Przetrwałam ostatni tydzień zajęć w tym roku, kolejne dopiero 7 stycznia, a do tego czasu wolne <3
Początek tygodnia ciężki, w ciągłym biegu. W sumie to głównie w poniedziałek. Najpierw anatomia, na której nasz kochany dr.K postanowił zrobić pisemną "wejścióweczkę". Oczywiście nie na ocenę, bo poza ocenami z kolokwiów, na anatomii nie ma ocen, ale po prostu zamiast ustnego odpytywania kilku osób postanowił sprawdzić stan wiedzy całej grupy. Ten można by podsumować krótko - ''mniej niż zeroooo...". Normalnie w poniedziałki jesteśmy dość dobrze przygotowani, bo od środy jest dużo czasu, w tym weekend, ale tym razem większość osób spędziła ten czas nad czymś innym, ponieważ własnie w poniedziałek mieliśmy zaliczenie całego semestru z biofizyki. Tak jak już pisałam, jesteśmy chyba jedyną uczelnią, która nie ma z tego egzaminu na ocenę (i całe szczęście), ale 51% trzeba z testu uzyskać. Tak więc na anatomii cała grupa zareagowała zgodnym "nieee, wejściówka dzisiaj to nienajlepszy pomysł". Pan doktor nie odpuścił i napisać kazał, ale zamiast zebrać i sprawdzić, otworzył własne notatki, powiedział, żebyśmy uzupełnili to czego nie napisaliśmy i zaczął dyktować. I jak tu go nie uwielbiać? :D
Po anatomii była historia medycyny, na której miałam prezentację i załapałam pierwszą (i zapewne ostatnią) szósteczkę na studiach :D Po prezentacji oglądaliśmy film, który wybrałam i był na tyle ciekawy, że ambitne plany nauki biofizyki musiały poczekać. Po historii skoczyłam na chwilę do siebie coś zjeść i powtórzyć pulę, po czym o 15 zaczynaliśmy biofizykę. Na zaliczeniu 4 różne grupy, ludzie porozsadzani, środki ostrożności musza być. Na napisanie mieliśmy 40 minut, ale ja zaraz po tym miałam kolokwium z angielskiego, na które jeszcze musiałam dojechać, więc rozwiązałam to bardzo szybko i poleciałam dalej. Kolokwium z angielskiego znów głupie i choć umiałam więcej niż na pierwsze, to nie spodziewam się szału jeśli chodzi o ocenę. Strasznie dużo opisowych pytań, a mnie, po całym dniu w biegu, totalnie nie chciało się tego pisać. Ograniczyłam się więc do krótkich i zwięzłych odpowiedzi, co pewnie jest niewystarczające, trudno.
We wtorek spokojniej, nauka na anatomię, za to w środę nie najlepiej się czułam i najpierw zaspałam, więc musiałam szykować się w biegu. Pobiłam swój rekord w ogarnianiu się do wyjścia. Normalnie jestem zbyt leniwa, żeby się spieszyć i lubię mieć czas na wypicie spokojnie kawy, więc wstaję 50-60 min przed wyjściem. Tego dnia udało mi się wyrobić w 13 min, ze wszystkim o.o Po biologii molekularnej, na która mimo wszystko byłam na czas, musiałam jechać na drugi koniec miasta coś odebrać, po czym anatomia. Wróciłam strasznie zmęczona i padłam spać na 2h, po czym zamiast iść do pubu, zostałam w pokoju, nadal nie miałam siły na nic, więc zmarnowałam cały wieczór i pół nocy (bo koło północy okazało się, że drzemka, z opóźnieniem, ale pomogła i do 3 zupełnie nie chciało mi się spać, a następnego dnia na 8 rano...) nie robiąc nic konkretnego.
W czwartek pouczyłam się trochę na wejściówkę z embriologii, ale koleżanki przypomniały mi, że przecież dzień wcześniej był finał The Fall, na który niecierpliwie czekałam, a przez to, że początek tygodnia był w biegu to zapomniałam!!! No więc embriologia musiała poczekać. Finał rewelacyjny <3
Wieczorem byłam umówiona z koleżankami z innej grupy na przedświąteczną imprezę. Spotkanie wyszło bardzo fajnie, można powiedzieć, że krótkie, ale intensywne :P
W piątek tak jak się spodziewaliśmy, wejściówka z embriologii, na szczęście panie zrobiły nam świąteczny prezent i dały dość łatwe pytania. Po Świętach D. wystawi nam "ocenę" semestralną, która jest jedną z 6 ocen, liczących się do średniej końcowej, od której zależy czy jest się zwolnionym z egzaminu.
Uff, w końcu dobrnęłam do końca tygodnia. Histologia była naszymi ostatnimi zajęciami, wszyscy odetchnęli z ulgą i... pojechali na zakupy. Sama spędziłam dobre kilka godzin chodząc po centrach handlowych, spotkałam tylko jedną koleżankę z grupy, ale z późniejszych opowiadań dowiedziałam się, że musiałam się minąć z minimum 5 innymi, które też tam były tego dnia.
Wieczorem, na dobre rozpoczęcie wolnego czekała mnie kolejna impreza, jak to się śmiejemy, niekonwencjonalna grupowa Wigilia. Wyszło super! Przyszło sporo osób, posiedzieliśmy u mnie, po czym po 3 godzinach przenieśliśmy się do klubu potańczyć. Spróbowałam świąteczną wersję tequili (nie przepadam za standardową, ale ta była całkiem fajna), zamiast soli był cynamon, a zamiast cytryny pomarańcz :)
Zostałam obudzona sms-ami przed 11, ale ostatecznie wstałam przed 12, wyspana i w świetnym humorze, wolne dobrze na mnie wpływa ( i udane imprezy ze znajomymi :D )
No, a teraz czas na powrót do domu!
* A, zapomniałam napisać, biofizyka z głowy!
Początek tygodnia ciężki, w ciągłym biegu. W sumie to głównie w poniedziałek. Najpierw anatomia, na której nasz kochany dr.K postanowił zrobić pisemną "wejścióweczkę". Oczywiście nie na ocenę, bo poza ocenami z kolokwiów, na anatomii nie ma ocen, ale po prostu zamiast ustnego odpytywania kilku osób postanowił sprawdzić stan wiedzy całej grupy. Ten można by podsumować krótko - ''mniej niż zeroooo...". Normalnie w poniedziałki jesteśmy dość dobrze przygotowani, bo od środy jest dużo czasu, w tym weekend, ale tym razem większość osób spędziła ten czas nad czymś innym, ponieważ własnie w poniedziałek mieliśmy zaliczenie całego semestru z biofizyki. Tak jak już pisałam, jesteśmy chyba jedyną uczelnią, która nie ma z tego egzaminu na ocenę (i całe szczęście), ale 51% trzeba z testu uzyskać. Tak więc na anatomii cała grupa zareagowała zgodnym "nieee, wejściówka dzisiaj to nienajlepszy pomysł". Pan doktor nie odpuścił i napisać kazał, ale zamiast zebrać i sprawdzić, otworzył własne notatki, powiedział, żebyśmy uzupełnili to czego nie napisaliśmy i zaczął dyktować. I jak tu go nie uwielbiać? :D
Po anatomii była historia medycyny, na której miałam prezentację i załapałam pierwszą (i zapewne ostatnią) szósteczkę na studiach :D Po prezentacji oglądaliśmy film, który wybrałam i był na tyle ciekawy, że ambitne plany nauki biofizyki musiały poczekać. Po historii skoczyłam na chwilę do siebie coś zjeść i powtórzyć pulę, po czym o 15 zaczynaliśmy biofizykę. Na zaliczeniu 4 różne grupy, ludzie porozsadzani, środki ostrożności musza być. Na napisanie mieliśmy 40 minut, ale ja zaraz po tym miałam kolokwium z angielskiego, na które jeszcze musiałam dojechać, więc rozwiązałam to bardzo szybko i poleciałam dalej. Kolokwium z angielskiego znów głupie i choć umiałam więcej niż na pierwsze, to nie spodziewam się szału jeśli chodzi o ocenę. Strasznie dużo opisowych pytań, a mnie, po całym dniu w biegu, totalnie nie chciało się tego pisać. Ograniczyłam się więc do krótkich i zwięzłych odpowiedzi, co pewnie jest niewystarczające, trudno.
We wtorek spokojniej, nauka na anatomię, za to w środę nie najlepiej się czułam i najpierw zaspałam, więc musiałam szykować się w biegu. Pobiłam swój rekord w ogarnianiu się do wyjścia. Normalnie jestem zbyt leniwa, żeby się spieszyć i lubię mieć czas na wypicie spokojnie kawy, więc wstaję 50-60 min przed wyjściem. Tego dnia udało mi się wyrobić w 13 min, ze wszystkim o.o Po biologii molekularnej, na która mimo wszystko byłam na czas, musiałam jechać na drugi koniec miasta coś odebrać, po czym anatomia. Wróciłam strasznie zmęczona i padłam spać na 2h, po czym zamiast iść do pubu, zostałam w pokoju, nadal nie miałam siły na nic, więc zmarnowałam cały wieczór i pół nocy (bo koło północy okazało się, że drzemka, z opóźnieniem, ale pomogła i do 3 zupełnie nie chciało mi się spać, a następnego dnia na 8 rano...) nie robiąc nic konkretnego.
W czwartek pouczyłam się trochę na wejściówkę z embriologii, ale koleżanki przypomniały mi, że przecież dzień wcześniej był finał The Fall, na który niecierpliwie czekałam, a przez to, że początek tygodnia był w biegu to zapomniałam!!! No więc embriologia musiała poczekać. Finał rewelacyjny <3
Wieczorem byłam umówiona z koleżankami z innej grupy na przedświąteczną imprezę. Spotkanie wyszło bardzo fajnie, można powiedzieć, że krótkie, ale intensywne :P
W piątek tak jak się spodziewaliśmy, wejściówka z embriologii, na szczęście panie zrobiły nam świąteczny prezent i dały dość łatwe pytania. Po Świętach D. wystawi nam "ocenę" semestralną, która jest jedną z 6 ocen, liczących się do średniej końcowej, od której zależy czy jest się zwolnionym z egzaminu.
Uff, w końcu dobrnęłam do końca tygodnia. Histologia była naszymi ostatnimi zajęciami, wszyscy odetchnęli z ulgą i... pojechali na zakupy. Sama spędziłam dobre kilka godzin chodząc po centrach handlowych, spotkałam tylko jedną koleżankę z grupy, ale z późniejszych opowiadań dowiedziałam się, że musiałam się minąć z minimum 5 innymi, które też tam były tego dnia.
Wieczorem, na dobre rozpoczęcie wolnego czekała mnie kolejna impreza, jak to się śmiejemy, niekonwencjonalna grupowa Wigilia. Wyszło super! Przyszło sporo osób, posiedzieliśmy u mnie, po czym po 3 godzinach przenieśliśmy się do klubu potańczyć. Spróbowałam świąteczną wersję tequili (nie przepadam za standardową, ale ta była całkiem fajna), zamiast soli był cynamon, a zamiast cytryny pomarańcz :)
Zostałam obudzona sms-ami przed 11, ale ostatecznie wstałam przed 12, wyspana i w świetnym humorze, wolne dobrze na mnie wpływa ( i udane imprezy ze znajomymi :D )
No, a teraz czas na powrót do domu!
* A, zapomniałam napisać, biofizyka z głowy!
Pomarańcza, nie pomarańcz. Pomarańcz to kolor #grammarnazi :D
ReplyDeleteA tak w ogóle, to już masz wolne i się obijasz? Szczęściara :D My zawsze pisaliśmy jakieś koła 22 grudnia i takie tam przyjemności...
Oficjalnie powinniśmy mieć jeszcze zajęcia w poniedziałek i we wtorek, ale poprzekładaliśmy wszystko tak, żeby wcześniej zacząć wolne i móc jechać do domów :)
ReplyDeleteA, no trzeba się ustawić :D Mi się udało mieć wolne 24 grudnia i się z tego cieszę ;)
ReplyDeleteMacie 6 na studiach? :D
ReplyDeleteAle jezz, myślałam, że skala kończy się na 5tkach wszędzie haha :D
Nie mniej jednak, ogromnie gratuluję! :D
Przezycie pierwszego roku medycyny to nie lada wyzwanie!! czytajac Twoje notki widze ze jestes pozytywnie nastawiona a to polowa sukcesu - wiem z własnego doswiadczenia;)
ReplyDeleteZapraszam do mnie: studenckie perypetia i przemyslenia z perspektywy "po studiach"
http://planniedoskonaly.blog.pl/