Skip to main content

Bonusowe praktyki i sceptycyzm lekarzy, czyli pierwszy dzień z powrotem na chirurgii.

Zaczęłam dzisiaj mój bonusowy tydzień praktyk albo wolontariatu na chirurgii, jak zwał tak zwał. Ponieważ najwcześniejszym pociągiem mogę dojechać do szpitala dopiero na 7:40, to dotarłam spóźniona na poranny obchód. Szybko narzuciłam na siebie fartuch, ubrałam moje oddziałowe buty, zostawiłam torebkę na stanowisku pielęgniarek i poleciałam dołączyć do wycieczki, która gęsiego wchodziła właśnie do sali numer dwa. Nie wiem jak to wygląda w innych szpitalach, ale tutaj obchód to świętość. Na przodzie maszeruje ordynator, za nim pozostali specjaliści i rezydenci, którzy danego dnia są w pracy, pielęgniarka opatrunkowa, druga pielęgniarka, no i tymczasowo także ja. Nim obchód dobiegł końca, już był telefon od oddziałowej z bloku, że gdzie są wszyscy lekarze i, że przecież o 7:30 mieli zaczynać pierwszą operację. Szef oddelegował młodą rezydentkę, która miała być głównym operatorem, oraz mnie, żebym sobie popatrzyła, a sam dołączył zaraz po zakończonym obchodzie. Pierwszym zabiegiem była planowa cholecystektomia, która przebiegła bez większych komplikacji. Ponieważ operowała rezydentka, Szef kontrolował, rzucał radami i poleceniami, co było bardzo pomocne także dla mnie, choć akurat cholecyst naoglądałam się już niemało, więc wiedziałam co i jak :)
Po niecałej godzinie było po wszystkim, a ja zostałam odesłana na drugą salę, z poleceniem umycia się do asysty przy usuwaniu przepukliny pachwinowej. Kolejna nowa operacja do mojej kolekcji :D Przez 6h, które spędziłam nieopuszczając bloku, udało mi się obejrzeć różnorodne zabiegi.
Załapałam się na usuwanie żylaków (ten zabieg jest taki prosty, a zarazem taki, nie wiem jak to dokładnie określić, ale wydłubywanie tych kawałków żył i ich wyszarpywanie wygląda na satysfakcjonujące zajęcie :P), histeroskopię i restabilizację kości ramiennej. Ostatni zabieg był podwójnie ciekawy, bo pacjentka była po przebytym raku krtani, przez co zamiast narkozy i tradycyjnej intubacji, była ona znieczulana poprzez splot ramienny, podobno jest to dość rzadko wykonywana procedura. Dzień zdecydowanie można zaliczyć do udanych :)
O co więc chodzi z tytułem wpisu? To tylko taka moja mała dygresja, wywołana komentarzami, czy raczej sposobem wypowiedzi pewnych lekarzy, nie tylko z dzisiaj, ale także przy okazji innych moich pobytów na chirurgii, w różnych szpitalach. 
W ubiegłym roku, podczas praktyk pielęgniarskich na oddziale chirurgicznym, na pytanie "Nad jaką specjalizacją myślisz?" odpowiadałam, że nie wiem i, że najprawdopodobniej wybiorę coś zabiegowego, ale mam jeszcze dużo czasu na decyzję. Była to odpowiedź zachowawcza, ale po prostu zdawałam sobie sprawę jaka byłaby reakcja, gdybym stanowczo odpowiadała, że chcę być chirurgiem, będąc dopiero po pierwszym roku studiów. Poza tym, faktycznie nie miałam wtedy za bardzo podstaw żeby mówić o tym z pełnym przekonaniem. W tym roku moje podejście trochę się zmieniło. Sumując praktyki wakacyjne, dodatkowe wizyty w szpitalu i dyżury w ramach Koła Chirurgicznego, spokojnie mogę powiedzieć, że "na chirurgii" spędziłam już 1,5 miesiąca. 
Nie jest to jakaś ogromna ilość czasu, ale zupełnie wystarczającą, żeby poznać realia funkcjonowania oddziału i bloku operacyjnego. Dodatkowo, poza własnymi obserwacjami, czytałam niejedną relację z życia chirurgów, zarówno tych mieszkających w Polsce, jak i za granicą. Dlatego też w tym roku, na pytanie "Nad jaką specjalizacją myślisz?", odpowiadam po prostu "Chcę być chirurgiem.".
No i tu dochodzimy do sceptycznego podejścia lekarzy. Pielęgniarki, instrumentariuszki, znajomi, rodzina, mówiłam o tym już wielu osobom i nikt nigdy nie kwestionował i nie podminowywał moich planów, ale wystarczy, że rozmawiam z lekarzem, to od razu muszę wysłuchać komentarzy w stylu: "Dziewczyno, nie marnuj sobie życia, wybierz coś innego.", "Nie warto, lepiej zostań dermatologiem.", ewentualnie "Jak już musisz to tylko mikrochirurgia i to gdzieś za granicą." albo jeszcze najprostsze - "Przejdzie ci.".
Ja rozumiem, że polskie realia są jakie są, niełatwe, zniechęcające, a chirurgia [na całym świecie] jest specjalizacją trudną i niewdzięczną, że nie idzie w parze z zakładaniem rodziny, że jest wymagająca nie tylko umysłowo, ale przede wszystkim fizycznie, bo wielogodzinne operacje, dyżury, często nienormowany czas pracy. W dodatku w Polsce, jak to w Polsce, niedobory personelu, sprzętu, nie jest łatwo. Nie wiem jak to jest w przypadku innych studentów, deklarujących chęć zostania w przyszłości zabiegowcami, ale ja naprawdę zainteresowałam się wcześniej tematem i choć do końca studiów jeszcze daleko, a zajęcia z chirurgii dopiero przede mną, to nie znaczy, że nie wiem o czym mówię. Może trafię jeszcze na specjalizację, która zainteresuje mnie bardziej niż chirurgia, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Nie upieram się nad chirurgią ogólną, choć pewnie to na niej się skończy, ale dyscypliny niezabiegowe po prostu odpadają.
Byłoby miło, choć raz na jakiś czas, usłyszeć coś pozytywnego o chirurgii. Zdaję sobie sprawę, że bycie chirurgiem to nie tylko ekscytujące zabiegi, ale też masa papierów do wypełnienia (jak w każdej specjalizacji), trudni pacjenci (jak w każdej specjalizacji), jeszcze trudniejsze rodziny pacjentów (jak w każdej specjalizacji) i nierzadko monotonia (JAK W KAŻDEJ SPECJALIZACJI!). Do tego, taka już mentalność polskiego społeczeństwa, że zamiast widzieć pozytywy, zawsze znajdzie się 1000 powodów do narzekań. Planuję w przyszłości wyjechać za granicę, jestem ostatnią osobą, którą trzeba do tego namawiać, nie potrzebuję także zachęt, ani nawet aprobaty, żeby realizować swoje postanowienia, ale mimo tego, chętnie posłuchałabym dla odmiany zabiegowca z pasją, który lubi to co robi. Jak na razie udało mi się poznać tylko jednego, ortopedę, cała reszta, choć często bardzo sympatyczna, to pozytywnym podejściem do swojej pracy niestety nie grzeszy...

Comments

  1. kazda specjalizacje zalatwisz wycena procedur. W Szwajcarii - gdzie chirurgiem jest moja malzonka i gdzie chirurgie robi szwajcar/ka srednio 11 lat (a czasem dluzej bo nie dopuszczaja do zabiegow - jest to orka na ugorze. Tu nie chodzi o to ze cos strasznego sie dzieje, ze czekaja z przykrosciami i tak dalej - chirurgow jest za duzo do stolu - w rezultacie stawki mizerne, jakosc mizerna, zycie do d... ze juz lepiej robic cokolwiek innego. A pieniadze z chirurgii visceralnej - kto robi -to mozna na palcach jednej reki policzyc. Wycena swiadczen jest tak mizerna, ze przy bodajze niepowiklanej appendektomii po oplaceniu wszystrkich kosztow zostaje zysku 40CHF... Coz, fryzjer za strzyzenie maszynka bierze 25CHF, a za reczne 50CHF. Niech to za pointe posluzy

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wygląda na to, że faktycznie nie opłaca się robić chirurgii w Szwajcarii, dzięki za komentarz, nie sądziłam, że tam też jest tak kiepsko.
      Tyle, że mi we wpisie nie chodziło o to, że lekarze odradzają mi chirurgię "bo się nie opłaca". Ja to wiem, nie jest to najbardziej opłacalna ze specek, nie ma takich możliwości prywatnej praktyki itd. Tylko, że na całym świecie system ochrony zdrowia jest niedofinansowany, gdyby pieniądze były dla mnie priorytetem przy podejmowaniu decyzji, to w ogóle nie poszłabym na medycynę, bo w dzisiejszych czasach jest wiele znacznie bardziej opłacalnych kierunków. Chciałam, nadal chcę zostać lekarzem i interesuje mnie chirurgia, a że nie wyobrażam sobie spędzenia kolejnych 50 lat życia, robiąc coś co mnie zupełnie nie interesuje? No cóż, pogodziłam się z tym, że nie będę milionerem ;)

      Delete
  2. Czuję się jakbym czytała samą siebie!
    W jednym szpitalu anestezjolog wmawiał mi, że to nie jest specjalizacja dla kobiet, a większość zabiegowców w tym szpitalu to były kobiety :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja akurat trafiłam na samych pozytywnie nastawionych anestezjologów w moim szpitalu, chętnie pogadają, pokażą co i jak, jeden nawet uczył mnie w zeszłym roku intubacji. Byli tacy, którzy sugerowali, żebym lepiej wybrała anestezjologię niż chirurgię, jeden nawet się [w żartach] obraził jak powiedziałam, że chirurgia ciekawsza, ale ogólnie nie byli tak sceptycznie nastawieni jak chirurdzy/ginekolodzy-zabiegowcy.

      Delete
    2. Ostatnio jak powiedziałam kardiochirurgowi, ze podoba mi się kardiochirurgia to widziałam jak powstrzymuje się aby nie wybuchnąć śmiechem. W szpitalu jedna kobieta zrobiła specjalizacje z kardiochirurgii i teraz robi karierę za granicą. Ciekawe czy ją też tak zniechęcali.

      Delete
    3. Z jednej strony, dobrze wiedzieć, że nie tylko ja spotykam się z takim sceptycznym podejściem, z drugiej strony szkoda, że lekarze w Polsce, zamiast doceniać zainteresowanie i zaangażowanie studentów, chcą zgasić ich entuzjazm. Grunt to się po prostu nie przejmować i robić swoje, a nóż kiedyś uda się trafić ma lekarza pasjonatę, który wesprze, zamiast zniechęcać :)
      Jeśli chodzi o kardiochirurgię to ja jeszcze nie miałam okazji gościć na takich operacjach, ale obstawiam, że też będą mi się podobać :) Kiedyś obiło mi się o uszy, że nie warto robić kardiochirurgii i lepiej kardiologię inwazyjną, ale nie pamiętam jakie było tego uzasadnienie.

      Delete
  3. Anonymous28/9/16

    Mam to samo! I nie chodzi tu o chirurgię, nikt nie wie, że planuję iść na chirurgię. Ale przede wszystkim o samo przychodzenie na oddział! "Ostatni tydzień wakacji a pani w szpitalu siedzi?! Jeszcze się pani napracuje i nadyżuruje..." A co cię to kur...obchodzi?! Spędzam wolny czas jak sobie chcę!

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się