Pierwszy tydzień zajęć już prawie cały za mną. Trochę taki oszukany, bo wtorek był dla nas dniem wolnym, z powodu uroczystej inauguracji, na której oczywiście nie byłam. Może kiedyś uda mi się na nią dotrzeć, ale póki co nie znalazłam jeszcze nikogo kto był i mógłby mi powiedzieć, że warto, więc i w tym roku, odsypianie imprezy brzmiało znacznie bardziej zachęcająco niż zrywanie się na 9 rano do rektoratu :P
Poniedziałkowe zajęcia rozpoczęliśmy o 8, wykładem z psychologii. Trzeba było na niego dojechać niemały kawałek, ale nie żałuję, że wstałam tak wcześnie. Przedmiot zapowiada się naprawdę ciekawie, a szefowa Zakładu potrafi opowiadać w taki sposób, że aż chce się słuchać. Zawsze interesowała mnie psychiatria i pokrewne dziedziny i choć wiem, że to nie specjalizacja dla mnie, to chętnie się czegoś dowiem. Ćwiczenia także mi się podobały, widać było, że to o czym opowiada prowadząca jest jej pasją, miła odmiana po tych wszystkich asystentach, czytających slajdy. Tego dnia mieliśmy mieć także wykład z patomorfologii, ale ponieważ na auli nie było działającego rzutnika, szefowa odesłała nas do domów, nikt specjalnie nad tym nie ubolewał :D
We wtorek, tak jak wspomniałam, odsypiałam poniedziałkową imprezę, korzystając z dnia wolnego.
W środę mieliśmy kolejne zajęcia na 8 rano, powinnam zacząć się przyzwyczajać, bo w tym roku pobudki między 6, a 7 będą dla mnie codziennością...
Pierwszy dzień zajęć klinicznych zaczęłam dość niefortunnie, spóźniając się 15min na internę. Najpierw nie dotarłam na wcześniejszy autobus, bo musiałam się wrócić po fartuch, o którym zapomniałam, a później okazało się, że następny autobus, którym miałam jechać, ma 10min opóźnienia. Zabawne jest to, że mimo problemów z dojazdem, dotarłam na salę seminaryjną jako 2 z 12 osób, bo reszta pogubiła się w szpitalu :P
Zajęcia z interny zaczęły się od krótkiego omówienia regulaminu i seminarium z zakresu zbierania wywiadu lekarskiego. Później, już w szóstkach klinicznych, poszliśmy z prowadzącymi na oddział. Mojej grupie ćwiczeniowej trafiła się przesympatyczna, młodziutka rezydentka anestezjologii, która wygląda na niewiele starszą od nas, ale zarazem bardzo kompetentną osobę. Wszyscy razem poszliśmy kolejno do 3 pacjentów, zebrać wywiad lekarski. Było to nasze pierwsze spotkanie z chorymi w ramach zajęć i od razu trafił nam się piękny przegląd "typów" pacjentów.
Pani nr 1, należała do tych, które najchętniej opowiedziałyby lekarzowi/studentowi całą historię swojego życia, ledwo dała nam dojść do słowa, gdy chcieliśmy zadać jakieś pytania. Była przy tym niezwykle sympatyczna, no ale nie ułatwiała nam zadania. Pan nr 2 był z kolei z rodzaju "ja wiem wszystko najlepiej, bo czytałam o tym w internecie". Nie zabrakło więc dyskusji z lekarką, na zasadzie: "ja nie będę brał leków na podwyższony cholesterol, bo one więcej szkody niż pożytku przynoszą, a poza tym ja mam tylko trochę za wysoki" (pacjent o pokaźnym brzuchu, myśliwy, odżywiający się głównie tym co upoluje) oraz opisów, pełnym pewności siebie głosem: "miałem gruczolaka jednokomórkowego nerki" (takowy nie istnieje). Dopiero pacjent nr 3 był bezproblemowy i odpowiadał grzecznie na nasze pytania. Cieszę się, że w końcu zaczęliśmy zajęcia kliniczne, choć interna mnie nie specjalnie interesuje jako specjalizacja, to na pewno ćwiczenia będą znacznie ciekawsze niż na innych przedmiotach.
Po zajęciach mieliśmy sporo czasu do kolejnych, więc postanowiłam zrobić sobie poobiednią drzemkę, wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że przespałam budzik i obudziłam się równo z godziną, o której rozpoczynał się pierwszy wykład z patofizjologii. Postanowiłam więc, że nie pójdę, bo jak miałabym się spóźnić 15 minut na 45-minutowy wykład, to równie dobrze mogłam zostać w łóżku. Napisałam sms-a do koleżanki, żeby dała mi znać jakby mówili coś ważnego, na co dostałam odpowiedź, że "wykładu nie ma, prowadzący nie przyszedł". Wyjątkowo dużo szczęścia miałam tego dnia :D Na zakończenie mieliśmy fakultet "Onkologia skóry", który prowadziła bardzo miła babeczka, na ostatnich nogach w ciąży. Jak na dość nudny temat, mówiła ciekawie, tak że tylko kilka razy się wyłączyłam. Dla porównania, na żadnym fakultecie w ubiegłym roku nie wytrzymałam w skupieniu dłużej niż 15min.
Dziś, tak dla odmiany, znów zajęcia na 8 rano. Tym razem ćwiczenia z patofizjologii. Te, w przeciwieństwie do wykładu, odbyły się, ale prowadząca się spóźniła, a do tego były to tylko zajęcia organizacyjne, więc już po godzinie zostaliśmy puszczeni do domów. Tym samym mam kolejny dzień wolny, może wybiorę się na poszukiwanie fartucha, wypadałoby w końcu kupić jakiś dodatkowy.
Jutro od rana (a jakże by inaczej...) czeka mnie anatomia topograficzna, której prawdę mówiąc nie mogę się trochę doczekać. To będzie śmieszne uczucie, iść do tego Zakładu po raz kolejny, po roku przerwy, na zajęcia, które są tak diametralnie innej "rangi" niż te na pierwszym roku. Ciekawe czy trafimy na tych samych asystentów. Byłoby super, ale pewnie aż tak dobrze nie będzie. W ogóle, te wszystkie operacje, w których uczestniczyłam w wakacje, uświadomiły mi jak bardzo potrzebuję takich zajęć. Moja wiedza z anatomii została całkowicie wyparta przez biochemię :(
Po anatomii czeka nas jeszcze Zdrowie Publiczne i Patomorfologia, na której pewnie będzie już trudno wysiedzieć, bo późna godzina, w połączeniu z aktualną pogoda i wstawaniem codziennie na 8 nie pomaga w koncentracji. W moim wypadku dochodzi fakt, że szkiełka to dla mnie czarna magia, więc prowadzący mogą sobie tłumaczyć jak to na ekranie widać strukturę "a" i komórki "b", a dla mnie i tak będą to fioletowo-czerwone kropki i paski. Egzamin praktyczny z tego to będzie tragedia.
Jakbym miała podsumować pierwszy tydzień, to mogę śmiało powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie nastawiona na nadchodzący rok (jak co roku zresztą). Przedmioty zapowiadają się znacznie ciekawiej niż na pierwszych 2 latach, a wszyscy prowadzący, których dotychczas poznaliśmy są sympatyczni i robią wrażenie takich, którzy potrafią w dość ciekawy sposób poprowadzić zajęcia :)
Poniedziałkowe zajęcia rozpoczęliśmy o 8, wykładem z psychologii. Trzeba było na niego dojechać niemały kawałek, ale nie żałuję, że wstałam tak wcześnie. Przedmiot zapowiada się naprawdę ciekawie, a szefowa Zakładu potrafi opowiadać w taki sposób, że aż chce się słuchać. Zawsze interesowała mnie psychiatria i pokrewne dziedziny i choć wiem, że to nie specjalizacja dla mnie, to chętnie się czegoś dowiem. Ćwiczenia także mi się podobały, widać było, że to o czym opowiada prowadząca jest jej pasją, miła odmiana po tych wszystkich asystentach, czytających slajdy. Tego dnia mieliśmy mieć także wykład z patomorfologii, ale ponieważ na auli nie było działającego rzutnika, szefowa odesłała nas do domów, nikt specjalnie nad tym nie ubolewał :D
We wtorek, tak jak wspomniałam, odsypiałam poniedziałkową imprezę, korzystając z dnia wolnego.
W środę mieliśmy kolejne zajęcia na 8 rano, powinnam zacząć się przyzwyczajać, bo w tym roku pobudki między 6, a 7 będą dla mnie codziennością...
Pierwszy dzień zajęć klinicznych zaczęłam dość niefortunnie, spóźniając się 15min na internę. Najpierw nie dotarłam na wcześniejszy autobus, bo musiałam się wrócić po fartuch, o którym zapomniałam, a później okazało się, że następny autobus, którym miałam jechać, ma 10min opóźnienia. Zabawne jest to, że mimo problemów z dojazdem, dotarłam na salę seminaryjną jako 2 z 12 osób, bo reszta pogubiła się w szpitalu :P
Zajęcia z interny zaczęły się od krótkiego omówienia regulaminu i seminarium z zakresu zbierania wywiadu lekarskiego. Później, już w szóstkach klinicznych, poszliśmy z prowadzącymi na oddział. Mojej grupie ćwiczeniowej trafiła się przesympatyczna, młodziutka rezydentka anestezjologii, która wygląda na niewiele starszą od nas, ale zarazem bardzo kompetentną osobę. Wszyscy razem poszliśmy kolejno do 3 pacjentów, zebrać wywiad lekarski. Było to nasze pierwsze spotkanie z chorymi w ramach zajęć i od razu trafił nam się piękny przegląd "typów" pacjentów.
Pani nr 1, należała do tych, które najchętniej opowiedziałyby lekarzowi/studentowi całą historię swojego życia, ledwo dała nam dojść do słowa, gdy chcieliśmy zadać jakieś pytania. Była przy tym niezwykle sympatyczna, no ale nie ułatwiała nam zadania. Pan nr 2 był z kolei z rodzaju "ja wiem wszystko najlepiej, bo czytałam o tym w internecie". Nie zabrakło więc dyskusji z lekarką, na zasadzie: "ja nie będę brał leków na podwyższony cholesterol, bo one więcej szkody niż pożytku przynoszą, a poza tym ja mam tylko trochę za wysoki" (pacjent o pokaźnym brzuchu, myśliwy, odżywiający się głównie tym co upoluje) oraz opisów, pełnym pewności siebie głosem: "miałem gruczolaka jednokomórkowego nerki" (takowy nie istnieje). Dopiero pacjent nr 3 był bezproblemowy i odpowiadał grzecznie na nasze pytania. Cieszę się, że w końcu zaczęliśmy zajęcia kliniczne, choć interna mnie nie specjalnie interesuje jako specjalizacja, to na pewno ćwiczenia będą znacznie ciekawsze niż na innych przedmiotach.
Po zajęciach mieliśmy sporo czasu do kolejnych, więc postanowiłam zrobić sobie poobiednią drzemkę, wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że przespałam budzik i obudziłam się równo z godziną, o której rozpoczynał się pierwszy wykład z patofizjologii. Postanowiłam więc, że nie pójdę, bo jak miałabym się spóźnić 15 minut na 45-minutowy wykład, to równie dobrze mogłam zostać w łóżku. Napisałam sms-a do koleżanki, żeby dała mi znać jakby mówili coś ważnego, na co dostałam odpowiedź, że "wykładu nie ma, prowadzący nie przyszedł". Wyjątkowo dużo szczęścia miałam tego dnia :D Na zakończenie mieliśmy fakultet "Onkologia skóry", który prowadziła bardzo miła babeczka, na ostatnich nogach w ciąży. Jak na dość nudny temat, mówiła ciekawie, tak że tylko kilka razy się wyłączyłam. Dla porównania, na żadnym fakultecie w ubiegłym roku nie wytrzymałam w skupieniu dłużej niż 15min.
Dziś, tak dla odmiany, znów zajęcia na 8 rano. Tym razem ćwiczenia z patofizjologii. Te, w przeciwieństwie do wykładu, odbyły się, ale prowadząca się spóźniła, a do tego były to tylko zajęcia organizacyjne, więc już po godzinie zostaliśmy puszczeni do domów. Tym samym mam kolejny dzień wolny, może wybiorę się na poszukiwanie fartucha, wypadałoby w końcu kupić jakiś dodatkowy.
Jutro od rana (a jakże by inaczej...) czeka mnie anatomia topograficzna, której prawdę mówiąc nie mogę się trochę doczekać. To będzie śmieszne uczucie, iść do tego Zakładu po raz kolejny, po roku przerwy, na zajęcia, które są tak diametralnie innej "rangi" niż te na pierwszym roku. Ciekawe czy trafimy na tych samych asystentów. Byłoby super, ale pewnie aż tak dobrze nie będzie. W ogóle, te wszystkie operacje, w których uczestniczyłam w wakacje, uświadomiły mi jak bardzo potrzebuję takich zajęć. Moja wiedza z anatomii została całkowicie wyparta przez biochemię :(
Po anatomii czeka nas jeszcze Zdrowie Publiczne i Patomorfologia, na której pewnie będzie już trudno wysiedzieć, bo późna godzina, w połączeniu z aktualną pogoda i wstawaniem codziennie na 8 nie pomaga w koncentracji. W moim wypadku dochodzi fakt, że szkiełka to dla mnie czarna magia, więc prowadzący mogą sobie tłumaczyć jak to na ekranie widać strukturę "a" i komórki "b", a dla mnie i tak będą to fioletowo-czerwone kropki i paski. Egzamin praktyczny z tego to będzie tragedia.
Jakbym miała podsumować pierwszy tydzień, to mogę śmiało powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie nastawiona na nadchodzący rok (jak co roku zresztą). Przedmioty zapowiadają się znacznie ciekawiej niż na pierwszych 2 latach, a wszyscy prowadzący, których dotychczas poznaliśmy są sympatyczni i robią wrażenie takich, którzy potrafią w dość ciekawy sposób poprowadzić zajęcia :)
Nie macie farmakologii?!
ReplyDeleteMamy w drugim semestrze :)
Delete