, w które będę to mogła powoli układać. Może dzisiaj, jeśli będę miała jakieś resztki energii po całodziennych zakupach, uda mi się to trochę ogarnąć.

Entropy...of my room :D

Mój pokój robi się coraz bardziej zagracony, mam wrażenie, że entropia działa w nim jakieś 10x szybciej niż we wszechświecie... No dobra, możliwe, że tournee po rodzinie i sklepach ma z tym coś wspólnego :D Powinnam powoli zaopatrzy się w torby, walizki i kartony i zacząć to wszystko pakować. Całe szczęście, że nie będę musiała jechać pociągiem, bo nie wiem jak wtedy miałabym się zabrać ze wszystkim co potrzebuję i chcę zabrać. Pożegnania z częścią rodziny mogę już odhaczyć, wizytę w jednej mojej starej szkole też, jakaś połowa zakupów też już za mną. W tym tygodniu czeka mnie kolejna wycieczka po sklepach, odwiedziny w liceum i na treningu. No i pakowanie... W międzyczasie wybieram się raz jeszcze do pracy, miało już nie być nic do roboty, ale okazało się, że jednak jeszcze się przydam, no to trzeba korzystać. Przy ilości wycieczek do sklepów, nie pogardzę gotówką ;)

Kredki Bambino (i bunt sprzętu).

Napisałam notkę już wczoraj, ale niestety okazało się, że nie można ufać aplikacji mobilnej, bo mimo zapisania wersji roboczej, zniknęła nim zdążyłam opublikować... No trudno, napiszę raz jeszcze, choć dziś nie mam aż takiej weny jak wtedy, wczoraj byłam wyjątkowo znudzona w pracy, co najwyraźniej sprzyja pisaniu postów na blogu :P No, ale na temat. Dziecko zabrało się za kompletowanie wyprawki na studia. No, a co jest podstawowym i najważniejszym wyposażeniem studentki medycyny? Oczywiście kredki Bambino, koniecznie z dużą ilością odcieni beżu i różu xD Tak więc punkt pierwszy na liście zakupów odhaczony, można przejść dalej :P Nie no, tak naprawdę już dużo więcej punktów mogę wykreślić, bo w tym milionie sklepów, które z tatą odwiedziła, kupiłam jednak coś więcej niż kredki. Plan był taki, że mieliśmy odwiedzić tylko Lidla i Biedronkę, a skończyło się na 3h jeżdżenia po sklepach. Wzbogaciłam się o 2 bluzki, spodnie do biegania na chłodne dni, pokrowiec na telefon (taki na ramię, t

Ogarnianie...

... życia, pokoju, siebie, wszystkiego. Od początku sierpnia czas przyśpieszył, a od momentu gdy dostałam się na studia pędzi z prędkością światła. Jak zwykle mam tyle planów i rzeczy do zrobienia, że nie wiem od czego zacząć... więc zaczęłam od nadrobienia seriali :P Zostało mi jeszcze kilka odcinków, ale uznała, że można by jednak wpleść w to ogarnianie innych rzeczy. No i póki co idzie mi nienajgorzej. Dentysta umówiony, książki do matury spakowane w karton, notatki z drzwi odklejone (ale białe i puste się tę drzwi zrobiły o.o), nawet pracę znalazłam. No dobra, nawet nie szukałam, więc trudno mówić o znalezieniu, no ale nieważne. Efekt jest taki, że jutro pierwszy raz w życiu zobaczę co to 8 godzinna robota :P Jeśli będę miała jeszcze jakieś resztki energii po tym to zrobię kolejne podejście do zakupów, ale nie nastawiam się na to za bardzo... kiedyś mi się uda :)

Integracja, rozpakowywanie i listy.

Wczoraj wieczorem wróciłam z najbardziej odludnego, a zarazem najbardziej wyjątkowego miejsca jakie znam. Obóz, choć 2 tygodniowy, był przeraźliwie krótki. Pierwszy tydzień leciał szybko, drugi przeleciał z prędkością światła. Jestem mieszczuchem, ale na tym odludziu, wśród koni , mogłabym spędzić i cały miesiąc. Całonocne ogniska, wirujący świat, odsypianie po godzince jak się da i szalone jazdy w teren <3 Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i dziś już powrót do rzeczywistości. Mam miesiąc do rozpoczęcia studiów, a rzeczy do ogarnięcia coś koło miliona. W pierwszej kolejności powinnam rozpakować się po wyjeździe. Na szczęście nie wymaga to za dużo zachodu, bo całość polega na przesypaniu wszystkiego z torby do kosza na brudne rzeczy. Nic czystego się nie ostało. W niedalekiej przyszłości muszę także zrobić ogromne zakupy. "Sprzęt" na studia, ciuchy, sprzęty do akademika (czy i jaki pokój dostanę okażę się za jakiś tydzień). Stwierdziłam, że żeby to wszystko og

Dokumenty.

Jeszcze nie zaczęłam studiów, a już dostarczyły mi one niemało emocji i stresu. Najpierw oczekiwanie na kolejne listy rankingowe, a gdy już się w końcu udało dostać to następna próba cierpliwości. Wysłałam dokumenty pocztą, innej opcji nie miałam. Dowiedziałam się od przyjętych już wcześniej osób, że uczelnia jak dostaje komplet dokumentów to wysyła maila, że dotarły itd. No to czekam, odświeżam maila, dalej czekam, mija dzień, później kolejny, a do deadline składania dokumentów coraz bliżej. Po 4 dniach napisałam na uczelnię z pytaniem, ale była sobota, więc znów czekanie aż minie weekend. W końcu dzisiaj rano znalazłam w skrzynce mailowej odpowiedź na moje pytanie. Uff, wszystko dotarło, dostałam się na studia : D

Udało się!

Stało się. PUM opublikował kolejną listę rankingową i moje nazwisko znalazło się wśród 20 szczęśliwców z żółtym tłem :D Nareszcie skończyło się czekanie i życie w niepewności. Niby wiedziałam, że na 95% próg spadnie, ale cieszę się, że to już oficjalne. Od października zaczynam moje wymarzone studia i życie w zupełnie nowym mieście. Jestem bardzo ciekawa jak to będzie wyglądać, czeka mnie masa zmian, ale świadomość, że nie będę musiała poprawiać matury jest cudowna. Wiem, że czeka mnie cholernie dużo roboty, ale póki co mogę w końcu cieszyć się wakacjami. Teraz zostało mi już tylko złożyć wniosek o akademik i kompletować wyprawkę na studia, to będą wielkie zakupy ;)

Dobry lekarz.

Dobry lekarz - co to znaczy? Nie wiem, ale mam nadzieję, że kiedyś ktoś będzie mógł tak powiedzieć o mnie. Cała masa ludzi narzeka na lekarzy, moim zdaniem, zdecydowana większość niesłusznie, bo kierują swój żal w zła stronę. To państwo źle funkcjonuje, to Służba Zdrowia i NFZ są źle zarządzane, a lekarze, choć nie mówię, że wszyscy i zawsze dobrze postępują, to rzadko mają na cokolwiek wpływ. Osobiście nie miałam na szczęście zbyt wielu okazji na kontakt z lekarzami, ale ci których spotkałam byli zawsze sympatycznymi ludźmi. Moim ulubionym "gatunkiem" lekarza są faceci (jakoś nie miałam szczęścia trafić na taką kobietę) po 50, mam wrażenie, że w tym wieku można, albo naprawdę lubić to co się robi, albo być zgorzkniałym, niespełnionym człowiekiem. Miałam to szczęście, że dziś po raz kolejny trafiłam na typ pierwszy. Doktor sympatyczny, z poczuciem humoru, który chętnie pogada, a nie traktuje pacjenta jako zło konieczne. Byłam załatwić oświadczenie lekarskie na studia, posie

Darmowa edukacja...

Nie cierpię ukrytych kosztów jak zapewne każdy. Bardzo się cieszę, że mamy w Polsce darmową edukację, szkoda tylko, że na każdym kroku okazuje się, że ta "darmowa edukacja" całkiem sporo kosztuje. Nie zaczęłam jeszcze studiów, a już wydałam na nie masę pieniędzy. Na początek opłaty rekrutacyjne. Jasne, można zarejestrować się na jednen kierunek, wtedy "jedyne" 80-85zł (a na niektóre kierunki przeszło 100zł), ale na to mogą pozwolić sobie tylko laureaci, osoby przekonane o tym, że napiszą maturę bardzo wysoko, albo wiedzą, że i tak nie będę w stanie utrzymywać się w innym mieście. Ja starałam się rozsądnie wybrać na jakie i ile uczelni się zarejestrować, żeby mieć jak największą szansę się gdzieś dostać, ale z drugiej strony nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy. Stanęło na 4 uczelniach, 335zł... no ok, idziemy dalej. Jeśli się dostanę będzie trzeba dostarczyć dokumenty. Mogę jechać zawieźć osobiście, ale bilety na pociąg i czas jaki bym straciła powoduje, że się nie o

Plany, plany, plany.

Z jednej strony, w ostatnich tygodniach, czas ucieka mi strasznie szybko, z drugiej jednak, oczekiwanie na kolejne listy rankingowe dłuży się niemiłosiernie. Od początku mówiłam sobie, że dopóki nie będę wiedziała na 100%, że dostałam się na studia, nie będę nic planować. Niestety (a może stety) lubię planować, co jest rodzinne, patrząc po zachowaniu mojej rodziny, która wie, że jeszcze się nie dostałam, a już szykuje mi wyprawkę na studia :P Póki co układają tylko listę  w głowie, ale sam fakt. Sama jestem nie lepsza, dziś, mimo wcześniejszego postanowienia, spędziłam cały wieczór przeglądając oferty mieszkań i pokoi. Nie powinnam się nakręcać i cieszyć na zapas, bo jeszcze nadal może się nie udać, ale chyba sama nie wierzę  w to, że próg mógłby się już nie obniży. Poza poszukiwaniem lokum, zaczęłam zastanawiać się nad listą niezbędnych na studia rzeczy, zarówno tych związanych z samą nauką jak i tych z życiem codziennym. Korci mnie też strasznie, żeby dołączyć do grupy mojego rok

Tym razem trochę optymizmu :)

Poprzedni post związany z rekrutacją był w dość pesymistycznym tonie, dziś coś całkiem przeciwnego :) Jak to lista rankingowa potrafi poprawić człowiekowi humor, nawet jeśli wcale nie widnieje na niej "kandydat zakwalifikowany" przy jego nazwisku. Po pierwsze, nie spodziewałam się listy już dziś. Kandydaci mieli do wczoraj czas na składanie dokumentów, a w poprzednich turach Komisja potrzebowała po tym 2 dni. Tym razem uwinęli się szybciej i lista została udostępniona już dzień po. Po drugie nie spodziewałam się takiego spadku progu. W poprzedniej turze przyjęli 110 osób w zapasie, a mimo tego kolejny próg poleciał  aż o 2 punkty, znacznie poprawiając mi humor, bo oznacza to, że od zostania studentkę lekarskiego dzieli mnie 1 punkt. Jeszcze nie mogę skakać z radości, ale mamy dopiero początek sierpnia. Rekrutacja będzie trwała jeszcze co najmniej do końca września, więc jest prawie pewne, że progi spadną co najmniej o ten 1, potrzebny mi punkt :D Czyli chyba jednak nici z

Krótka lekcja francuskiego #1

Ostatnio wspomniałam o moim jakże ambitnym planie powtórek francuskiego, oczywiście nie byłabym sobą gdybym jego realizacja przebiegła bezproblemowo. Dwudniowe rodzinne spotkanie i czasu brak. Postanowiłam, że dla lepszej automotywacji będę raz na jakiś czas wstawiała tutaj listy słówek, które powtarzam. Dzięki temu będę sobie o nich przypominać za każdym razem, gdy tu zajrzę, a może przy okazji także ktoś z odwiedzających znajdzie w tym pomoc i motywację :) Tak jak pisałam w moim wcześniejszym poście, na dobry początek wybrałam coś w klimatach lekko medycznych - części ciała. le corps - ciało les cheveux - włosy la tête - głowa le nez - nos l'oreille - ucho l'oeil - oko la bouche - usta la dent - ząb la peau - skóra le cou - szyja la poitrine - klatka piersiowa le dos - plecy les fesses - pośladki les seins - piersi le bras - ramię la main - ręka le poignet - nadgarstek la paume - dłoń le doigt - palec u dłoni le pouce - kciuk l'ongle - paznokieć l

Może by tak już koniec września?

Longest holidays in your life they said... It will be fun they said... Dziś mało optymistycznie, bo pojawiły się kolejne listy rankingowe. Szanowna komisja rekrutacyjna z Łodzi chyba w końcu przejrzała na oczy i zrozumiała, że łatwiej opublikować listę niż odpisywać każdemu indywidualnie na maile z pytaniem "Jakie mam miejsce na liście?", brawo, lepiej późno niż wcale. Jednak nienajlepszy nastrój nie z tego wynika, uświadomiłam sobie jak duży błąd zrobiłam składając tam tylko na lek, a na woj-lek już nie. Na ten drugi weszłybym już z dzisiejszej listy. Na pierwszy szanse bliskie 0, nawet pod koniec września. Nie zależy mi by tam się dostać, za to "gdziekolwiek" byłoby wskazane... A tak może się okazać, że na 2 pozostałe uczelnie zabraknie mi 1pkt lub mniej, a na jedyną, na którą nie złożyłam bym się dostała bez problemu :( Oczywiście teraz nie mam już co gdybać, co będzie to będzie, ale humor w związku z tymi przemyśleniami nienajlepszy... Super, że mam wakacje,

Parlez-vous francais?

Ponad połowa wakacji za mną, a ambitniejsze plany niekoniecznie zrealizowane. Ba, powiedziałabym, że nawet nie tknięte. Jednym z nich była gruntowna powtórka francuskiego. Po 3 latach bardzo intensywnej nauki i kolejnych, niestety również prawie 3 latach przerwy od języka, czuję się jakby moje umiejętność porozumiewania się po francusku zanikły :( Pewnie nie jest aż tak źle, ale dobrze też nie. Mam ogromne braki jeśli chodzi o słownictwo, bo w szkole znacznie większy nacisk kładziono na gramatykę, a ja nie potrafiłam znaleźć motywacji do nauki słówek na własną rękę. Nie miałam również żadnych seriali, jak to było w przypadku nauki angielskiego, które bombardowałyby moją podświadomość słownictwem. Prawie 3 lata przerwy od nauki spowodowały, że gramatykę ledwo pamiętam, ale góry kser i notatek mogą dość szybko rozwiązać ten problem, tylko że do porozumiewania się 3/4 z tego jest mało potrzebne. Za to wątły zasób słownictwa stał się jeszcze mniejszy, co już zacznie utrudnia jakąkolwiek

Sorry, magiczną kulę zostawiam w drugich spodniach...

"Mam 175 punktów, dostanę się gdzieś?", "Jestem 3  miejsca pod kreską, czy mam jeszcze jakiekolwiek szansę?", "Wiem, że teoretycznie powinnam się dostać, ale myślicie, że 84 starczy do Bydgoszczy? Strasznie się boję, że nie." Każdy, kto bierze udział w rekrutacji i śledzi fora internetowe, zapewne nieraz trafił na takie komentarze i pytania. Jasne, można odpisać po prostu: "Tak, próg od lat nigdzie nie dobijał nawet do 175.", "Tak, mamy dopiero początek sierpnia, listy się jeszcze sporo przesuną.", "Tak, ten wynik już zapewnia miejsce na liście rezerwowej, a cała obecna lista rezerwowa spokojnie wejdzie, patrząc na próg." Jednak pierwszą odpowiedzią, jaka ciśnienie mi się na usta jest to co napisałam w tytule tego posta. No, bo czy ja wyglądam na wróżkę? Albo na kogoś kto ma znajomości we wszystkich komisjach rekrutacyjnych w kraju? Póki uczelnie nie zamkną definitywnie rekrutacji (czyli tak naprawdę aż do października)

House MD

Jak tu nie kochać wakacji, 4 nad ranem, a ja z czystym sumieniem mogę siedzieć i oglądać seriale, wiedząc, że i tak się wyśpię. Uwielbiam seriale, wolę je od filmów. Wszystko zaczęło się 6lat temu, od House'a. Mimo moich odwiecznych medycznych planów, wcale nie zaczęłam go oglądać "bo medyczny". Leciał w tv, okazał się genialny i wciągający, no i się zaczęło :D Najpierw nadrabianie istniejących sezonów, później nocne oglądanie na żywo, mimo słabej znajomości angielskiego i zajęć na 8 następnego dnia. Generalnie długie godziny "zmarnowane" przed komputerem. Byłam całkowicie zakręcona na punkcie tego serialu ;) Dziś wspominam to wszystko z dużym sentymentem. Poznałam wielu fajnych ludzi, z którymi mam kontakt do dziś, polskie napisy stopniowo stawały się dla mnie coraz mniej potrzebne do rozumienia serialu, a przy tym poduczyłam się paru mądrych medycznych nazw. Do końca serialu nie dotrwałam (gdyby ktoś mi te 6 lat temu powiedział, że nie dam rady, uznałbym,

Wyrwać się z miasta.

Dziś zacznę od narzekania. Komunikacja miejska zawsze jest ku temu dobrym powodem, ale ostatnimi czasy, w moim mieście postanowili chyba jeszcze zwiększyć pasażerom dyskomfort podróży i utrudnić życie... Wprowadzone zostało cudo zwane kartą aglomeracyjną. Sam pomysł nie jest zły, założenie było takie żeby można było jeździć taniej, korzystając z funkcjonującego już od dawna, m.in. w Londynie, systemu "pay and go", czyli płacimy tylko za tyle przystanków ile przejdziemy. Plan fajny, stawki chyba nawet korzystne, no ale... Organizacja wprowadzania zmian beznadziejna... czytniki nie działają, serwery strony, na której można sprawdzić stan dostępnych środków i je doładować, wiecznie przeciążone, a w punktach stacjonarnych ogromne kolejki. Tak więc w ramach nowego systemu, sprzyjającego "oszczędzaniu" wyszło na to, że musiałam kupić 40min bilet, żeby móc przejechać znacznie krótszą trasę, bo usunięto bilety 15min... Jestem ciekawa jak ma się sprawa komunikacji miejskie

Plażowanie, rozmyślanie, oczekiwanie.

W pierwszych dniach swojego istnienia blogi zazwyczaj obfitują w teksty, jak widać, mój również. Wakacje, nieprzebrane ilości czasu wolnego i takie są skutki, człowiek ma czas na marnowanie czasu i rozmyślanie nad różnymi sprawami. Od razu zapewniam, że częstotliwości 1 do 2 postów dziennie na pewno długo się nie utrzyma, nie mam nawet zamiaru próbować, ale póki jest czas i wena to będę pisać, choćby dla odstresowania się. Słońce, ładna pogoda, nic do roboty, gdzie tu miejsce na stres? Niestety, oczekiwanie na kolejne listy rankingowe, zwłaszcza dla tak mało cierpliwej osoby jak ja, to masakra...Ten kto pozwolił, żeby rekrutacje na studia wyglądały tak jak wyglądają musiał być bez serca. Ograniczyli by możliwość składania przez jedną osobę papierów na wszelkie istniejące uczelni, skrócili przerwy między publikacjami list i wszystkie UM mogłyby zamknąć rekrutację w lipcu, a dla niedobitków w sierpniu, ilu ludziom oszczędziłoby to stresu... Niestety jest jak jest, maturzyści wolą wyd

Rekrutacja i realizm z cieniem optymizmu.

Poprzedni wpis zszedł mocno na temat matury, ale to już na szczęście przeszłość, a co z przyszłością? Tak jak pisałam, mój plan jest nieskomplikowany, medycyna, kierunek lekarski (było by miło jakby już w tym roku).  Jako, że mój plan był sprecyzowany od dawna, to chciałam podejść do tematu jak najlepiej zorientowana. Progi na uczelnie medyczne śledziłam już od kilku lat, z czystej ciekawości, ale też żeby wciąż sobie przypominać, że to nie będzie takie hop siup i jeśli mi zależy to muszę naprawdę się przyłożyć. Gdy rozpoczęła się rekrutacja, nie rejestrowałam się na każdą możliwą uczelnię jak to robili niektórzy zdeterminowani, nie widziałam w tym najmniejszego sensu (zwłaszcza w wydawaniu takich ilość pieniędzy, w końcu taka rekrutacja to dla uczelni świetny interes...), od razu wykluczyłam te, które biorą pod uwagę matematykę, oraz te, na które progi zawsze są wyższe/porównywalne jak na moją priorytetową uczelnię. Ostatecznie zarejestrowałam się na 4 uczelnie, kierując się szansą