Skip to main content

Posts

Showing posts from October, 2014

Pierwsze koło.

Dziś zdałam moje pierwsze kolokwium z anatomii, co więcej, zdałam je na 5. Strasznie mnie to bawi, bo jakbym miała obiektywnie ocenić mój stan wiedzy z osteologii to oscylowałoby to w granicach 3,5, no ewentualnie słabego 4 :D No, ale moja ocena to niespecjalnie duży wyczyn, bo dostałam najprostszy zestaw jaki się dało, poza tym jak zwykle duży wpływ miał mój sposób wypowiadania się. Po raz kolejny na moją korzyść zadziałała pewność siebie i brak stresu. "Collum anatomicum" na kości udowej? Czemu nie, doktor K. chyba nawet nie usłyszał, że bzdurę powiedziałam, a nawet jeśli to nie zwrócił na to uwagi ;) Wszystkie pozostałe osoby z grupy, które też odważyły się zdawać już dzisiaj (bo generalnie pierwszy termin dla wszystkich będzie w poniedziałek, dziś był dla chętnych, ale myślę, że K. traktował to trochę jak przedtermin, dlatego jeszcze łagodniej oceniał i nie dawał nikomu zbyt trudnych pytań) też zdały bez problemów. Tak samo moi znajomi z innych grup, z którymi wspólnie s

Histologia vs. anatomia i otrzęsiny.

Mam poważne wątpliwości czy bardziej przeraża mnie (na szczęście odległy) egzamin z histologii czy z anatomii. Anatomia, ogromna masa informacji do wykucia, a jednak jakieś takie przystępne się to wydaje. Niestety egzamin wielokrotnego wyboru to najgorsza z możliwych opcji, a repetantów, którzy mogą to potwierdzić, nie brakuje... Z drugiej strony na histologii są szkiełka, których nie cierpię. Dla mnie pod mikroskopem wszystko wygląda tak samo, jakieś tam różowe lub fioletowe komóreczki i weź tu rozpoznaj. W ogóle nie lubię mikroskopowania. Zobaczymy, może po pierwszych kolokwiach z jednego i drugiego będę potrafiła ocenić co gorsze ;) Z przyjemnych rzeczy, byłam wczoraj na Otrzęsinach mojej uczelni. Było super, najpierw before w akademiku, a później cała noc przetańczona w klubie. Było mnóstwo ludzi, ale udało nam się przyjść w takim momencie, że ominęło nas stanie w kolejce do wejścia (niestety ominęły nas też otrzęsinowe koszulki, szkoda ).W środku bardzo dużo miejsca, 2 parkiety

Dobre wrażenie, a nadmiar stresu.

Na dzisiejszych zajęciach z anatomii, po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że nie ma to jak sprawiać dobre wrażenie. Nieważne jak bardzo jest się nieprzygotowanym, ważne, żeby brzmieć tak,  jakby się wszystko doskonale wiedziało, pewność w głosie działa cuda :D Miałam opisać kość czołową, całkiem przyjemna, niezbyt trudna, ale w natłoku informacji i tak połowa struktur wypada z pamięci... sulcus, tuber, incisura, margo, arcus, łacina już mnie tak nie irytuje, ale nadal zdarza mi się coś zapomnieć czy pomieszać. Dziś, z pełnym przekonaniem i pewnością w głosie, zabrałam się za opisywanie, "Kość czołowa, czyli os temporale, bla bla bla....". Nikt. Ani jedna osoba nie zareagowała, a ja poszłam dalej z opisem. Dopiero kiedy skończyłam, uświadomiłam sobie, że palnęłam głupotę, przywołując łacińską nazwę kości skroniowej, zamiast czołowej,  no ale skoro nie było żadnej reakcje ze strony grupy, to nawet się nie zatrzymałam (ani ze strony doktora K., ale on nigdy nie popra

Niespodziewana wejściówka.

Miałam dzisiaj swoją pierwszą w życiu wejściówkę, na dodatek zupełnie niespodziewaną, bo z anatomii o.O Nasz drogi pan K., który uznaje przecież tylko ustne odpowiedzi i kolokwia, rozdał karteczki i zarządził sprawdzenie wiedzy na piśmie. Ludzi trochę zatkało, wbiło w krzesła i zmroziło, no ale cóż, doktor każe, student musi :P Wejściówka typu "napisz wszystko co wiesz o...", czyli najbardziej znienawidzona przeze mnie forma, ale trudno. Napisałam krótko, zwięźle i na temat. Mogłabym więcej, ale wyszłam z założenia, że wolę czegoś nie napisać niż napisać totalne bzdury. Całość zajęła mi ok. 3/4 strony A4. Rozglądam się po mojej grupie, a ludzie piszą, i piszą, i piszą... Przede mną oddał tylko 1 kolega, który miał niewiele więcej treści. Byłam przekonana, że usłyszę jakiś komentarz do mojej niewiedzy i zbyt małej ilości informacji, skoro ludzie umieli tyle, żeby zapisać tym prawie 4 strony... Zajęliśmy się oglądaniem kości, a pan K. oglądaniem naszych prac, z poważną i sku

Sen i jeszcze trochę więcej snu.

Jak to mówią, "all habits die hard", tak więc było to tylko kwestią czasu kiedy po raz pierwszy zaśpię na zajęcia. To, że teraz jestem na studiach, a nie w liceum i już nie będę mogła sobie wszystkiego usprawiedliwiać tak po prostu, od ręki, nic nie zmienia.  No i stało się, trzeci tydzień, ćwiczenia z biofizyki na 9:45, a ja z przerażeniem zobaczyłam na telefonie godzinę 10:20... Standardowo budzików nie pamiętam, okazało się, że może i systemowe dzwoniły, ale ich wyłączenie jest zdecydowanie zbyt proste i robię to nieświadomie, natomiast aplikacja, która nie jest taka łatwa do przeskoczenia, nawaliła... Chyba muszę zainwestować w jakiś klasyczny budzik, bo mój telefon zbyt często ma ostatnio humory i się buntuje. Tak więc nie poszłam na zajęcia, jak pech to pech, bo to jedyny przedmiot, na którym już mam jedną nieobecność (co mogłoby być materiałem na osobny wpis, ale w skrócie, jak ktoś wydaje się nie być pewniakiem to po prostu należy go za pewniaka nie brać, bo na ogół

Chaos, zamieszanie i dezorganizacja.

Moja cudowna uczelnia dba o to, aby studenci zbyt długo się nie nudzili... Odwołany wykład? Dowiesz się jak już dojedziesz na niego przez całe miasto. Zmiana miejsca zajęć z jednego końca świata na drugi? Jak wyżej. Niewyremontowane na czas akademiki? No przecież takie rzeczy wszędzie mogą się zdarzyć. Wymieniać mogłabym dalej... Wczoraj wieczorem, po powrocie do mojego tymczasowego lokum, usłyszałam od miłej pani w recepcji, że do jutra muszę opuścić pokój o.O Okazało się, że uczelnia wstępnie zarezerwowała miejsca do 10 października, a zadzwoniła przedłużyć dopiero na dzień przed, kiedy większość miejsc była już zarezerwowana przez kolejne osoby. Dowiedziałam się, że są dwie możliwości, albo zmienimy tylko pokój, na taki o gorszym standardzie, albo jeśli zabraknie miejsca to w ogóle będziemy musiały zmienić miejsce... Dziś rano sprawa miała się wyjaśnić, ale nic się nie zmieniło, pani z recepcji nadal nie wiedziała co z nami dalej zrobić, a bagaże z pokoju trzeba było zabrać. Stwierd

Dobra kawa to podstawa.

Już drugi dzień z rzędu zachwycam się automatami z kawą, na które można się natknąć na mojej uczelni :D Pierwsza zaleta - duże kubki <3 Nie wiem kto to wymyślił, żeby w większości tego typu maszyn były tak malutkie kubeczki, ale musiał to być ktoś kto bardzo powoli pije, albo po prostu wystarczają mu do szczęścia 3 łyki kawy. U nas w automatach są kubki przyzwoitej wielkości (choć na moje standardy i tak za małe, ale nie będę wymagała, żeby mi w "wiadrach" tam podawali, tak to sobie mogę pić w domu :P ). Druga zaleta to duży wybór, cappuccino, cappuccino z czekoladą, czara, biała, latte z podwójnym mlekiem, kawa waniliowa, gorąca czekolada, gorąca czekolada z czymś tam, w niektórych jest nawet gorąca czekolada z miętą, a i tak nie wszystkie pamiętam. Trzecią zaletą jest regulacja cukru, nie zawsze jest taka opcja, a ja nie lubię przesłodzonej kawy, już wolę gorzką, a najlepsza jest taka z "optymalną" ilością cukru, co tu mogę sobie ustawić. Ostatnią, ogromną zale

Łacina to zło.

"Dobra, to tu będzie "costae". Fuck. Znów nie zgadłam, powinno być "costalis"..." Tak mniej więcej wygląda obecnie moja nauka anatomii. Samego materiału nie ma wcale tak dużo, jeden dzień na ogarnięcie wszystkiego co póki co mieliśmy, spokojnie by wystarczył, ale... ale łacina. Starszaki pocieszają, że po pierwszym miesiącu będzie łatwiej, bo już wiele nazw będziemy kojarzyć, a później one się powtarzają. Mam nadzieję, że faktycznie tak będzie, bo jak na razie bardzo często pamiętam początek słowa i dodaję złą końcówkę. Zmarnowałam 2 lata łaciny w liceum, bo wszyscy byliśmy przekonani, że i tak do niczego nam się to nie przyda, skoro wszystkie uczelnie medyczne odchodzą od niej na rzecz angielskiego. No i odeszły, na 2 czy 3 lata. Moja również, ale w tym roku do niej wrócili. Mam nawet moje licealne ściągi z deklinacji i koniugacji, ale co mi po tym, skoro nie znam medycznego słownictwa i i tak nie mam pojęcia co jest jakiego rodzaju. No nic, muszę po pr

Już prawie tydzień.

W tym tygodniu zostały mi już tylko 1 zajęcia, ćwiczenia z histo-cyto-embrio (i kurs BHP, ale to tylko jednorazowa rzecz jak wszędzie). Co najlepsze, całkiem sporej grupy prowadzących nie miałam jeszcze okazji poznać, bo zajęcia się nie odbyły, o czym dowiadywaliśmy się na miejscu po 20min czekania... Wiem, wiem, na uczelniach tak to jest ;) Dzisiaj mogłam się w końcu wyspać, a przynajmniej taki był plan, bo wykład na 13. Ostatecznie nie całkiem się udało, bo jacyś robotnicy postanowili wyremontować coś tuż pod moim oknem o 8 rano, ale dosłownie, tuż pod oknem, więc obudzili mnie stukaniem młotkami i swoim głośnym gadaniem... Na szczęście udało mi się po tym jeszcze zasnąć i pospać do 10. Wykład z cyto, nie był tak nudny jak ten z biofizyki (to chyba niewykonalne), ale na przyszłość byłoby miło jakby pani prowadząca korzystała z mikrofonu, a nie mówiła sama do siebie, bo siedząc w ostatnim rzędzie miałam bardzo duży problem z dosłyszeniem czegokolwiek... Zaraz po tym miałam wykład z