Skip to main content

Praktyki na SOR - dzień 4.

Nazywanie tych wpisów "praktykami na SORze",jest trochę naciągane, ale zachowajmy pozory :P
W szpitalu też zachowuję, każdego dnia spędzam na oddziale ratunkowym pierwszą godzinę i czasem pół godziny przed wyjściem, a pozostałe 5h na moim ukochanym bloku operacyjnym.
Dziś dotarłam tam trochę później, więc operacja już trwała - laparoskopowe usunięcie guza jelita grubego z wykonaniem zespolenia jelit przez odbyt. Pierwszą "rzeczą", która rzuciła mi się w oczy po wejściu na salę był brzuch pacjenta o.O Mężczyzna cierpiał na poważną otyłość, a w wyniku odmy otrzewnowej, niezbędnej do wykonania zabiegu, wyglądało to wręcz groteskowo.
Przez jakiś czas stałam "na terenie anestezjologów" czyli za głową pacjenta, a później znalazłam sobie krzesełko za plecami chirurga, był tam nawet lepszy widok na monitor, na którym śledziłam przebieg operacji. Głównym operatorem znów był Szef, w pewnym momencie został zawołany do pomocy na drugą salę, na której młodsi lekarze operowali innego pacjenta. Wychodząc, rzucił, że mam iść się raz dwa umyć i pomóc :D Chyba coraz bardziej go lubię. Dziś nawet usłyszałam od niego komplement. No, ale wracając do operacji, umyłam się, ubrałam fartuch, tym razem za pierwszym razem, za to rękawiczka, którą zakładałam okazała się dziurawa, albo to ja ją przedziurawiłam zakładając, więc musieli mi podać nową parę, ups again :P
Chirurdzy wykonywali właśnie nacięcie i wyciągali usuniętego guza, więc potrzymałam "haki" (nadal jeszcze nie nauczyłam się, które jak się nazywają, bo wbrew pozorom jest ich całkiem sporo, a do tego mam wrażenie, że część używanych nazw jest wymysłem lekarzy w poszczególnych szpitalach, więc bądź tu mądry), poprzycinałam nitki, a później miałam kolejny pierwszy raz, bo tym razem "stałam na kijach", taka laparoskopowa wersja "stania na hakach" :P Na zakończenie znów miałam okazję poćwiczyć szew materacowy, a przy tym porozmawiać sobie z rezydentami chirurgii i zostałam nawet wpisana do książki zabiegów jako "asysta" :D
Po tej operacji zdążyłam zobaczyć jeszcze jedną, uwolnienie przepukliny u mężczyzny, którego kilka godzin wcześniej widziałam, zwijającego się z bólu na SORze. Niestety musiałam się zmyć przed końcem, bo nie zdążyłabym na pociąg, a to i tak była końcówka zabiegu i nie było już zaplanowanych żadnych następnych (a gdybym nie zdążyła na ten pociąg to na następny czekałabym prawie 3h, nie mając nic ciekawego do roboty).

Jutro ostatni dzień praktyk, szkoda :( Co prawda Szef powiedział, że mam przychodzić kiedy tylko mam ochotę *.* ale niestety już nie będę miała okazji, bo w niedzielę wyjeżdżam na 2 tygodniowy, wyczekiwany od roku obóz, a po nim czeka mnie ostra powtórka biochemii...

Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się