Skip to main content

Posts

Showing posts from December, 2017

Bardziej zabiegowo niż się spodziewałam, czyli gastroenterologia na zakończenie roku.

Naszym ostatnim blokiem przed przerwą świąteczną była gastroenterologia. Jest to tak naprawdę część bloku z interny, więc spodziewałam się kolejnych dwóch tygodni zbierania wywiadów i badań przedmiotowych. Na szczęście, okazało się, że jest to specjalizacja znacznie bardziej zabiegowa niż myślałam. Po pierwszym seminarium zostaliśmy przydzieleni do różnych asystentów, mojej szóstce się poszczęściło, ponieważ zajął się nami docent B. Już wcześniej słyszałam o nim wiele pozytywnych opinii, które okazałay się jak najbardziej trafne. Pan doktor jest doskonałym endoskopistą i zajmuje się głównie zabiegowym aspektem gastroentereologii, dzięki czemu już na pierwszych zajęciach mieliśmy okazję zobaczyć procedurę leczenia achalazji przełyku metodą POEM (ang.peroral endoscopic miotomy). Polega ona na rozcięciu mięśniówki przełyku z dostępu gastroskopowego, bez konieczności otwirania klatki piersiowej jak w klasycznej miotomii. Inną procedurą, którą mieliśmy okazję oglądać kilkukrotnie było ECPW.

Katar, kaszel i milion recept, czyli codzienność u lekarza rodzinnego.

Medycyna rodzinna, specjalizacja z drugą, po chorobach wewnętrznych, największą liczbą przyznawanych miejsc rezydenckich. Dla jednych wymarzona, umożliwiająca regularny kontakt z tymi samymi pacjentami, często przez lata, a do tego pracę w uporządkowanym trybie po 5-8h dziennie, bez dyżurów i niespodziewanych telefonów. Dla innych coś, w czym nigdy nie potrafiliby sobie siebie wyobrazić. Nie trudno zgadnąć do której kategorii należę :P Zajęcia tylko potwierdziły to, co wiedziałam intuicyjnie od samego początku, a miałam okazję zweryfikować w czasie dwutygodniowych praktyk po 2 roku. Spędzanie całego dnia za biurkiem, osłuchiwanie zapaleń oskrzeli, zaglądanie dzieciom w gardła, wypisywanie miliona recept i zwolnień lekarskich z powodu katarku, to nie dla mnie. O ironio, sama siedziałam na zajęciach mimo choroby, na ibuprofenie, żeby zbić gorączkę z nocy, przekraczającą 39*C. No, ale cóż, w planie studiów nikt nie przewidział czasu na ewentualne choroby, student medycyny ma być zawsze zd

Co wspólnego ma gen BRCA1 i Angelina Jolie, czyli genetyka, badania naukowe, a klinika.

Pamiętam, że będąc w gimnazjum i liceum bardzo lubiłam genetykę. Wśród nudnych lekcji biologii, o cyklach rozwojowych mchów i grzybów, rysowanie rodowodów i określanie szans na odziedziczenie konkretnej cechy czy choroby, było świetną rozrywką. Generalnie, wszystko co wiązało się z nauką o człowieku i choćby w najmniejszym stopniu zahaczało o medycynę, stanowiło wyczekiwaną odskocznię od innych, zupełnie nieinteresujących mnie tamtów. Gdy poszłam na studia, genetyka zaczęła kojarzyć mi się już głównie z nienajłatwiejszymi do zapamiętania nazwami genów, zwiększających ryzyko nowotworów. Przede wszystkim, ze znanym każdemu studentowi mojej uczelni, genem BRCA1. Skąd taka "popularność" akurat tego genu? No cóż, kto nie lubi chwalić się swoimi osiągnięciami, a tak się złożyło, że to właśnie za sprawą ekipy naukowców z mojego uniwersytetu, gen ten został zidentyfikowany jako odpowiedzialny za zwiększone ryzyko rodzinnego występowania raka piersi i jajnika. Profsor L. ze swoim zesp