Skip to main content

Posts

Showing posts from 2015

Czas na dyżurach płynie inaczej

Kolejne dwa dyżury na chirurgii za mną. Po pierwszych dwóch, pełnych wrażeń, te były ich całkowitym przeciwieństwem. W czwartek siedziałyśmy z T. 6h i poza wieczornym obchodem, plotkami ze sobą i z dr S., nie było nic do roboty. Mimo tego, czas upłynął nam niewiarygodnie szybko i zupełnie nie czułam, żebym go zmarnowała, a ilu ciekawych opowieści miałyśmy okazję posłuchać :D Piątek jakoś tak minął nie wiadomo kiedy, ledwo wstałam, a już się szykowałam na wieczorne świętowanie urodzin kolegi. Sobota była za to bardzo zabiegana. Najpierw byłam na akcji IFMSA i pisałam listy w ramach finału Maratonu Amnesty International, pijąc wielką, słodką, smakową kawę, a dokładniej dwie w cenie jednej <3 Później poszłyśmy z dziewczynami podłapać klimat nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia na Jarmarku Świątecznym. Pospacerowałyśmy między straganami, porobiłyśmy zdjęcia, wypiłyśmy pyszne, grzane wino i posłuchałyśmy świątecznych piosenek, śpiewanych na żywo na scenie. Po powrocie szybko się ogarnęł

Zabiegany tydzień

Kolokwiów brak, wejściówek tyle co zawsze, a mimo tego trwający tydzień spędzę w biegu. Zaczęło się tak naprawdę od niedzieli, którą spędziłam w biegu - dosłownie. Zostałam wyciągnięta przez D. na bieg mikołajkowy. Strasznie chciała wziąć w nim udział, ale nie uśmiechało jej się jechanie samemu, więc dałam się namówić. Ona dzielnie towarzyszy mi na każdej imprezie, to postanowiłam też coś zrobić :D Bieg był 10km, więc zapisując się, nie byłam przekonana czy w ogóle dam radę, ale na szczęście lata uprawiania sportu nie poszły całkiem na marne. Mimo, że od rozpoczęcia studiów moja aktywność fizyczna pozostawia wieeeele do życzenia to nie jest tak źle z moją wydolnością. Biegło się całkiem w porządku. Dystans pokonany, czas całkiem przyzwoity jak na to, że nie jestem miłośniczką biegania i nie robiłam tego regularnie od 1,5 roku. Do tego pogoda dopisała, chociaż silny wiatr był momentami uciążliwy. Organizatorzy zapewnili świąteczne pierogi z barszczem, a dodatkowo każdy, kto ukończ

Kolejny dyżur, pierwsza asysta po praktykach i nocne przemyślenia

Niedziela, można się wyspać, odpocząć, pouczyć na biochemię? Można, a ja zamiast tego wstałam o 8, a godzinę później zameldowałam się na Oddziale Chirurgii i Transplantologii. Nie planowałam kolejnego dyżuru tak szybko, ale wiedziałam, że i tak nie wykorzystam lepiej tego czasu, więc postanowiłam pójść chociaż na trochę. Od wejścia przywitał mnie skonfundowany wzrok trójki lekarzy, zaskoczonych obecnością studentki o 9 rano, tym bardziej w weekend :P Dwójka z nich właśnie kończyła dyżur i przekazywała informacje o stanie pacjentów mojemu ulubionemu dr S. Po zmianie dyżurnego poszliśmy na obchód, a później posiedziałam trochę na Izbie Przyjęć z bardzo miłą panią doktor, która była też ostatnio (i pokazała nam wtedy m.in. narzędzia chirurgiczne, opisując ich nazwy i zastosowania). Czas leciał mi bardzo szybko, mimo że nic konkretnego nie robiłam. Zapowiadało się, że nic specjalnego już się tego dnia nie wydarzy, więc zastanawiałam się czy jest w ogóle sens jeszcze siedzieć. Tym bardzie

SOR, powrót na blok, kolejna sekcja, czyli za co kocham te studia :D

Ostatnie dni były dla mnie pełne medycznych wrażeń. Najpierw, w czwartek, poszłam na mój pierwszy dyżur na SOR. Jeśli chciałabym być precyzyjna to to jeszcze nie jest SOR tylko Izba Przyjęć, ale funkcjonuje to dokładnie tak samo i z tego co wiem to po trwającym remoncie będzie już można używać nazwy Szpitalny Odział Ratunkowy. Po całym dniu zajęć: patomorfologii (wciągającej i ciekawej jak zawsze), fizjologii (która wyjątkowo była rewelacyjna, bo mieliśmy zastępstwo z sympatycznym, młodym doktorantem, który zmuszał nas do aktywnego udziału w seminarium, dzięki czemu nie przysypiałam i prawdopodobnie nawet coś zapamiętałam) i krótkiej przerwie na obiad, poszłyśmy z T. na Oddział Chirurgii i Transplantologii. Na początku nie bardzo wiedziałyśmy co mamy ze sobą zrobić, ale doktor S., który jest opiekunem Koła Chirurgicznego, i którego od dziś uwielbiam, wziął nas ze sobą i powiedział co i jak. Na początek byłyśmy z nim na konsultacji na Internie, bo jakaś kobieta od rana cierpiała na nas

Fizjo do przodu, imprez co niemiara, a teraz czas zejść na ziemię.

Trochę mnie tu nie było, ale to dlatego, że miałam imprezowo-IFMSowy maraton od zeszłej środy aż do niedzieli, a później odsypiałam aż do dzisiaj :P Na początek, nawiązując do ostatniego wpisu o nauce do fizjologii. Otóż, jak się okazało, moja intuicja i zdolność logicznego myślenia po raz kolejny były wystarczające do zdania kolokwium i to na 4 :D Muszę przyznać, że rozwiązywanie testu było swego rodzaju rozrywką, jako że był on w formie zamkniętej z dystraktorami (tzn. "pozornie jednokrotnego wyboru"). W prawie każdym pytaniu byłam pewna jednej odpowiedzi z czterech. To jeszcze nie wystarczało do wykombinowania, którą odpowiedź zaznaczyć, ale w momencie gdy jeszcze jedno zdanie "gdzieś mi świtało", a inne było "jakoś tak nie do końca", to udawało się metodą wykluczania wybrać poprawnie. Efekt? Straciłam tylko 6 punktów z 30, mimo że tak jak pisałam ostatnio, ciężko mi przychodzi zmuszenie się do nauki tego przedmiotu. Kolejna pozytywna informacja jes

Chyba nie polubię się z fizjologią...

Dziś krótki wpis, bo nie powinnam w ogóle nic pisać, tylko się uczyć :| Niełatwo wrócić do nauki po takim długim weekendzie, oj niełatwo... Pobyt w domu był bardzo udany, choć zabiegany. Odwiedzić całą rodzinę, nadrobić zaległości z przyjaciółkami, a do tego wyskoczyć do kina i na zakupy i ani się nie obejrzałam, a już musiałam wracać na uczelnię. Czekał mnie co prawda tylko jeden, ale za to długi, dzień zajęć, a później znów wolne, ale tym razem nie było opcji błogiego lenistwa. W nadchodzącym tygodniu mamy sporo roboty. Najpierw, we wtorek, cotygodniowa wejściówka z immunologii, a w środę combo... na dzień dobry wejściówka z biochemii, później kolokwium z fizjologii, a na zakończenie dnia przerywacz, do którego nadal nie wiem czy podejdę. Jak widać, miałam się czego uczyć w weekend, więc w piątek zajrzałam do seminariów z fizjologii, ale strasznie opornie mi to szło. Materiał na to kolokwium podzieliłabym na 3 kategorie: 1) rzeczy, które pamiętam z liceum i automatycznie je p

Pierwsze kolokwium i 7 dniowy weekend

Najpierw milion rzeczy do pozałatwiania, a później nagle tyle czasu wolnego, że nawet wena do pisania zrobiła sobie wakacje. Ale już się biorę za nadrobienie zaległości ;) Pierwsze kolokwium w tym roku już za mną, zdane na czwóreczkę, ale i tak bardziej cieszy mnie to, że nie zapomniałam wszystkiego czego się uczyłam dzień po napisaniu. Nie twierdzę, że z każdym innym materiałem, który mieliśmy wcześniej, tak było, ale to pierwszy przedmiot, którego naprawdę dobrze mi się uczy. Jest to zasługą, zarówno interesujących zagadnień, jak i świetnych wykładowców :) Przy okazji kolokwium wyjaśniła się także pewna zagadka - dlaczego zakład patomorfologii zawsze organizował zaliczenia w soboty. Otóż jak ktoś zajmuje prawie wszystkie dostępne na uczelni aule na przeprowadzenie zaliczenia dla jednego roku z jednego kierunku, a ma ich 3, to co się dziwić.... Nie mam pojęcia jak to możliwe, że zakład, który na co dzień jest najbardziej prostudenckim zakładem na uczelni, na czas kolokwiów popada w

Miesiąc minął, koniec cudownego, weekendowego lenistwa...

Zbliża się Wszystkich Świętych, a ja zamiast szykować się do powrotu do domu, albo imprezy Halloweenowej mam przed sobą pierwszy nieleniwy weekend. Przy obecnym układzie zajęć już w środę po 16 mogę zapomnieć o studiach i do niedzieli sobie o nich nie przypominać. No dobra, tak naprawdę to nie do końca tak, bo gdybym miała więcej samozaparcia to tych przedmiotów, z których nie miewam wejściówek też mogłabym się uczyć na bieżąco, ale wiadomo jak to jest, po 2, a czasem 3 dniach względnie intensywnej nauki biochemii, a gdzieś w przerwie także immunologii, jedyne o czym marzę w środę wieczorem to nadrobienie zaległych odcinków seriali. Później jeszcze cały czwartek zajęć, na koniec dnia koszykówka i jak wracam do pokoju to padam. Ewentualnie idę na imprezę, ale zdecydowanie wolę w piątek, bo wtedy mam więcej energii :P Ostatnio spędziłam 4,5h tańcząc prawie bez przerwy, co byłoby niewykonalne gdyby Otrzęsiny odbywały się w czwartek. Tym razem w weekend nie będzie ani błogiego lenistwa

Plusy, plusiki i koło chirurgiczne.

Gimnazjum i liceum już za mną, a era plusików najwyraźniej jeszcze nie minęła xD Złapałam już dwa w tym tygodniu. Zaczęło się na immunach. Byliśmy już po wyjściówce, wszyscy gotowi do wyjścia, a prowadząca stwierdziła, że jeszcze szybko mamy przeprowadzić doświadczenie. Nawet nie pamiętam o co chodziło, ale roztwór miał się odbarwić po 2-3min ogrzewania probówki w rękach. Studenci znudzeni, część w ogóle nie podjęła próby zrobienia czegokolwiek, reszta siedzi i pociera probówkę w dłoniach. W końcu prowadząca stwierdziła błagalnym głosem, że "no niech chociaż komuś wyjdzie, to dam plusa do wyjściówki", kolejne 2min i nadal nic. W końcu powiedziała, że można trochę pokombinować z odczynnikami. No to dodałam solidną porcję tego, co wydawało mi się logicznie uzasadnione i płyn pięknie się odbarwił :P Druga sytuacja miała miejsce na biochemii. Robiliśmy doświadczenie, w którym na podstawie wyników z 5 probówek mieliśmy zrobić wykres i odczytać wyniki pozostałych 2. Roztwory p

Nie tak źle, czyli pierwsze oceny

Moja wiarygodność jeśli chodzi o narzekanie, że czegoś nie zdam, znów spadła... Już na I roku słyszałam w takich sytuacjach, że "kto jak kto, ale ty na pewno zdasz", okazuje się, że kolejny rok nie przyniesie raczej dużych zmian. Nie lubię osób, które chodzą i opowiadają wkoło jak to nic nie umieją, nic się nie uczyły i na pewno nie zdadzą, a później okazuje się, że spędziły cały weekend nad książkami i dostali 5. Dlatego też staram się być jak najbardziej obiektywna i zdystansowana podczas komentowania własnych prac. Po wejściówce z immunologii miałam bardzo mieszane odczucia, byłam nienajlepiej przygotowana, ale temat był stosunkowo prosty, więc miałam nadzieję, że coś wykombinuję. Niestety żeby zdać trzeba mieć dobrze 3 pytania na 5, co nie jest takie proste. Nie chodziłam, opowiadając w koło, że "na pewno nie zdam", ale szczerze skomentowałam, że nie zdziwiłabym się gdyby tak się skończyło. Podobnie było w przypadku biochemii, choć na nią umiałam znacznie więc

Pierwsza sekcja zwłok czyli jak tu nie uwielbiać patomorfologii :D

Kolejny tydzień zajęć za mną. Tym razem zacznę opis od końca tygodnia, bo to własnie dzisiejsze zajęcia były zdecydowanie najciekawsze. Na początek muszę powiedzieć, że w tym roku, niekoniecznie w 100% dobrowolnie, ale zdecydowanie pobiję rekord obecności na wykładach (co nie jest trudne, biorąc pod uwagę, że w ubiegłym roku byłam łącznie na mniej niż 8 przez cały rok :P ). Tak więc dziś wstałam dzielnie na godzinę 8, o której to zaczynaliśmy wykład z patomorfologii. Był prowadzony trochę mniej ciekawie niż poprzedni, w związku z czym moje notatki mają tendencję do urywania się, albo chociaż schodzenia poniżej kratek, bo oczy mi się zamykały, mimo że starałam się nie zasypiać :P Za to na zakończenie czekała nas miła niespodzianka, prowadząca poinformowała nas, że grupom, które mają dzisiaj ćwiczenia się poszczęściło i zamiast normalnych ćwiczeń pójdą oglądać sekcję zwłok. Nietrudno sobie wyobrazić, że w tym momencie cała sala przysypiających ludzi znacznie się ożywiła :D Według pro

Pierwszy tydzień II roku za mną

Ledwo tu przyjechałam, a już pierwszy tydzień zajęć za mną. Coś czuję, że ten rok przeleci mi jeszcze szybciej niż poprzedni. Choć część zajęć miała jeszcze formę organizacyjną to mogę już powiedzieć parę słów o przedmiotach, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć w tym semestrze. Zaczęłam tydzień od ćwiczeń z immunologii. Po kilku słowach wprowadzenia zaczęliśmy normalne zajęcia, które miały głównie formę seminarium. Pod koniec robiliśmy rozmaz krwi i wypełnialiśmy kartę pracy. Trafiła mi się bardzo sympatyczna prowadząca, lekko zakręcona, o śmiesznym adresie mailowym, tak jakby założyła go sobie w czasach bycia nastolatką i nie chciała go zmieniać na nic poważnego :P Zagadnienia były ciekawe i dość proste. Tak naprawdę nie dowiedziałam się prawie nic, czego bym już nie wiedziała. Może to wynikać z tego, że zagadnienia związane z układem odpornościowym były dla mnie trudne do zapamiętania i będąc w szkole doczytywałam je z Campbella, żeby lepiej zrozumieć, a książka ta wykracza materi

Czas wrócić na studia.

Właśnie dobiega końca pierwszy dzień zajęć w nowym roku akademickim.  No dobra, w teorii, bo w praktyce to jeszcze na żadne nie dotarłam. Według planu miałam mięć dzisiaj tylko wf, ale od początku wiedziałam, że podobnie jak w ubiegłym roku, nie będę na niego chodzić, bo nie przepadam za taką "szkolną" formą zajęć. Zamiast tego pewnie zdecyduję się na siatkówkę lub koszykówkę, no i postaram się wrócić na szermierkę, jeśli będzie taka możliwość. Obudziłam się późno, w końcu trzeba było wykorzystać ostatnią noc wakacji na wyspanie się. Gdy sprawdziłam powiadomienia na telefonie, okazało się, że ktoś przeszedł się do Pracowni Języków Obcych i zastał tam wywieszony plan zajęć z podziałem na poszczególne grup. Nie wiem kto wpadł na pomysł, żeby zamiast jak co roku zamieścić informację w internecie, przypiąć ją tylko na tablicę ogłoszeń, ale nie była to zbyt przemyślana decyzja. Gdyby nie to, że ktoś miał po drodze i wszedł sprawdzić, to cały rok uznałby brak planu za jasny prz

Praktyki - dzień dodatkowy

Zgodnie z tym co obiecałam wczoraj doktorowi, przyjechałam dzisiaj na 15 do szpitala. To takie świetne uczucie jak wszyscy w koło mówią do Ciebie "pani doktor". Nie tylko pacjenci, ale pielęgniarki na bloku i przede wszystkim lekarze. Ja wszystkim zawsze mówię, że jestem jeszcze studentką, w dodatku dopiero po pierwszym roku, ale to nic nie zmienia. Dziś w ogóle czułam się zupełnie jak członek zespołu. Przyjechałam jak do siebie, jako że spędziłam już trochę czasu w tym szpitalu i wiem co gdzie, jaki kod do wejścia na blok itd.. Przebrałam się do zabiegu, razem z ortopedą i drugą lekarką pomogłam przenieść pacjenta z łóżka na stół operacyjny, po czym we trójkę poszliśmy umyć ręce do zabiegu  i tak sobie staliśmy, rozmawiając jak dobrzy znajomi :) Operacja była długa, najdłuższa w jakiej uczestniczyłam, bo ok 3 godzinna. Muszę przyznać, że pod koniec czułam już zmęczenie i brak tlenu na sali operacyjnej. Nie byłam w tym sama, bo lekarka, dodatkowo zmęczona po dyżurze, mus

Praktyki - dzień XV

Dziś od rana się nie nudziłam, ale o 12:40, już mogłabym iść do domu, gdyby nie to, że najbliższy pociąg był za 8 min i bym nie zdążyła, a kolejny był dopiero za 2 godziny. Oprócz tego najadłam się całej masy słodkiego. Najpierw ja postawiłam poczęstunek, bo to ostatni dzień praktyk i chciałam podziękować pielęgniarkom za tak miłe przyjęcie i cierpliwość do mojego uciekania na blok przy każdej okazji. Później postawiłam symboliczne słodkie na bloku, a jedna z pielęgniarek przyniosła pyszne drożdżówki. Jakby tego było mało, po powrocie na oddział okazało się, że stoi kolejne słodkie, pyszny sernik i jakieś czekoladki. Jeśli chodzi o operacje to na bloku dziś wszystkiego po trochu. Obejrzałam kolejną cholecystę, ćwiczyłam samodzielne intubowanie (nie całkiem mi się udało, ale byłam blisko), a na zakończenie asystowałam przy operacji ortopedycznej. Był ten sam ortopeda co ostatnio i jak zobaczył, że jestem na sali to stwierdził, że bardzo dobrze, przydam się. Mój ulubiony anestezjol

Praktyki - dzień XIV

Jak pusto na oddziale... W sumie to dobrze dla ludzi, którzy nie muszą przebywać w szpitalu, ale dla mnie oznaczało to nudę. Połowa łóżek wolna, a prawie wszystkie kolonoskopie i gastroskopie są teraz odsyłane na drugi oddział, więc nawet nie ma komu wenflonów zakładać. No to co miałam robić, jak zwykle poszłam na blok :) Na początek laparoskopowa operacja uwięźniętej, nawracającej przepukliny, z wszyciem siatki wzmacniającej powłoki brzuszne, później splenektomia. Jak się okazuje, najbardziej znienawidzony zabieg Szefa. W sumie to trudno się dziwić, śledziona to bardzo kruchy narząd i łatwo o jej uszkodzenie, np. disektorem. Dziś też nie obyło się bez problemów, bo śledziona powiększona, trudny dostęp, problem ze sprzętem i w pewnym momencie krew zaczęła utrudniać widoczność, a do tego okazało się, że narząd jest mocno przymocowany otrzewną do przepony. Skończyło się otwarciem jamy brzusznej i dokończeniem operacji w sposób tradycyjny. Wtedy już poszło szybko, ale wiązanki przekl

Praktyki - dzień XII i XIII

Dzień XII Dziś cały dzień polegał na próbie niezaśnięcia. Winna i nuda na oddziale i przede wszystkim fakt, że byłam na nogach od 5:15 dnia poprzedniego. Tak to jest jak chce się imprezować w tygodniu pracy :P Pojechałam do szpitala prosto z imprezy, zahaczając o dom tylko w celu wzięcia prysznica. Na blok operacyjny nawet nie szłam, bo były tylko 2 zabiegi od rana i nic więcej. Cicho, spokojnie i baaaardzo sennie. Dzień XIII Dziś prawie cały dzień na bloku <3 Od rana cholecysta, później pobranie wycinka powiększony węzłów chłonnych, z podejrzeniem chłoniaka, następnie przepuklina pępkowa, resekcja części jelita z podejrzeniem nawrotu nowotworu, a jeszcze później cesarka. Był mój ulubiony anestezjolog i postanowił mnie dzisiaj uczyć <3 W związku z tym uczestniczyłam w intubowaniu. Stwierdził, jak gdyby nigdy nic, że mam zaintubować pacjenta, a ja przecież w życiu tego nie robiłam. No to stwierdził, że za pierwszym razem mi pokaże, a później będę robić, ale ostatecznie

I rok w pigułce - część II

Zgodnie z obietnicą, ciąg dalszy podsumowania pierwszego roku zmagań. Dwa najobszerniejsze przedmioty już opisałam w poprzednim poście, o pozostałych, a raczej moim podejściu do nich, aż wstyd pisać, bo mogę je wszystkie podsumować mniej więcej tak: "nie ucz się, chodź na zajęcia, chyba, że masz pretekst, żeby nie iść to korzystaj, przypomnij sobie o przedmiocie dzień przed kolokwium/zaliczeniem, i tak wszystko zdasz". Trochę uogólniłam, ale najprościej mówiąc tak to wygląda. Moja uczelnia ma na szczęście dobrze poustawiane priorytety, przynajmniej na pierwszym roku, nie wiem jak dalej. Nie trzeba się za bardzo martwić niczym, co nie kończy się egzaminem, a tak naprawdę to niczym, co nie jest anatomią i histologią. To oczywiście nie znaczy, że zupełnie nic się nie uczyłam z pozostałych przedmiotów, ale to może opiszę po kolei. BIOLOGIA MOLEKULARNA Na początek muszę podkreślić jedną rzecz, jest to naprawdę ciekawa i bardzo przyszłościowa dziedzina nauki . W dodatku moj

Praktyki - dzień XI

Czas wrócić na praktyki. Planowałam zrobić to w zeszłym tygodniu, ale problemy z kostką spowodowały, że byłabym mało użyteczna na oddziale. Na szczęście teraz już wszystko w porządku, więc mogłam wrócić do pracy. Przestawienie się na poranne wstawanie nie było łatwe, czego dowodem była przebieżka na pociąg... za późno wstałam, za późno wyszłam z domu, ale zdążyłam :) W szpitalu w pierwszym momencie mnie nie poznali. Nie było mnie 3 tygodnie, plus inny kolor włosów, które dodatkowo, pierwszy raz, nie były spięte w kok. Na oddziale spokojnie, bo z powrotem otworzono drugi oddział chirurgii (w czasie wakacji jest czynny tylko jeden). W związku z tym, jak zwykle, poszłam na blok operacyjny, gdzie znów miałam okazję zobaczyć 2 nowe zabiegi. Tym razem laparoskopowe usunięcie śledzony i amputację małego palca stopy. Drugi zabieg trwał dosłownie 5 minut. Pacjentką była starsza kobieta z zaawansowaną cukrzycą. Mały palec był w strasznym stanie, odwrócony o 180*, paznokciem do dołu. Nie b

Praktyki - dzień VIII i IX

Dzień VIII Katar skutecznie utrudniał mi dzisiaj życie... Do południa nie działo się nic ciekawego, siedziałam na oddziale, robiąc to co zwykle. W przerwach popijałam kawę i jadłam, najpierw bombonierkę, a później tort, który przyniosła jedna z pacjentek :D Na zakończenie dnia poszłam na blok operacyjny. Kolejna ortopedyczna operacja, tym razem biodra. Był mój ulubiony anestezjolog i przegadałam z nim praktycznie cały zabieg. Usłyszałam, że "jeszcze masz czas, żeby rzucić to wszystko w cholerę", a także kilka rad na temat "opłacalnych" specjalizacji, nie tylko pod kątem finansowym. Na szczęście nie należy on do takich typowych marudnych lekarzy. Wszystko co mówił brzmiało tak trochę teatralnie i zawierało nutkę humoru, pomieszanego z lekką rezygnacją, ale było widać, że choć narzeka, to ma do tego dystans. Oczywiście znów zmarzałam, ale tym razem miałam dodatkowo ołowiany fartuch, bo przy operacji używany był rentgen, więc było lepiej niż wczoraj. Poza komenta

Praktyki - dzień VII

Na dworze upał, a na bloku tak zimno, że miałam na sobie 2 warstwy stroju chirurgicznego, a i tak zamarzałam niemiłosiernie i jak tylko mogłam chowałam się do pokoju pielęgniarek, gdzie nie działa klima. Do tego, od wczoraj mam katar, pewnie właśnie od klimatyzacji... Jest to o tyle irytujące, że na salach operacyjnych mam maseczkę na ustach i nosie... Dziś znacznie spokojniej niż wczoraj, zamiast 11 zabiegów, 4. Na oddziale też mniej roboty, a mimo tego pielęgniarki niechętnie wypuściły mnie z oddziału. Na szczęście to nie ja pytałam, tylko Szef. Chodziłam sobie za lekarzami podczas porannego obchodu, a on jak tylko mnie zobaczył, to stwierdził, że mam iść na blok, obejrzeć chociaż z jeden zabieg <3 Oczywiście jak już tam poszłam to zostałam na dłużej, aż do 12:45. Najpierw była cholecysta, Pan posiadał bardzo pokaźną tkankę tłuszczową i anestezjolog (ten co się na mnie pierwszego dnia "obraził", a dziś próbował sobie przypomnieć o co :P) minimalnie za wcześnie przes

Praktyki - dzień V i VI

Dzień V Od rana dużo ruchu na oddziale, wpisy, wypisy, wywiady, kroplówki, hurtowe wyciąganie wenflonów, wożenie w te i we wte na badania. Nie miałam przez to czasu iść na blok, na którym były 2 krótkie zabiegi. Koło godz.10 wszystko było zrobione i nastał całkowity spokój, zarówno na oddziale jak i na bloku. No więc siedziałam, piłam kawę i jadłam ptasie mleczko, które jakiś pacjent przyniósł. W tej kwestii w polskich szpitalach nic się nie zmienia, nadal pielęgniarki dostają ogromne ilości kawy i słodkiego, co mi bardzo odpowiada :P Dzień VI Nowy tydzień na oddziale chirurgii rozpoczął się najbardziej zabieganym jak narazie dniem praktyk. Od samego rana było tyle roboty, że nie było opcji, żebym poszła na blok. Nie było nawet czasu na wypicie kawy w ramach przerwy. 8 kolonoskopii, gastroskopia, 11 zabiegów, kilka tomografii, 17 wpisów i tyle samo wypisów. W pewnym momencie 2 pacjentów musiało czekać na krzesłach, mimo bycia przyjętym na oddział, bo nie było wolnych łóżek. Sp

Praktyki - dzień IV

Dziś od rana sennie i nudnawo. I na oddziale, i na bloku. Zrobiłam kilka wywiadów, a później wzięłam się za wenflony, z czego jednego nie założyłam, bo Pan miał wyjątkowo niewspółpracujące żyły. Próbowałam 2 razy, po mnie 2 raz pielęgniarka, później 2 razy oddziałowa i dopiero trzeciej pielęgniarce się udało, więc jestem usprawiedliwiona :) Oprócz tego zrobiła kilka pomiarów ciśnienia, a dalej znów nudy, za to w "międzyczasie" zjadłam górę ciastek :P Myślałam, że w związku z małą ilością pracy, wrócę wcześniejszym pociągiem, ale koło 12:30, zamiast na dworzec, poszłam na blok operacyjny... i jakoś tak wyszło, że przegapiłam swój pociąg i zamiast być krócej, zostałam dłużej xD Znów było super, kolejne zabiegi, których jeszcze nie widziałam, tym razem chirurgia naczyniowa. 2x żylaki, raz cewnik do żyły głównej i raz przetoka żylno-tętnicza na przedramieniu. Zabiegi prowadził bardzo sympatyczny chirurg, który jak się okazało jest ojcem mojego znajomego ze szkoły, przyjaźni

Praktyki - dzień III

Kolejny dzień praktyk za mną, było jeszcze ciekawiej niż wczoraj :D Od rana, poza tym co zawsze, czyli zbieraniem wywiadów i wożeniem pacjentów na badania, pouczestniczyłam w zmianach opatrunków po operacjach żylaków i pozakładałam kilka wenflonów. Później, zgodnie z obietnicą, poszłam na blok i... zostałam tam na następne kilka godzin, w sumie to już do końca mojej "zmiany". Pierwszy zabieg polegał na wycięciu części jelita z powodu obecności polipów. Miałam okazję zajrzeć do światła usuniętego fragmentu i zobaczyć jak liczne i duże były narośla. Po zabiegu młoda lekarka, która asystowała przy operacji powiedziała, że teraz założymy cewnik. Myślałam, że po prostu pokaże mi jak to się robi, a ona kazała mi ubrać jałowe rękawiczki i zgodnie z jej instrukcją zrobić to samemu :D Wcześniej miałam okazję uczyć się tego tylko na fantomie, więc strasznie się cieszę, że miałam szansę spróbować na pacjentce. Założenie cewnika kobiecie nie jest skomplikowane, gorzej w przypadku mężc

Praktyki czas zacząć :)

Miał być ciąg dalszy wpisu o I roku,  ale zaczęłam praktyki, więc najpierw bardziej bieżący temat :) Mimo pewnego zamieszania z formalnościami, których na szczęście nie musiałam osobiście załatwiać, zaczęłam wczoraj praktyki. Trafiłam na chirurgię (z czego bardzo się cieszę, zwłaszcza, że nawet o to nie prosiłam :D) Pielęgniarki są świetne, bardzo się ucieszyły, że będą miały kogoś do pomocy, bo rąk do pracy nigdy za dużo, póki co nie miałam jeszcze okazji pokłuć, ale obserwuję, wożę na badania, zbieram i uzupełniam karty z wywiadem, podaję leki, hurtowo wyciągam wenflony, a dziś wkręciłam się na blok operacyjny :D Choć wybrałam szpital poza wielkim miastem, to oddział ten mają naprawdę świetnie wyposażony, mogłabym tam spędzić cały dzień. Chciałam wejść jak zawoziliśmy pacjentkę na usunięcie przepukliny, ale zanim ją przygotowano, oddziałowa oprowadziła mnie po bloku i tak wyszło, że trafiłam nawet ciekawiej, bo na operację usunięcia macicy i jajników. Miałam już kiedyś okazję b

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

Niespodziewany zwrot akcji!

OMG, kocham moją uczelnię! Jeśli ktokolwiek mnie zapyta to z pełnym przekonaniem potwierdzę, że jest to chyba najbardziej prostudencka uczelnia medyczna w Polsce. ZDAŁAM ANATOMIĘ <3 <3 <3 Tak jak wspomniałam w poprzednim wpisie, ze względu na tragiczną zdawalność egzaminu, złożyliśmy całym rokiem podanie do wyższych instancji. Dziś odbyło się spotkanie Profesora z dziekanem i starostą roku i... Pan Profesor przychylił się do naszego wniosku o obniżenie progu. Podobno całe spotkanie odbyło się w bardzo miłej atmosferze, nasze podanie nie zostało odebrane jako atak i bez większych dyskusji zostało rozpatrzone na naszą korzyść. W Zakładzie od razu pojawiła się zaktualizowana lista wyników, na której, ku mojej ogromnej radości, znajduje się mój numer indeksu <3 Moje pokłady życiowego szczęścia wciąż mnie zaskakują. Teraz mogę już oficjalnie powiedzieć, że jestem na II roku :D Pierwszy rok był naprawdę cudowny, nauki było znacznie mniej niż można się było tego spodziewać.

Trochę absurdu z Zakładem Anatomii w roli głównej.

Wyniki z egzaminu z anatomii pojawiły się już kilka dni temu, ale chciałam poczekać z wpisem do wyjaśnienia się sytuacji. Jednak po przemyśleniu stwierdziłam, że nie wiadomo kiedy to będzie... Do egzaminu podeszło ok 160 osób. Według regulaminu Zakładu, aby zdać egzamin należy uzyskać łącznie  50%+1 z testu i części praktycznej. Gdyby trzymano się tego zapisu, egzamin zdało by 11 osób. Tak, JEDENAŚCIE. W związku z tym próg został obniżony i ostatecznie zdało 60. Próg zaliczenia wyniósł 33 punkty i tu zaczyna pojawiać się "zabawna" sytuacja, ponieważ ja uzyskałam ich aż 36, ALE okazało się, że nie zdałam części praktycznej, co skutkuje ujemnymi 8 punktami. Efekt jest taki, że mając 22 wynik z testu na roku (jest nas kilka z takim wynikiem), mam oblany egzamin i muszę podejść do terminu poprawkowego we wrześniu. Test był bardzo specyficzny i jak widać po wynikach, trudny do zdania. Nie wynikało to wcale z pytań z Bochenka, bo takowych nie było. Znaczna większość egzaminu b

No i w końcu wakacje!

Wpis o egzaminie z anatomii będzie po ogłoszeniu wyników. Do tego czasu mam wakacje i tego będę się trzymać. Czuję, że spotkamy się w bardzo szerokim gronie we wrześniu, ale obym się myliła.

Szpilki, szpileczki ( i tym razem nie chodzi wcale o moje ukochane buty...)

No to pierwsza część egzaminu z anatomii za mną. Z jednej strony niby prostsza, ale czy ja wiem. Zależy co kto lubi. Ja nie przepadam za rozpoznawaniem struktur na preparacie, bo nie mieliśmy za wiele okazji by to poćwiczyć i po prostu widzę plątaninę tkanek zamiast tego co należy. Nasz Zakład nigdy wcześniej nie miał "szpilek", tak popularnych na innych uczelniach medyczny. No, ale od tego roku postanowili sobie na nas poeksperymentować i takowe zrobić. Oczywiście w związku z tym, że to pierwszy raz, to do ostatniej chwili nikt nic nie wiedział. Kiedy można przyjść pooglądać preparaty, jak to będzie wyglądać organizacyjnie, kiedy wyniki, ile czasu na każdą szpilkę, czy nazwy po polsku czy też po łacinie, czy można dotykać preparatów, ile potrzeba, żeby zaliczyć. Mnóstwo niewiadomych. Ostatecznie całość poszła zaskakująco sprawnie. W 2 salach rozłożone były preparaty, a w trzeciej siedzieli studenci danej grupy i pojedynczo, co minutę (w teorii, bo w rzeczywistości znacznie