Dziś od rana sennie i nudnawo.
I na oddziale, i na bloku.
Zrobiłam kilka wywiadów, a później wzięłam się za wenflony, z czego jednego nie założyłam, bo Pan miał wyjątkowo niewspółpracujące żyły. Próbowałam 2 razy, po mnie 2 raz pielęgniarka, później 2 razy oddziałowa i dopiero trzeciej pielęgniarce się udało, więc jestem usprawiedliwiona :)
Oprócz tego zrobiła kilka pomiarów ciśnienia, a dalej znów nudy, za to w "międzyczasie" zjadłam górę ciastek :P
Myślałam, że w związku z małą ilością pracy, wrócę wcześniejszym pociągiem, ale koło 12:30, zamiast na dworzec, poszłam na blok operacyjny... i jakoś tak wyszło, że przegapiłam swój pociąg i zamiast być krócej, zostałam dłużej xD
Znów było super, kolejne zabiegi, których jeszcze nie widziałam, tym razem chirurgia naczyniowa. 2x żylaki, raz cewnik do żyły głównej i raz przetoka żylno-tętnicza na przedramieniu. Zabiegi prowadził bardzo sympatyczny chirurg, który jak się okazało jest ojcem mojego znajomego ze szkoły, przyjaźni się z mamą mojego drugiego kolegi, a poza tym jest dziekanem jednego z wydziałów lekarskich :)
Podczas zabiegów opowiadał mi co robi, na co właśnie patrzę i w ogóle był bardzo rozmowny w porównaniu do innych lekarzy, z którymi miałam do czynienia. Mógłby tylko mówić odrobinę głośniej, bo musiałam naprawdę mocno się wysilać, żeby cokolwiek usłyszeć, a nie chciałam mu wchodzić pod nogi przy pracy.
Jako, że już i tak nie miałam się co spieszyć na pociąg, bo kolejny jeździ dopiero o 17, zostałam na oddziale. Na dworze tak gorąco, że już wolałam czekać w budynku i przy okazji pomóc pielęgniarkom w paru rzeczach.
Dzień, który zapowiadał się strasznie nudno, okazał się bardzo fajny :)
Powrót do domu też był ciekawy, bo wsiadałam punktualnie do pociągu, który podjechał na mój peron, szczęśliwa, że nie ma opóźnienia.
Po czym przy okazji kontroli biletów okazało się, że to nie ten pociąg... To był jakiś opóźniony wcześniejszy, a mój, który również był opóźniony jeszcze nie przyjechał. W efekcie zamiast jechać 18min i zapłacić 3,18zł, spędziłam w drodze godzinę i zapłaciłam 15zł... brawa dla mnie. Ale to wszystko przez te opóźnienia i moje rozmawianie przez telefon podczas wsiadania ;)
Co ciekawe, mimo wstania o nieludzko wczesnej godzinie, 9h w szpitalu, długiej podróży i spaceru z dworca w pełnym słońcu, nie jestem zmęczona.
Praktyki mi służą :D
Oczywiście jak zjem obiadokolację i dotrę w końcu do łóżka to pewnie i tak padnę spać, chociaż na 20min :P
I na oddziale, i na bloku.
Zrobiłam kilka wywiadów, a później wzięłam się za wenflony, z czego jednego nie założyłam, bo Pan miał wyjątkowo niewspółpracujące żyły. Próbowałam 2 razy, po mnie 2 raz pielęgniarka, później 2 razy oddziałowa i dopiero trzeciej pielęgniarce się udało, więc jestem usprawiedliwiona :)
Oprócz tego zrobiła kilka pomiarów ciśnienia, a dalej znów nudy, za to w "międzyczasie" zjadłam górę ciastek :P
Myślałam, że w związku z małą ilością pracy, wrócę wcześniejszym pociągiem, ale koło 12:30, zamiast na dworzec, poszłam na blok operacyjny... i jakoś tak wyszło, że przegapiłam swój pociąg i zamiast być krócej, zostałam dłużej xD
Znów było super, kolejne zabiegi, których jeszcze nie widziałam, tym razem chirurgia naczyniowa. 2x żylaki, raz cewnik do żyły głównej i raz przetoka żylno-tętnicza na przedramieniu. Zabiegi prowadził bardzo sympatyczny chirurg, który jak się okazało jest ojcem mojego znajomego ze szkoły, przyjaźni się z mamą mojego drugiego kolegi, a poza tym jest dziekanem jednego z wydziałów lekarskich :)
Podczas zabiegów opowiadał mi co robi, na co właśnie patrzę i w ogóle był bardzo rozmowny w porównaniu do innych lekarzy, z którymi miałam do czynienia. Mógłby tylko mówić odrobinę głośniej, bo musiałam naprawdę mocno się wysilać, żeby cokolwiek usłyszeć, a nie chciałam mu wchodzić pod nogi przy pracy.
Jako, że już i tak nie miałam się co spieszyć na pociąg, bo kolejny jeździ dopiero o 17, zostałam na oddziale. Na dworze tak gorąco, że już wolałam czekać w budynku i przy okazji pomóc pielęgniarkom w paru rzeczach.
Dzień, który zapowiadał się strasznie nudno, okazał się bardzo fajny :)
Powrót do domu też był ciekawy, bo wsiadałam punktualnie do pociągu, który podjechał na mój peron, szczęśliwa, że nie ma opóźnienia.
Po czym przy okazji kontroli biletów okazało się, że to nie ten pociąg... To był jakiś opóźniony wcześniejszy, a mój, który również był opóźniony jeszcze nie przyjechał. W efekcie zamiast jechać 18min i zapłacić 3,18zł, spędziłam w drodze godzinę i zapłaciłam 15zł... brawa dla mnie. Ale to wszystko przez te opóźnienia i moje rozmawianie przez telefon podczas wsiadania ;)
Co ciekawe, mimo wstania o nieludzko wczesnej godzinie, 9h w szpitalu, długiej podróży i spaceru z dworca w pełnym słońcu, nie jestem zmęczona.
Praktyki mi służą :D
Oczywiście jak zjem obiadokolację i dotrę w końcu do łóżka to pewnie i tak padnę spać, chociaż na 20min :P
Comments
Post a Comment