Skip to main content

Posts

Showing posts from 2018

Po drugiej stronie kurtyny, czyli anestezjologia i intensywna terapia.

Tak to mnie dwa miesiące nie było, a jak mnie wena złapała to dwa wpisy w tydzień :D Gdyby tak podliczyć praktyki i zajęcia na uczelni, to na przestrzeni ostatnich czterech lat spędziłam na bloku operacyjnym plus minus sześć miesięcy. Nie jest tajemnicą, że chirurgia to coś co uwielbiam i nigdzie nie czuję się tak dobrze jak przy stole operacyjnym, ze skalpelem w ręku. Tym razem przyszło mi jednak stanąć po drugiej stronie "kurtyny", czyli za głową pacjenta, na terytorium anestezjologów. Ilość żartów, dotyczących odwiecznej wojny między anestezjologiami i chirurgami jest prawdopodobnie nieskończona, sama nie raz byłam obiektem żartobliwych, uszczypliwych komentarzy, gdy z przekonaniem powtarzałam, że w przyszłości planuję zostać po stronie noży i haków. Nigdy nie były one jednak obraźliwe, tylko z humorem. Chirurdzy i anestezjolodzy z przymrużeniem oka. W oparciu o moje dotychczasowe doświadczenia, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że uwielbiam anestezjologó

Kolejne "-logie" i pierwsza transplantacja, czyli dwa miesiące w skrócie.

Wydawało mi się, że dopiero co dodawałam wpis, a tu się okazuje, że już dwa miesiące od tego czasu minęły. Blok z nefrologii udało mi się zaliczyć za pierwszym podejściem. Generalnie, w mojej połowie grupy poszło całkiem, całkiem, bo proporcje się odwróciły i tylko cztery osoby musiały poprawiać, a aż osiem zdało. Kolejnym blokiem była farmakologia kliniczna, o której mogę powiedzieć tyle,że była przeraźliwie nudno prowadzona (poza jednymi zajęciami z profesor B.) i niezbyt wymagająca. Jasne, trzeba było zrobić sobie powtórkę z zeszłego roku, żeby zdać zaliczenie, ale był to ułamek nauki na egzamin. Teoretycznie dwie osoby powinny były oblać, ale miła pani profesor postanowiła przymknąć oko na brakujący punkt i tym samym cała grupa mogła skupić się na kolejnym przedmiocie - ginekologii. W trakcie tygodnia farmakologii, jako że zajęcia trwały tylko 2h15, mieliśmy jeszcze rozpisany po nich fakultet z radiologii interwencyjnej. Podobnie jak w ubiegłym roku, był on ciekawie poprowadzony pr

Pierwsi pacjenci, testy i rankingi, czyli nefrologia i rant o LEKu.

Pierwsze dwa tygodnie nowego roku akademickiego już za mną. Nadal, za każdym razem gdy z ust prowadzącego lub młodszego studenta, pada pytanie "Na którym roku jesteście?", chwila musi minąć, zanim mój mózg przetworzy fakt, że to już naprawdę piąty rok. Mam wrażenie, że zatrzymałam się gdzieś koło trzeciego, a czwarty minął zupełnie niepostrzeżenie. Podobnie jak w ubiegłym roku, październik mija nam pod hasłem interny. Pierwsze 6 dni spędziliśmy na oddziale chorób wewnętrznych, reumatologii i geriatrii. Choć na pierwszym seminarium prowadzący wydawał się irytujący, to szybko dało się do niego przyzwyczaić i koniec końców, mimo wczesnej godziny i tematów, będących raczej poza kręgiem moich zainteresowań, spotkania mijały szybko i bezboleśnie. Na ćwiczeniach mieliśmy szczęście trafić na tą samą prowadzącą, która w ubiegłym roku pomogła nam przetrwać popołudniowe, śmiertelnie nudne zajęcia z geriatrii, także nie było źle. Mieliśmy okazje porozmawiać z pacjentami, prezentującymi

Praktyki, konferencje, podróże, czyli gdzie te wakacje uciekły?!

Pierwszy dzień października, a do mnie wciąż nie dociera, że moje trzymiesięczne wakacje dobiegają końca. Choć zajęcia zaczynamy dopiero jutro, to od piątku siedzę już w moim mieście studenckim i tonę w rzeczach, rozłożonych po całym pokoju, próbując się rozpakować. To jeden z minusów nieposiadania własnego mieszkania, dwa razy do roku trzeba spakować i rozpakować cały swój dobytek. Za każdym razem, powtarzam sobie przy tej okazji, że zrobię porządek w swoich ubraniach i wyrzucę te, których nie noszę. Naturalnie, za każdym razem kończy się na stwierdzeniu "może następnym razem" :P Wracając jeszcze na moment do praktyk, ostatnie dwa tygodnie w Wielkiej Brytanii nie różniły się za bardzo od poprzedzających ich siedmiu. Całe dnie spędzone w szpitalu, na ogół na bloku operacyjnym, od czasu do czasu także w poradni. Miałam okazję "przeprowadzić" jeszcze dwa drobne zabiegi, które były bardzo podobne do tego, o którym pisałam ostatnio, tylko wymagały wykonania dłuższych c

Pierwsze cięcie, rollercostery i coraz więcej deszczu, czyli przedostatni wpis z praktyk.

Jeszcze tylko dwa tygodnie i będę musiała pożegnać Wielką Brytanię... Przed przyjazdem tutaj myślałam, że dwumiesięczne praktyki to zdecydowanie zbyt dużo, ale z każdym kolejnym dniem, uświadamiam sobie, że jeśli tylko będę miała taką możliwość, za rok na pewno będę chciała wyjechać na równie długo. Jedyne czego mi szkoda to mój obóz konny :( Dni dalej upływają mi na naprzemiennie, na obserwowaniu i słuchaniu pacjentów i lekarzy w poradni oraz zabawie na bloku operacyjnym, z przewagą tego drugiego. Już prawie przestałam się gubić na korytarzach, choć nadal od czasu do czasu udaje mi się skręcić w złą stronę i wylądować w miejscu, które pierwszy raz widzę. Ciągnące się od mojego przyjazdu renowacje na pewno nie pomagają, bo co nauczę się jakiejś trasy, to okazuje się, że przejście jest odcięte na kilka dni/tygodni remontu i muszę na nowo odkrywać którędy dostać się do celu. Dotyczy to zarówno całego budynku jak i samego bloku operacyjnego, ale to tylko taki komentarz na marginesie.

Gwoździe, druty, śrubokręty, czyli mechanik na bloku operacyjnym.

Jak można było się spodziewać, praktyki lecą mi niesamowicie szybko. Niby mam jeszcze przeszło miesiąc, ale to oznacza, że jestem tutaj już czwarty tydzień, czego zupełnie nie czuję. Po okresie adaptacji, zarówno do brytyjskiego akcentu jak i samego szpitala i pracujących tu lekarzy, czuję się jak u siebie, zwłaszcza gdy jestem na bloku operacyjnym, który nadal pozostaje moim ulubionym miejscem i pewnie będą musiały minąć lata, żeby cokolwiek się w tej kwestii zmieniło :D Poznałam już wszystkich specjalistów ortopedii dziecięcej, z czego z trójką konsultantów spędziłam na tyle dużo czasu, że wiedzą, że zawsze jestem chętna do udziału w operacjach i generalnie aktywnego uczestnictwa w tym co się dzieje. W poniedziałek po raz pierwszy miałam okazję pomagać w realizacji całej listy zabiegów na dany dzień, co oznaczało mycie się do 5 operacji i doprowadziło do uświadomienia sobie, po raz kolejny zresztą, jak niezbędne jest posiadanie kremu do rąk w torebce (w Polsce zawsze takowy noszę, a