Skip to main content

Posts

Showing posts from 2016

W głowie już Święta, czyli ostatnie zaliczenia w tym roku.

Choć do Świąt zostało jeszcze trochę czasu, gdzie nie spojrzeć tam choinki, świecące lampki i promocyjne gazetki z propozycjami prezentów. Na uczelni, mimo że zajęcia trwają w najlepsze i według kalendarium roku akademickiego powinny trwać jeszcze do 23 grudnia, to da się już odczuć pewne "rozluźnienie" atmosfery. Po pierwsze, część zajęć już się skończyła, dzięki czemu plan zrobił się naprawdę przyjemny. W poniedziałki, zamiast wstawać na 8, mam jedne zajęcia na 14. Piątki też zrobiły się przyjemniejsze, bo skończyły się zajęcia z anatomii topograficznej, dzięki czemu będzie można chwilę dłużej pospać. Ja, razem z jeszcze jedną osobą z mojej grupy, musimy co prawda odrobić zeszłotygodniowe zajęcia, bo spontaniczna, czwartkowa impreza urodzinowa kolegi, spowodowała, że nie dotarliśmy na zajęcia na czas (nikt z jej uczestników nie podołał temu zadaniu, ale niektórzy wpadli 30-minut spóźnieni i mają zaliczone zajęcia, a ja uznałam, że nie chce mi się spieszyć i, że "jakoś

Niczego was tam nie nauczyli, czyli zmiana oddziału.

Wczoraj, po 8 zajęciach na oddziale hipertensjologii, zaczęliśmy cykl zajęć na diabetologii. Wszystkie te zajęcia odbywają się w ramach interny. Mimo, że mieliśmy już 2 zaliczenia testowe i 1 praktyczne przy łóżku pacjenta, co było pierwszym komentarzem na nowym oddziale? Oczywiście, "No tak, niczego was tam nie nauczyli."... Podobno to nic nowego i tego typu teksty słyszy się regularnie. Na internie uczą nas oceny ekg, po czym na kardiologii okazuje się, że to wcale nie tak, na internie pokazują badanie przedmiotowe brzucha, chirurdzy komentują, że kto wam takie rzeczy pokazywał i tak w kółko. I bądź tu mądry. Choć akurat w przypadku badania płuc, rzeczywiście zaczęło nam iść znacznie lepiej po tym jak profesor na diabetologii poprawiła naszą technikę. Dodatkowo, byli po prostu pacjenci z bardziej podręcznikowymi objawami. Pani z płynem w jamie opłucnowej, z wyraźnie zniesionym drżeniem i stłumionym odgłosem opukowym, inna z płatowym zapaleniem płuc, z ładnie słyszalnymi trz

Pule i giełdy, czyli droga na skróty czy konieczność?

Kto studiuje medycynę i nigdy nie rozwiązywał testów poprzednich roczników w ramach nauki do kolokwium i egzaminów ten a) kłamie b) nie ma znajomych ani dostępu do internetu c) jest leniem b) jest geniuszem z masą wolnego czasu. Osobiście nie cierpię tej formy nauki i gdybym tylko mogła, nie rozwiązywałabym żadnych pul/giełd, tylko czy to w ogóle możliwe? Zapewne tak, ale wymaga ogromnej ilości czasu, samozaparcia i nieograniczonych zasobów pamięci. Dlaczego? Jest kilka powodów. Przede wszystkim, mnóstwo Katedr i Zakładów nie ma jasno określonych wymagań, ani jeśli chodzi o zagadnienia obowiązujące na kolokwia, ani o książki, z których należy się uczyć. Najlepszym przykładem jest na naszej uczelni patomorfologia. Istnieje jakaś tam rozpiska, w której hasłowo podane są preparaty i jednostki chorobowe, ale gdyby ktoś nauczył się według niej na kolokwium to miałby bardzo niewielkie szanse na zdanie go. No to może spójrzmy na wykaz książek? Taaaak, tu jest jeszcze lepiej. Z informacji wyn

Sen? A co to takiego? Czyli wyjazdy, warsztaty, imprezy.

Ubiegły tydzień minął błyskawicznie, w wyczekiwaniu na czwartkowy wyjazd z IFMSA, a ten jeszcze szybciej, na jego odsypianiu. Tegoroczny, jesienny zjazd był o 1 dzień dłuższy niż zazwyczaj, w związku z obchodami 60-lecia Stowarzyszenia, co dla większości, która tak jak ja wybiera uczestnictwo w warsztatach, sesjach plenarnych i imprezy ponad snem, oznaczało kolejną nieprzespaną noc. Jak zawsze było warto, ale chyba trudno się dziwić, że dochodziłam do siebie ze cztery dni po powrocie :P Mimo tak intensywnego weekendu, ku sporemu zaskoczeniu, udało mi się zdać wtorkowe kolokwium z patomorfologii, więc nie zrobiłam sobie żadnych zaległości. Jeśli chodzi o zajęcia to w tym tygodniu mieliśmy ostatni fakultet z immunologii i ostatnia internę na Oddziale Hipertensjologii. Za tydzień czeka nas krótki test, a po nim zaliczenie praktyczne przy łóżku pacjenta. Każdy z nas będzie musiał przeprowadzić badanie głowy, szyi i klatki piersiowej, z opukiwaniem i osłuchiwaniem płuc i serca włącznie. P

Poranna psychologia i patomorfologia, czyli dlaczego NIE nie cierpię poniedziałków.

Zaczynam własnie ostatni spokojny tydzień bez żadnego kolokwium, bo od następnego mamy 3-tygodniowy maraton: patomorfologia, patofizjologia, diagnostyka, a do tego oczywiście cotygodniowe wejściówki z mikrobów. Na szczęście z tym ostatnim jestem chwilowo na zero, bo w piątek udało mi się poprawić zaległą wejściówkę :) Poniedziałki są w tym semestrze straszliwie długie, bo żeby dojechać na nieobowiązkowy  wykład z psychologii muszę wstać koło 6:15, a wracam z zajęć dopiero 12h później (przez bezsensowne okienka, o których już pisałam). Mimo tego, jakoś nie potrafię powiedzieć z pełnym przekonaniem, tak chętnie przez wielu powtarzanego zdania, "Nie cierpię poniedziałków!".    Mimo, że po tylu godzinach siedzenia na zajęciach jestem zmęczona, to naprawdę nie mam powodów do narzekań. Wykład z psychologii jak zawsze świetny, choć zdecydowanie za krótki. Przez to, że trwa on tylko 45min, prowadząca musi bardzo zwięźle, wręcz hasłowo opowiadać o wielu

Immunologia, sentymenty i pierwsza pomoc, czyli podsumowanie miesiąca.

Czas jak zwykle pędzi, człowiek dopiero co się przeprowadzał, a tu już miesiąc zajęć za nim. Ten rok, pod wieloma względami, jest zupełnie inny niż 2 poprzednie. Zamiast wielogodzinnych okienek, wolnych popołudni i piątków, całe dnie na mieście, bo bezsensowne okienka po 1h, plus znacznie więcej przedmiotów. Zamiast 5-minutowych spacerków na zajęcia, jeżdżenie po całym mieście, zamiast spania do 10, zajęcia na 8 cztery razy w tygodniu. Jest inaczej, mogłoby się wydawać, że trudniej, ale poza niedosypianiem, które przede wszystkim wynika z mojego "rozstrajania" się przez imprezy w weekendy, nie mam powodów do narzekań. Przedmioty nadal uważam za ciekawsze niż na dwóch pierwszych latach, oczywiście nie wszystkie, ale większość. W ramach psychologii klinicznej mieliśmy kolejny interesujący wykład, na temat orzecznictwa sądowego, a później trochę mniej interesujące ćwiczenia dotyczące przekazywania złych informacji i pracy z trudnym pacjentem. Temat generalnie bardzo ważny, ale

Koło Chirurgiczne, stetoskop w ruch, czyli interna i chirurgia nie do końca w tej kolejności.

Po ostatnich 2 wpisach postanowiłam sobie, że nie będę robić czegoś takiego, że zaczynam pisać, wiedząc, że powinnam robić coś innego, bo później w połowie wpisu przerywam i kończy się tak, że dokańczam wpis dopiero po kilku dniach i już nie wychodzi tak fajnie, przynajmniej w moim odczuciu. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym się tego trzymała... Dziś miałam kolejne zajęcia z interny, na których w końcu miałam okazję poćwiczyć osłuchiwanie i opukiwanie płuc. Wydawać by się mogło, że po 2 latach praktyk wakacyjnych, czy choćby po zdanym egzaminie z fizjologii, powinnam takie rzeczy potrafić, nic bardziej mylnego. Pośrednio do tego nawiązuje tytuł tego wpisu, ponieważ ilość godzin spędzonych przeze mnie na chirurgii i bloku operacyjnym, asysty, szycie, wszystko to miało miejsce zanim nauczyłam się zupełnie podstawowego badania pacjenta, ups :D No, ale najważniejsze, że i na to przyszła pora. Na zajęciach mieliśmy okazję osłuchać m.in. pacjenta cierpiącego na jednostronne zapalenie

Kolejne przedmioty, IFMSA, imprezy, czyli dzień jak co dzień.

Miałam już okazję uczestniczyć we wszystkich przedmiotach, obowiązujących nas w tym semestrze. Ogólne odczucia nadal są pozytywne :) Prowadzący zrobili na mnie, jak na razie, bardzo dobre wrażenie, nawet Ci na nudnych przedmiotach, mówią w znośny, niezbyt nużący sposób. Choć może to po prostu ja mam jeszcze zapał, bo to dopiero pierwszy miesiąc :P W poniedziałek znów wstałam na 8 rano na wykłady! Ponownie nie żałowałam, bo psychologia kliniczna jest świetnie prowadzona. Zarówno wykłady jak i ćwiczenia są bezstresowe, ciekawe i wciągające. Wiele rzeczy, o których jest mowa wydaje mi się dość oczywistych, z takiej "życiowej wiedzy", ale dowiedziałam się już także kilku nowych informacji. Za to pierwszy wykład z patomorfologia przypomniał mi, że przecież tak naprawdę to już od przeszło pół roku przedmiot ten można by śmiało nazywać onkologią. Nauka na egzamin tych wszystkich nowotworów, które póki co zlewają mi się w jedno, będzie straszna. Nie mówiąc już o nauce "szkiełek&

Nowości, czyli pierwszy tydzień 3 roku prawie za mną.

Pierwszy tydzień zajęć już prawie cały za mną. Trochę taki oszukany, bo wtorek był dla nas dniem wolnym, z powodu uroczystej inauguracji, na której oczywiście nie byłam. Może kiedyś uda mi się na nią dotrzeć, ale póki co nie znalazłam jeszcze nikogo kto był i mógłby mi powiedzieć, że warto, więc i w tym roku, odsypianie imprezy brzmiało znacznie bardziej zachęcająco niż zrywanie się na 9 rano do rektoratu :P Poniedziałkowe zajęcia rozpoczęliśmy o 8, wykładem z psychologii. Trzeba było na niego dojechać niemały kawałek, ale nie żałuję, że wstałam tak wcześnie. Przedmiot zapowiada się naprawdę ciekawie, a szefowa Zakładu potrafi opowiadać w taki sposób, że aż chce się słuchać. Zawsze interesowała mnie psychiatria i pokrewne dziedziny i choć wiem, że to nie specjalizacja dla mnie, to chętnie się czegoś dowiem. Ćwiczenia także mi się podobały, widać było, że to o czym opowiada prowadząca jest jej pasją, miła odmiana po tych wszystkich asystentach, czytających slajdy. Tego dnia mieliśmy mi

Bonusowe praktyki i sceptycyzm lekarzy, czyli pierwszy dzień z powrotem na chirurgii.

Zaczęłam dzisiaj mój bonusowy tydzień praktyk albo wolontariatu na chirurgii, jak zwał tak zwał. Ponieważ najwcześniejszym pociągiem mogę dojechać do szpitala dopiero na 7:40, to dotarłam spóźniona na poranny obchód. Szybko narzuciłam na siebie fartuch, ubrałam moje oddziałowe buty, zostawiłam torebkę na stanowisku pielęgniarek i poleciałam dołączyć do wycieczki, która gęsiego wchodziła właśnie do sali numer dwa. Nie wiem jak to wygląda w innych szpitalach, ale tutaj obchód to świętość. Na przodzie maszeruje ordynator, za nim pozostali specjaliści i rezydenci, którzy danego dnia są w pracy, pielęgniarka opatrunkowa, druga pielęgniarka, no i tymczasowo także ja. Nim obchód dobiegł końca, już był telefon od oddziałowej z bloku, że gdzie są wszyscy lekarze i, że przecież o 7:30 mieli zaczynać pierwszą operację. Szef oddelegował młodą rezydentkę, która miała być głównym operatorem, oraz mnie, żebym sobie popatrzyła, a sam dołączył zaraz po zakończonym obchodzie. Pierwszym zabi

Bo biochemii czas szybciej płynie, czyli wakacje na finiszu.

Wakacje, wakacje no i po wakacjach. Dopiero co bawiłam się na obozie konnym, a po nim walczyłam z biochemią, a tu już końcówka września i 1,5 tygodnia do rozpoczęcia kolejnego roku akademickiego. Nowy plan zajęć, godzinowo nie wygląda zachęcająco, zwłaszcza, że pierwsze dwa lata studiów mnie trochę rozpuściły i zdążyłam się już przyzwyczaić do małej ilości przedmiotów i trzydniowych weekendów. Tym razem poniedziałki i piątki będę spędzała od rana do wieczora na uczelni... Na szczęście w końcu zaczynają się przedmioty kliniczne, patofizjologia, choroby wewnętrzne (czyli po prostu "interna"), psychologia kliniczna. Nie zabraknie także bzdur typu: higiena, zdrowie publiczne czy fakultety, no i znienawidzonej przez wszystkich farmakologii, ale ta dopiero w drugim semestrze. Poza tym, pewnie w trakcie roku okaże się, że plan wcale nie jest taki zły jak mi się na początku wydawało i znów znajdę mnóstwo czasu na pozauczelniane aktywności, więc nie będę narzekać na zapas :) Póki co,

II rok w pigułce - część II

IMMUNOLOGIA Drugi przedmiot pierwszego semestru [po biochemii], na którym pisze się wejściówki, a raczej wyjściówki. Na ogół są one poprzedzone 20-30min prehistorycznnym filmem (naprawdę, jakość mówi sama za siebie, a daty produkcji potwierdzają, że niektóre są starsze niż moi rodzice). Później odbywa się także seminarka, a do tego na wejściówkach częściowo wchodzi pula, albo pojawiają się podobne pytania, więc mi wystarczało przejrzenie pul dzień przed, albo nawet w trakcie trwania filmu. Odradzam naukę z książek, ponieważ z 2 proponowanych przez zakład, jedna jest bardziej beznadziejna niż druga. Zagadnienia obowiązujące na dane zajęcia są rozrzucone po różnych rozdziałach, więc przeczytanie ich zajmuje mnóstwo czasu. Na koniec zajęć odbywa się część ćwiczeniowa, a semestr kończy zaliczenie, złożone z pytań zamkniętych. Z tego co pamiętam to uczyłam się do niego dzień przed i szczęśliwie udało mi się wystrzelać wymaganą liczbę punktów, ci którym zabrakło, umawiają się z zakładem na

Wakacji ciąg dalszy, czyli poprawka zdana!

No i po raz kolejny się udało :) W środę, po 2 tygodniach intensywnej nauki (spędziłam nad tym naprawdę sporo czasu jak na mnie*, ale zabrałam się za to dużo później niż wszyscy moi znajomi, więc nie bardzo miałam wyjście) podeszłam do poprawki z biochemii. Składała się ona z 9 pytań otwartych. Powiedziałabym, że ich poziom trudności był mieszany, były takie, w których odpowiedź była oczywista, ale niestety pojawiły się także takie, w których trudno było odgadnąć jakiego rodzaju odpowiedzi oczekuje autor pytania. Do zdania trzeba było zdobyć 5 punktów. Po napisaniu egzaminu miałam dość neutralne odczucia, ani optymistyczne, ani pesymistyczne, ponieważ z jednej strony odpowiedziałam na wszystkie pytania, ale z drugiej, na część z nich było to bardziej zgadywanie o co może chodzić i wymyślanie nowych biochemicznych teorii :P Zostaliśmy poinformowani, że wyniki będą możliwe do odebrania dopiero w piątek, więc wykorzystałam te 2 dni na spędzanie czasu ze znajomymi i jednodniowy, a raczej j

Wrzesień coraz bliżej, czyli czas pogodzić się z Harperem.

Wakacje, a przynajmniej ich najprzyjemniejsza część, już za mną. Choć nowy rok akademicki rozpoczynamy dopiero 3 października (pierwszy raz nie we wrześniu, wow, wow!), to dla mnie niestety już teraz nastał czas nauki. W niedzielę wieczorem wróciłam z obozu konnego, który jak co roku był rewelacyjny i gdybym tylko mogła, zostałabym na nim dłużej, a już w poniedziałek zabrałam się za moją "ulubioną" lekturę - Harpera. Większość moich znajomych, którzy także mają poprawkę, siedzi nad powtórkami już od początku sierpnia... Mam nadzieję, że ograniczona ilość czas spowoduje, że lepiej się zmotywuję, bo doskonale wiem, że gdybym zabrała się za to wcześniej to efektywność takiej nauki byłaby u mnie bliska zeru. Teraz mam równo 2 tygodnie, z jednej strony to wcale nie tak dużo, w końcu mówimy o biochemii, ale z drugiej, ja ten materiał przerabiałam już jakieś 3 raz... Drugi termin egzaminu ma formę pytań esejowych, więc i tak ogromne znaczenie będzie miała przychylność sprawdzających

Przepis na udane praktyki.

Pod wpływem zeszłorocznych i tegorocznych rozmów ze znajomymi i komentarza na moim blogu, oraz z okazji zakończenia kolejnych już praktyk (ostatni dzień był bardzo spokojny, piątek, za oknem deszcz, pacjentom chyba nie chciało się nawet chorować :P), postanowiłam napisać taki oto wpis :) Przede mną nadal jeszcze wiele lat studiów, a co za tym idzie, praktyk wakacyjnych, a później staż, który na ten moment wiele się od nich nie różni. Jak to będzie gdy mój rocznik dotrze do tego etapu? Nikt nie wie. Ten miniporadnik nie jest dla wszystkich, bo każdy może mieć inne wyobrażenie i oczekiwania wobec swoich praktyk. Poza tym zawsze można wyjątkowo kiepsko trafić, ale to są rzadkie wyjątki i na nich nie będę się skupiać. Jeśli chcesz jedynie "odklepać" przykry obowiązek, który skraca ci wakacje, po prostu zrób praktyki u cioci/taty/mamy koleżanki, albo jeśli nie znasz zupełnie nikogo kto podpisał by ci papiery i dał święty spokój, to popytaj na uczelni/poczytaj w Internecie, któr

Praktyki na SOR - dzień 4.

Nazywanie tych wpisów "praktykami na SORze",jest trochę naciągane, ale zachowajmy pozory :P W szpitalu też zachowuję, każdego dnia spędzam na oddziale ratunkowym pierwszą godzinę i czasem pół godziny przed wyjściem, a pozostałe 5h na moim ukochanym bloku operacyjnym. Dziś dotarłam tam trochę później, więc operacja już trwała - laparoskopowe usunięcie guza jelita grubego z wykonaniem zespolenia jelit przez odbyt. Pierwszą "rzeczą", która rzuciła mi się w oczy po wejściu na salę był brzuch pacjenta o.O Mężczyzna cierpiał na poważną otyłość, a w wyniku odmy otrzewnowej, niezbędnej do wykonania zabiegu, wyglądało to wręcz groteskowo. Przez jakiś czas stałam "na terenie anestezjologów" czyli za głową pacjenta, a później znalazłam sobie krzesełko za plecami chirurga, był tam nawet lepszy widok na monitor, na którym śledziłam przebieg operacji. Głównym operatorem znów był Szef, w pewnym momencie został zawołany do pomocy na drugą salę, na której młodsi lekarze

Praktyki na SOR - dzień 3, czyli kolejna asysta i pierwsze szwy!

Planowałam pojechać dzisiaj do szpitala późniejszym pociągiem i dłużej pospać, ale... zapomniałam i wstałam tak jak wczoraj xD W efekcie, po pobudce o 5:30, o 7:30 byłam na SORze. Z samego rana przyszło sporo pacjentów, więc wykonałam kilka EKG i pomierzyłam ciśnienia ("ręcznie", bo rękaw od automatu jest za mały na tych, delikatnie mówiąc, masywnych pacjentów i się rozpina, powodując, że maszyna wariuje). Po niecałej godzinie zrobiło się pusto, nie zdążyłam nawet otworzyć ust, żeby się odezwać do mijającej mnie oddziałowej, bo jak tylko mnie zobaczyła, rzuciła "to co, lecisz na blok?", oczywiście nie trzeba mnie było dwa razy pytać :D Na jednej z sal właśnie przygotowywano pacjentkę do zabiegu. Zaplanowane na dzisiaj były tylko dwa, w tym jedna przepuklina, więc spodziewałam się, że tym razem długo na bloku nie pobawię. Stanęłam jak zawsze z boku, żeby nikomu nie zawadzać i przyglądałam się jak anestezjolog usypia pacjentkę, a następnie chirurdzy przygotowują pole

Praktyki na SOR - dzień 1 i 2.

Dzień 1 Pierwszy dzień drugiej części praktyk za mną. Nie obyło się bez małego zamieszania na dobry początek, bo najpierw (już w weekend) okazało się, że nie dojadę na 7, mimo że tak się umawiałam z ordynatorem, bo nie ma żadnego pociągu przed 7. Do tego ten, którym jechałam spóźnił się przeszło 10min. Weszłam więc na SOR gotowa się tłumaczyć i przepraszać za spóźnienie, ale gdy podeszłam do rejestracji, okazało się, że szef SORu, z którym wcześniej wszystko uzgadniałam, jest na urlopie. Mógł mnie chociaż uprzedzić jak z nim rozmawiałam, no ale już nieważne... Na szczęście szybko zajęła się mną oddziałowa, która jest przesympatyczna. Oprowadziła mnie po oddziale, pokazała co i jak, przedstawiła komu trzeba :) Kolejne godziny spędziłam krążąc pomiędzy lekarzami, ratownikami, pozostałym personelem i pacjentami. Zrobiłam kilka EKG, pooglądałam USG, miałam okazję przetestować mój nowy stetoskop na pacjencie z zapaleniem płuc. Wszystkie te badania utwierdziły mnie tylko w przekonaniu jak

No i po sesji, czyli wakacje oficjalnie rozpoczęte :D

Egzamin z fizjologii napisany, impreza z tej okazji zaliczona, wyniki odebrane - zdałam :D Jak zawsze w przypadku testów z tego przedmiotu, po jego napisaniu, nie byłam w stanie ocenić jak mi poszło. Pytania nie były ani super trudne, ani łatwe, w podobnym stylu co na kolokwiach. Jak zawsze pojawiły się "pewniaki", czyli pytania o receptory, krzepnięcie krwi, substancje wazokonstrykcyjne i wazodylatacyjne, baroreceptory. Poza tym, dużo pytań z regulacji układu krwionośnego, co akurat średnio mi się podobało, bo mimo, że to materiał z kolokwium, które miałam "przyjemność" pisać dwukrotnie, to kiepsko mi się tego uczyło, ESV, EDV, obciążenie wstępne, obciążenie następcze, jakoś nie umiałam skutecznie tego wszystkiego zapamiętać. Pytań z układu nerwowego na szczęście nie było zbyt dużo, ale jak już się pojawiły, to nawet nie próbowałam niczego analizować, tylko od razu strzelałam, bo wszystkie zdania brzmiały zbyt abstrakcyjnie, mimo że i tak przed egzaminem przeczyt

Slajd nr 8730182380, czyli ostatnie dni przed egzaminem.

Od 3 tygodni, z przerwą na imprezę urodzinową, jej odsypianie i kilka odcinków seriali, moje życie ogranicza się głównie do siedzenia przed komputerem i czytania miliona slajdów/stron książki. Najpierw, przez 2 tygodnie romansowałam z Harperem, a teraz od kilku dni próbuję nauczyć się na egzamin z fizjologii. Jest to na pewno przyjemniejsze, bo choć przez cały rok uczyłam się tego przedmiotu dużo mniej niż biochemii, to są to rzeczy znacznie ciekawsze, a do tego mam "podparcie" w postaci wiedzy z biologii w liceum, histologii, anatomii czy biochemii. Istnieją oczywiście zagadnienia, które muszę na nowo wykuć, co zresztą skrzętnie odkładam "na później" (egzamin za 3 dni xD), ale czytanie o hormonach tarczycy, czy funkcjonowaniu nerek jest znacznie ciekawsze, niż uczenie się wszystkich enzymów B-oksydacji i cyklu pentozofosforanowego, koenzymów, kofaktorów i inhibitorów łańcucha oddechowego, oraz innych, zapewne niezmiernie przydatnych szczegółów z biochemii. Niest

Biochemii jeszcze nie koniec, czyli wrzesień też jest dla ludzi.

Egzamin z biochemii, zgodnie z przewidywaniami, był beznadziejny. Milion pytań o detale, o LEKI (rzecz, której nikt przez cały rok nie wymagał...), dużo pytań o materiał z ćwiczeń, podczas gdy w poprzednich latach ograniczało się to do góra dwóch i to tylko na zasadzie "do wykrycia X służy próba...", a do tego próg zaliczenia, w przeciwieństwie do poprzednich lat, nie drgną nawet o pół punktu, był aż o 8 wyższy niż w ubiegłym roku. Generalnie, straszna loteria i niestety tym razem zabrakło mi szczęścia. Zresztą ono nigdy nie szło w parze z tym przedmiotem. W wrześniu na szczęście są pytania opisowe, a nie test, a trzeci termin jest w ogóle ustny u Szefa, więc coś zdecydowanie bardziej w moim stylu. Mimo tego mam nadzieję, że na dwóch podejściach się skończy ;) Wyniki całego roku, choć nie są znane dokładne statystki, to oscylują w granicach 50% zdawalności, więc szału nie ma. Po "dopytce", którą mają osoby, będące na granicy progu zaliczenia, statystki się pewni