Skip to main content

Czas wrócić na studia.

Właśnie dobiega końca pierwszy dzień zajęć w nowym roku akademickim.
 No dobra, w teorii, bo w praktyce to jeszcze na żadne nie dotarłam. Według planu miałam mięć dzisiaj tylko wf, ale od początku wiedziałam, że podobnie jak w ubiegłym roku, nie będę na niego chodzić, bo nie przepadam za taką "szkolną" formą zajęć. Zamiast tego pewnie zdecyduję się na siatkówkę lub koszykówkę, no i postaram się wrócić na szermierkę, jeśli będzie taka możliwość.
Obudziłam się późno, w końcu trzeba było wykorzystać ostatnią noc wakacji na wyspanie się.
Gdy sprawdziłam powiadomienia na telefonie, okazało się, że ktoś przeszedł się do Pracowni Języków Obcych i zastał tam wywieszony plan zajęć z podziałem na poszczególne grup.
Nie wiem kto wpadł na pomysł, żeby zamiast jak co roku zamieścić informację w internecie, przypiąć ją tylko na tablicę ogłoszeń, ale nie była to zbyt przemyślana decyzja. Gdyby nie to, że ktoś miał po drodze i wszedł sprawdzić, to cały rok uznałby brak planu za jasny przekaz, że w tym tygodniu zajęć jeszcze nie będzie. Nie zdziwiłabym się gdyby były osoby, które jeszcze nawet nie przyjechały ze swoich rodzinnych stron, skoro poniedziałek wypadał im wolny.
No, ale wracając do mojej sytuacji, gdy spojrzałam na rozpiskę z angielskiego okazało się, że teoretycznie zaczynam zajęcia za 15 minut. Stwierdziłam, że to jest chyba jakiś żart, żebym musiała biec w nieuczesana i bez kawy, bo komuś odpowiedzialnemu za plan nie chciało się go wrzucić do internetu. Specjalnie sprawdzałam regularnie czy się przypadkiem nie pojawił. Z tego co się później dowiedziałam, większość osób postąpiła tak jak ja i na zajęcia po postu nie poszła. Na szczęście nasz prowadzący nie wymaga 100% obecności i tak długo jak ma się pozaliczane kolokwia, nie robi problemów nawet jak kogoś nie ma kilka razy w semestrze.
Jutro zaczynam "normalne" zajęcia, immunologię, o nieludzko wczesnej porze...
Jak tu się negatywnie nie nastawiać do zajęć, skoro zanim jeszcze się na nie poszło już ma się świadomość, że trzeba będzie wstawać na 8 i zaczynać dzień wejściówką... Na szczęście jest to przedmiot trwający tylko jeden semestr i kończy się zaliczeniem, a nie egzaminem, ale i tak przypuszczam, że go nie polubię.

Nie uśmiecha mi się powrót do wkuwania ogromnych partii materiału, ale ogólnie się cieszę, że to już koniec wakacji i wracam na studia. W końcu spotkałam się ze znajomymi, z którymi nie widziałam się od czerwca, poszłam na imprezę potańczyć, wypytałam współlokatorkę o wakacje, oprowadziłam pierwszaczki po mieście, w ramach akacji IFMSA, wróciłam do aktywnego działania jako Koordynator Peerów.
Siedzenie w domu i oglądanie seriali czy czytanie książek jest super, naprawdę to uwielbiam ale gdybym miała tak spędzić kolejne 2 tygodnie to bym chyba nie dała rady. Nawet powrót na zajęcia mnie cieszy, mimo że w tym roku będzie znacznie więcej nauki na co dzień, bo zamiast jednej wejściówki w tygodniu, w najgorszym razie będziemy mieć 4, w tym 2 jednego dnia.

Z nowości, które czekały na mnie po powrocie, uczelnia postanowiła zapewnić nam możliwość poszerzania wiedzy o innych kulturach i doszkalania języka angielskiego w codziennym życiu. Mieszka z nami Hiszpanka :P A tak poważnie, to remont sąsiedniego akademika się opóźnił (Taaaaka niespodzianka, prawda? Wcale rok temu z naszym nie było takiego samego problemu...).
Na szczęście (niekoniecznie dla nas, ale na pewno dla dokwaterowanych u nas osób) tym razem nie rozesłali ludzi po hostelach.
Nasza nowa współlokatorka jest bardzo miła, mówi rewelacyjnie po angielsku, więc nie ma żadnego problemu z dogadywaniem się, a do tego więcej czasu spędza poza pokojem niż w nim, więc nie jest kłopotliwa. Problemem jest tylko ograniczona ilość miejsca, ale nie jest aż tak źle.

Comments

  1. Anonymous29/9/15

    Zaczynam doceniać swoją uczelnię za to, że zaczynamy 5.10 i nie mamy wf... I jeszcze nie spotkałam kogoś, komu podobałyby się immuny, toteż sama się źle nastrajam :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestem już po pierwszych ćwiczeniach (jeszcze bez wejściówki) i muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczona immunologią, przedmiot zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie, zobaczymy jak długo ono pozostanie (pewnie do pierwszej wejściówki :P ).
      Jeśli chodzi o obowiązkowy wf to ma to swoje plusy, gdyby nie on, pewnie w ogóle nie miałabym żadnej aktywności fizycznej, bo nie mogłabym się zmotywować. Ale tylko przez pierwsze 2 lata mamy.

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się