Zgodnie z tym co obiecałam wczoraj doktorowi, przyjechałam dzisiaj na 15 do szpitala.
To takie świetne uczucie jak wszyscy w koło mówią do Ciebie "pani doktor". Nie tylko pacjenci, ale pielęgniarki na bloku i przede wszystkim lekarze. Ja wszystkim zawsze mówię, że jestem jeszcze studentką, w dodatku dopiero po pierwszym roku, ale to nic nie zmienia.
Dziś w ogóle czułam się zupełnie jak członek zespołu. Przyjechałam jak do siebie, jako że spędziłam już trochę czasu w tym szpitalu i wiem co gdzie, jaki kod do wejścia na blok itd..
Przebrałam się do zabiegu, razem z ortopedą i drugą lekarką pomogłam przenieść pacjenta z łóżka na stół operacyjny, po czym we trójkę poszliśmy umyć ręce do zabiegu i tak sobie staliśmy, rozmawiając jak dobrzy znajomi :)
Operacja była długa, najdłuższa w jakiej uczestniczyłam, bo ok 3 godzinna.
Muszę przyznać, że pod koniec czułam już zmęczenie i brak tlenu na sali operacyjnej. Nie byłam w tym sama, bo lekarka, dodatkowo zmęczona po dyżurze, musiała sobie na chwilę usiąść w pewnym momencie.
Ortopeda jak zwykle był w świetnym humorze, pełen zapału do swojej pracy. To tak optymistycznie nastraja i pokazuje, że naprawdę można być lekarzem z wieloletnim stażem i nadal kochać to co się robi i mieć z tego frajdę :) Stwierdził kilkakrotnie, że "to taka wspaniała specjalizacja", a na mój komentarz, że niestety wymagająca dużej siły fizycznej, odparł, że wcale nie.
Po czym spędził 20 minut tłukąc młotkiem w dłuto i wiercąc wielkim śrubokrętem, na co lekarka trafnie skomentowała, że tak nie wymaga siły, że doktor aż ma kropelki potu na czole :P
Po skończonym zabiegu doktor stwierdził, że jest mi naprawdę bardzo wdzięczny, że przyjechałam specjalnie na zabieg, w dodatku w weekend i, że jest mi winien obiad :D
Lekarka natomiast zaproponowała podwózkę do domu. Niestety ostatecznie musiałam wracać pociągiem, bo ona musiała zostać w szpitalu, wezwali ją na kolejny zabieg. Nie ma lekkiej pracy, jak każdy chirurg pracujący w szpitalu. Mimo tego, z każdą kolejną wizytą na bloku, utwierdzam się w przekonaniu, że ta specjalizacja to coś do czego bardzo mnie ciągnie :)
Tym bardziej ucieszyła mnie informacja, że w październikowym rozdaniu rzucili przeszło 20 miejsc na chirurgię w moim województwie. W dodatku mają ją podobno dodać do grupy specjalizacji deficytowych. Oczywiście do czasu jak ja będę walczyła o miejsce na rezydenturze, wszystko może się jeszcze sto razy zmienić.
To już koniec mojej przygody z praktykami, przede mną jeszcze 2 tygodnie wakacji, ale przelecą w mgnieniu oka, bo mam mnóstwo spraw do załatwienia przed wyjazdem na studia, a do tego wybieram się jeszcze na kilka dni do pracy.
To takie świetne uczucie jak wszyscy w koło mówią do Ciebie "pani doktor". Nie tylko pacjenci, ale pielęgniarki na bloku i przede wszystkim lekarze. Ja wszystkim zawsze mówię, że jestem jeszcze studentką, w dodatku dopiero po pierwszym roku, ale to nic nie zmienia.
Dziś w ogóle czułam się zupełnie jak członek zespołu. Przyjechałam jak do siebie, jako że spędziłam już trochę czasu w tym szpitalu i wiem co gdzie, jaki kod do wejścia na blok itd..
Przebrałam się do zabiegu, razem z ortopedą i drugą lekarką pomogłam przenieść pacjenta z łóżka na stół operacyjny, po czym we trójkę poszliśmy umyć ręce do zabiegu i tak sobie staliśmy, rozmawiając jak dobrzy znajomi :)
Operacja była długa, najdłuższa w jakiej uczestniczyłam, bo ok 3 godzinna.
Muszę przyznać, że pod koniec czułam już zmęczenie i brak tlenu na sali operacyjnej. Nie byłam w tym sama, bo lekarka, dodatkowo zmęczona po dyżurze, musiała sobie na chwilę usiąść w pewnym momencie.
Ortopeda jak zwykle był w świetnym humorze, pełen zapału do swojej pracy. To tak optymistycznie nastraja i pokazuje, że naprawdę można być lekarzem z wieloletnim stażem i nadal kochać to co się robi i mieć z tego frajdę :) Stwierdził kilkakrotnie, że "to taka wspaniała specjalizacja", a na mój komentarz, że niestety wymagająca dużej siły fizycznej, odparł, że wcale nie.
Po czym spędził 20 minut tłukąc młotkiem w dłuto i wiercąc wielkim śrubokrętem, na co lekarka trafnie skomentowała, że tak nie wymaga siły, że doktor aż ma kropelki potu na czole :P
Po skończonym zabiegu doktor stwierdził, że jest mi naprawdę bardzo wdzięczny, że przyjechałam specjalnie na zabieg, w dodatku w weekend i, że jest mi winien obiad :D
Lekarka natomiast zaproponowała podwózkę do domu. Niestety ostatecznie musiałam wracać pociągiem, bo ona musiała zostać w szpitalu, wezwali ją na kolejny zabieg. Nie ma lekkiej pracy, jak każdy chirurg pracujący w szpitalu. Mimo tego, z każdą kolejną wizytą na bloku, utwierdzam się w przekonaniu, że ta specjalizacja to coś do czego bardzo mnie ciągnie :)
Tym bardziej ucieszyła mnie informacja, że w październikowym rozdaniu rzucili przeszło 20 miejsc na chirurgię w moim województwie. W dodatku mają ją podobno dodać do grupy specjalizacji deficytowych. Oczywiście do czasu jak ja będę walczyła o miejsce na rezydenturze, wszystko może się jeszcze sto razy zmienić.
To już koniec mojej przygody z praktykami, przede mną jeszcze 2 tygodnie wakacji, ale przelecą w mgnieniu oka, bo mam mnóstwo spraw do załatwienia przed wyjazdem na studia, a do tego wybieram się jeszcze na kilka dni do pracy.
Mi nie było dane zobaczyć bloku. Ale podziwiam nastawienie i otwartość lekarzy do ciebie! U mnie tak nie bylo.. Ja bylam w obozie pielęgniarek a oni do swojego pokoju lekarskiego nie dawali zaproszeń.. :( no, to teraz odpoczywaj, bo nas czeka ciężki rok! :D
ReplyDeleteJa też przebywałam z pielęgniarkami, a w pokoju lekarzy byłam tylko raz. Mimo tego na blok poszłam już pierwszego dnia. Była już końcówka mojej zmiany, więc zapytałam oddziałową czy mogę pójść na blok, później zapytałam oddziałową bloku czy mogę wejść i zobaczyć operację. Później już nie było problemu, jak tylko było mało roboty na oddziale to leciałam na blok i siedziałam po kilka godzin, uważając, żeby nie wchodzić pod nogi lekarzom. Na szczęście większość była bardzo otwarta i sama do mnie zagadywała.
ReplyDeleteA robiłaś praktyki w dużym mieście czy w jakimś powiatowym szpitalu?
W powiatowym.. Tyle że w lipcu i może przez to, że dużo było innych praktykantów to tak jakoś średnio wyszło :<
DeleteNo tak, jak na oddziale jest większa liczba studentów to trudniej coś zrobić. Ja miałam szczęście być jedyną studentką na oddziale i na bloku :)
DeleteSuper blog, bardzo przyjemnie się czyta Twoje wpisy.
ReplyDeletePozdrawiam ciepło:)
Ewelka
Dziękuję bardzo :)
Deleteciekawe, czy do końca studiów nadal będzie podobała Ci się chirurgia, ale jak byłam na tym roku co Ty, to też ją kochałam :)
ReplyDeleteTeż jestem tego ciekawa , zobaczymy za parę lat :)
DeleteA obecnie w kierunku jakiej specjalizacji się skłaniasz, albo jaką robisz?
My po 1 roku byliśmy raczej niepotrzebni, ale fajnie, że Tb udało się poznać od tylu ciekawych stron różne zakątki medycyny :) Rozwijaj się, rozwijaj kochana! :)
ReplyDeletePodejrzewam, że mam w tym roku tego samego asystenta z anatomii co ty w tamtym roku :) Możesz mi napisać czy w większości uczyłaś się z Bochenka czy Krechowieckiego ?
ReplyDeleteJeśli faktycznie będziesz mieć z dr.Krz (a tak naprawdę to z kimkolwiek innym niż pani dr.A lub dr.Ko, a z tym ostatnim to wiem, że też większość korzystała tylko ze Skawin i Bochna nie ruszała) to do Bochenka nie masz co zaglądać.
DeleteNie wiem czy plotki o zmianie formy kolokwiów z anatomii są prawdziwe, jeśli tak to będziecie mieć wszyscy testy, do nauki polecam zestaw Krechowiecki + wykłady, oraz sprawdzanie wiedzy poprzez rozwiązywanie 1500 z otwartym Skawiną. Jeśli kolokwia będą układane przez Kierownika to dominować będą pytania z zestawu Krecha+wykład, jeśli przez "adiunkta dydaktycznego" czyli dr.Ko to wiedza z 1500+Skawina. Oczywiście po pierwszym z kolokwiów będziecie już wiedzieć który zestaw dominuje i drugi można sobie odpuścić.
Jeśli nic się nie zmieni i kolokwia będą u asystenta to polecam naukę z Krechy, ewentualnie ze Skawiny, żeby mieć więcej faktów, o których można powiedzieć/napisać przy kolokwiach opisowych. Ale jeśli porządnie nauczysz się zagadnień z Krechowieckiego to zdasz wszystkie kolokwia bez problemu (zwłaszcza, jeśli z pierwszego dostaniesz wysoką ocenę, to już do końca niżej niż o 1 w dół nie zejdziesz).
Osobiście, Bochenka nie tknęłam. Jeśli ktoś jest pasjonatem anatomii, a do tego ma nadmiar czasu to jasne, bo to książka bardzo przystępnie napisana z tego co wiem, ale jest tam zdecydowanie za dużo niepotrzebnych informacji.