Skip to main content

Immunologia, sentymenty i pierwsza pomoc, czyli podsumowanie miesiąca.

Czas jak zwykle pędzi, człowiek dopiero co się przeprowadzał, a tu już miesiąc zajęć za nim.
Ten rok, pod wieloma względami, jest zupełnie inny niż 2 poprzednie. Zamiast wielogodzinnych okienek, wolnych popołudni i piątków, całe dnie na mieście, bo bezsensowne okienka po 1h, plus znacznie więcej przedmiotów. Zamiast 5-minutowych spacerków na zajęcia, jeżdżenie po całym mieście, zamiast spania do 10, zajęcia na 8 cztery razy w tygodniu. Jest inaczej, mogłoby się wydawać, że trudniej, ale poza niedosypianiem, które przede wszystkim wynika z mojego "rozstrajania" się przez imprezy w weekendy, nie mam powodów do narzekań. Przedmioty nadal uważam za ciekawsze niż na dwóch pierwszych latach, oczywiście nie wszystkie, ale większość.
W ramach psychologii klinicznej mieliśmy kolejny interesujący wykład, na temat orzecznictwa sądowego, a później trochę mniej interesujące ćwiczenia dotyczące przekazywania złych informacji i pracy z trudnym pacjentem. Temat generalnie bardzo ważny, ale akurat dla mnie rozmowy z ludźmi są czymś bardzo intuicyjnym i nie sprawiającym trudności, a poza tym nie dowiedziałam się na zajęciach niczego, czego już bym nie wiedziała.
Na higienie i epidemiologii mieliśmy ciąg dalszy zajęć na temat diety, totalna strata czasu.
Ja rozumiem, że to istotna sprawa, zdrowe odżywianie i tak dalej, ale od tego w szpitalu jest dietetyk, nie lekarz. Poza tym, nie bardzo wiem jak szczegółowa analiza własnych posiłków (włącznie z zawartością błonnika, gramaturą bułek, które jemy na śniadania czy zawartością soli i sacharozy) miałaby pomóc naszym potencjalnym, przyszłym pacjentom. Nie mówiąc już o ważeniu się na zajęciach (po obiedzie, w ubraniu, ah te wiarygodne wyniki), mierzeniu, wyliczaniu własnego WHR czy BMI. Bo przecież to taka wiedza tajemna, o której nikt w dzisiejszych czasach nie wie, a w internecie wcale nie ma gotowych kalkulatorów. Serio, ja uważam, że znajomość zasad zdrowego, racjonalnego odżywiania jest bardzo ważna, ale na tych ćwiczeniach nie przekazano nam nic poza wyświechtanymi sloganami "ogranicz cukry proste", "jedz dużo warzyw" i "nie nadużywaj soli".
Znacznie ciekawszy był fakultet z immunologii, choć pewnie wiele osób spojrzałoby na mnie jak na szaloną, gdybym to przy nich powiedziała. No, ale co poradzę, mam jakiś dziwny sentyment do tej dziedziny. Pamiętam, że będąc w gimnazjum i na początku liceum miałam spory problem z nauczeniem się tych wszystkich informacji o układzie odpornościowym. Odpowiedź humoralna, komórkowa, MHC I, MHC II, to wszystko było dla mnie czarną magią. W końcu, powtarzając do matury, przeczytałam te zagadnienia w Campbellu. Nie pamiętam czy na blogu miałam już okazję zachwycać się tą książką, jeśli tak to najwyżej się powtórzę, ale moim zdaniem to po prostu najlepsza pozycja do nauki biologii, mimo że wykracza swoim poziomem poza obowiązujące do matury zagadnienia. Jest rewelacyjnie napisana, konkretnie i zrozumiale, a do tego ma świetne schematy.
Tak więc, od czasu gdy przeanalizowałam w niej kilka obrazków i przeczytałam odpowiednie rozdziały, przestałam mieć jakiekolwiek problemy ze zrozumieniem immunologii. Kolejną styczność z tym przedmiotem miałam w pierwszym semestrze drugiego roku. Niestety zajęcia były nudne, a do tego biochemia była priorytetem, więc praktycznie zupełnie się nie uczyłam. Mimo tego, udało mi się zdać wszystkie wejściówki i zaliczenie przedmiotu w pierwszych terminach, opierając się na wiedzy z liceum. W ogóle, immunologia to taka działka, która przewija się na wielu przedmiotach, histologii, patomorfologii, biochemii. Dlatego też, gdy dzisiaj na patofizjologii mieliśmy zajęcia z dr H. (tym samym prowadzącym co wspomniany wcześniej fakultet), na temat autoagresji i rodzajów nadwrażliwości, nie będąc przygotowaną do zajęć (mieliśmy omawiać zupełnie inny temat), kilka razy na tyle sensownie się odezwałam, że razem z jeszcze jednym kolegą dostaliśmy po piąteczce, czyli plusowym punkcie do kolokwium, miły prezent z samego rana.
Drugi fakultet jest jeszcze fajniejszy i tutaj już wszyscy by się ze mną zgodzili, ponieważ dotyczy nauki pierwszej pomocy, a kto by nie lubił scenek i skakania po fantomach? :P Co prawda, osobiście nie nauczyłam się raczej niczego nowego, ale to dlatego, że swego czasu działałam w HOPRze (Harcerskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe), w ramach czego przeszłam 2 kursy pierwszej pomocy, jeden na poziomie BLS, a drugi bardziej zaawansowany, z elementami ALS. Brałam kiedyś nawet udział w międzyszkolnych zawodach z pierwszej pomocy :) Od tego czasu mam zwyczaj śledzenia nowych wytycznych z tej dziedziny, dobrze jednak odświeżyć sobie wiedzę w praktyce.
Starsze roczniki zawsze strasznie narzekały na fakultety, a tu taka miła niespodzianka, 2 z 3, na które jestem zapisana (chciałam napisać "na które chodzę", ale nie będę kłamać :P ) są ciekawe i fajnie prowadzone. Te, zaplanowane na drugi semestr też zapowiadają się super.
Ciekawa jestem jak będzie funkcjonowało chodzenie na dyżury, które od tego roku akademickiego jest możliwe od 4 roku wzwyż, zamiast fakultetu. Pomysł super, o ile uda się to jakoś sensownie zorganizować.
W ogóle, dziś po raz pierwszy usłyszałam od lekarza "idźcie na chirurgię!", no i jak tu nie lubić dr H. (ten od immunologii i patofizjologii). Co prawda, zdanie to było poprzedzone dość długą przemową o tym jak to studenci się nie uczą, ale ciiii. Generalnie przekaz był taki, że system jest beznadziejny i dlatego marnujemy 6 lat życia na naukę rzeczy, których po pół roku już nie pamiętamy (sama prawda), a później przychodzą do nas pacjenci, którzy często o pewnych rzeczach mają większą wiedzę niż my i dlatego prędzej czy później lekarze rodzinni zostaną zastąpieni przez maszyny, na których będzie się podawać objawy i ewentualne wyniki badań, a one będą drukować adekwatne skierowania i recepty. I dlatego lepiej iść na chirurgię, bo to rzemieślniczy fach i chirurdzy jeszcze dłuuuugo będą potrzebni,. Najzabawniejsze było to, że cała 5 minutowa przemowa była spowodowana tym, że nie pamiętaliśmy na czym polega i jak jest uruchamiana nadwrażliwość typu I :P Mówił przy tym naprawdę sensownie, lubię z nim zajęcia. Trochę mniej przypadł mi za to do gustu prowadzący z diagnostyki laboratoryjnej, ale powiedzmy sobie szczerze, to nie jego wina, że przedmiot jest nieciekawy. Nauka norm MHC, MCV, RBC, WBC i miliona innych, po raz setny, gdzie na wynikach badań i tak zawsze podane są zakresy norm, jest po prostu strasznie nudne... Dodatkowo, zarzucanie nas informacjami o odchyleniach od norm, w przebiegu różnych białaczek i chłoniaków, gdzie my na dobra sprawę nic się jeszcze o nich nie uczyliśmy, jest trochę bez sensu. Nie pomaga też fakt, że zajęcia te są bezpośrednio po patofizjologii, więc jest to nasza 3 i 4 godzina siedzenia w czwartek, od 8 rano i słuchania.

Miał być krótki wpis, a znów popłynęłam. Nie opisując w nim nawet połowy przedmiotów, które mam. To dobrze oddaje ile tego jest w tym roku. Teraz na szczęście będzie chwila oddechu, bo jutro zaczynamy 4 dniowy weekend, ale najpierw trzeba będzie przetrwać zajęcia od 8 do 16. Na szczęście pewnie dość szybko to zleci. Anatomia jest przyjemna i zawsze szybko mi na niej czas leci, a jutro dodatkowo wystawiamy z koleżanką prezentację o przepuklinach brzusznych, więc tym bardziej. Zdrowie publiczne trochę się dłuży, ale może będzie znośne, a patomorfologię będziemy najprawdopodobniej mieli z dwójką najśmieszniejszych doktorantów z tej Katedry, którzy często wypuszczają nas przed czasem. Zaraz po długim weekendzie, w środę, mam zaliczenie z pierwszych 4 ćwiczeń z interny i poprawkę z mikrobów (jakimś cudem tylko jedną, na 3 wejściówki, które pisaliśmy, ale to znów dzięki intuicji i szczęściu, a nie wiedzy...). A już tydzień później kolejny dłuższy weekend, który spędzę w stolicy, bo w czwartek jadę na kolejne Zgromadzenie Delegatów IFMSA, tym razem połączone z obchodami 60-lecia organizacji, już się nie mogę doczekać :)

Comments

  1. I jak przemyślenia odnośnie pójścia na chirurgię? :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niezmiennie takie same, jak na razie nie ma nic co mogłoby spowodować zmianę zdania, ale bloki z chirurgii mam dopiero w przyszłym roku ;)

      Delete
  2. Anonymous30/10/16

    Też byłam napalona na chirurgię...do czasu...do czasu pierwszego zaklucia. Zresztą sama zobaczysz bo angażując się na bloku, na izbie tego nie ominiesz. Prędzej czy później do tego niestety dojdzie...

    ReplyDelete
  3. A dlaczego miałoby mnie to zniechęcić? Tak patrząc, nie mielibyśmy żadnych chirurgów na świecie ;)

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się