Jak pusto na oddziale...
W sumie to dobrze dla ludzi, którzy nie muszą przebywać w szpitalu, ale dla mnie oznaczało to nudę.
Połowa łóżek wolna, a prawie wszystkie kolonoskopie i gastroskopie są teraz odsyłane na drugi oddział, więc nawet nie ma komu wenflonów zakładać.
No to co miałam robić, jak zwykle poszłam na blok :)
Na początek laparoskopowa operacja uwięźniętej, nawracającej przepukliny, z wszyciem siatki wzmacniającej powłoki brzuszne, później splenektomia. Jak się okazuje, najbardziej znienawidzony zabieg Szefa. W sumie to trudno się dziwić, śledziona to bardzo kruchy narząd i łatwo o jej uszkodzenie, np. disektorem.
Dziś też nie obyło się bez problemów, bo śledziona powiększona, trudny dostęp, problem ze sprzętem i w pewnym momencie krew zaczęła utrudniać widoczność, a do tego okazało się, że narząd jest mocno przymocowany otrzewną do przepony. Skończyło się otwarciem jamy brzusznej i dokończeniem operacji w sposób tradycyjny. Wtedy już poszło szybko, ale wiązanki przekleństw i tak leciały przez większość czasu.
Laparoskopia to rewelacyjny wynalazek, ale przy takich operacjach widać, że nie wszystko da się w ten sposób zoperować. W sumie już zakładanie siatki przy przepuklinie wyglądało na procedurę, która wymaga niezłej wprawy i "nagimnastykowania" się. Dobrze, że Szef "uwielbia te swoje patyki" i jest naprawdę dobry w laparoskopii.
Później psiedziałam w pokoju pielęgniarek, oglądając relację z warszawskiego protestu personelu medycznego. Każdy oczywiście może myśleć co chce, ale im naprawdę należą się lepsze pieniądze.
Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego jak ciężką mają oni pracę...
Użeranie się z pacjentami to jeden problem, ale to ile poza tym muszą się nasłuchać... Od rodzin pacjentów, którym często wydaje się, że personel szpitala to służba, od lekarzy, którzy są przecież najważniejsi na świecie, a pielęgniarki mają być na każde ich skinienie, a w ogóle to powinny być o dwa kroki do przodu i czytać w myślach.
Przez ten miesiąc praktyk widziałam wystarczająco takich sytuacji, żeby naprawdę podziwiać cierpliwość jaką mają te kobiety (nie miałam okazji poznać żadnego pielęgniarza).
Nastąpił ogromny spadek liczby pielęgniarek, położnych, salowych, skończy się tak, że będą zatrudniać przypadkowych ludzi z ulicy, żeby miał kto być przy chorych.
Wracając do dzisiejszego dnia, na zakończenie obejrzałam jeszcze zabieg wytworzenia przetoki żylno-tętniczej na przedramieniu. Dowiedziałam się przy okazji po co w ogóle coś takiego jest robione, a poza tym znów przegapiłam pociąg :P
Mając prawie 2h do kolejnego, zostałam jeszcze na zabieg żylaków, a później posiedziałam chwilę na oddziale i porozmawiałam z pielęgniarkami.
Jutro ostatni dzień :(
Gdybym nie miała tak daleko do szpitala to chętnie jeszcze bym tam pochodziła. Szkoda, że przyszłoroczne praktyki nie będą już takie ciekawe.
W sumie to dobrze dla ludzi, którzy nie muszą przebywać w szpitalu, ale dla mnie oznaczało to nudę.
Połowa łóżek wolna, a prawie wszystkie kolonoskopie i gastroskopie są teraz odsyłane na drugi oddział, więc nawet nie ma komu wenflonów zakładać.
No to co miałam robić, jak zwykle poszłam na blok :)
Na początek laparoskopowa operacja uwięźniętej, nawracającej przepukliny, z wszyciem siatki wzmacniającej powłoki brzuszne, później splenektomia. Jak się okazuje, najbardziej znienawidzony zabieg Szefa. W sumie to trudno się dziwić, śledziona to bardzo kruchy narząd i łatwo o jej uszkodzenie, np. disektorem.
Dziś też nie obyło się bez problemów, bo śledziona powiększona, trudny dostęp, problem ze sprzętem i w pewnym momencie krew zaczęła utrudniać widoczność, a do tego okazało się, że narząd jest mocno przymocowany otrzewną do przepony. Skończyło się otwarciem jamy brzusznej i dokończeniem operacji w sposób tradycyjny. Wtedy już poszło szybko, ale wiązanki przekleństw i tak leciały przez większość czasu.
Laparoskopia to rewelacyjny wynalazek, ale przy takich operacjach widać, że nie wszystko da się w ten sposób zoperować. W sumie już zakładanie siatki przy przepuklinie wyglądało na procedurę, która wymaga niezłej wprawy i "nagimnastykowania" się. Dobrze, że Szef "uwielbia te swoje patyki" i jest naprawdę dobry w laparoskopii.
Później psiedziałam w pokoju pielęgniarek, oglądając relację z warszawskiego protestu personelu medycznego. Każdy oczywiście może myśleć co chce, ale im naprawdę należą się lepsze pieniądze.
Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego jak ciężką mają oni pracę...
Użeranie się z pacjentami to jeden problem, ale to ile poza tym muszą się nasłuchać... Od rodzin pacjentów, którym często wydaje się, że personel szpitala to służba, od lekarzy, którzy są przecież najważniejsi na świecie, a pielęgniarki mają być na każde ich skinienie, a w ogóle to powinny być o dwa kroki do przodu i czytać w myślach.
Przez ten miesiąc praktyk widziałam wystarczająco takich sytuacji, żeby naprawdę podziwiać cierpliwość jaką mają te kobiety (nie miałam okazji poznać żadnego pielęgniarza).
Nastąpił ogromny spadek liczby pielęgniarek, położnych, salowych, skończy się tak, że będą zatrudniać przypadkowych ludzi z ulicy, żeby miał kto być przy chorych.
Wracając do dzisiejszego dnia, na zakończenie obejrzałam jeszcze zabieg wytworzenia przetoki żylno-tętniczej na przedramieniu. Dowiedziałam się przy okazji po co w ogóle coś takiego jest robione, a poza tym znów przegapiłam pociąg :P
Mając prawie 2h do kolejnego, zostałam jeszcze na zabieg żylaków, a później posiedziałam chwilę na oddziale i porozmawiałam z pielęgniarkami.
Jutro ostatni dzień :(
Gdybym nie miała tak daleko do szpitala to chętnie jeszcze bym tam pochodziła. Szkoda, że przyszłoroczne praktyki nie będą już takie ciekawe.
Comments
Post a Comment