Skip to main content

Praktyki na SOR - dzień 3, czyli kolejna asysta i pierwsze szwy!

Planowałam pojechać dzisiaj do szpitala późniejszym pociągiem i dłużej pospać, ale... zapomniałam i wstałam tak jak wczoraj xD W efekcie, po pobudce o 5:30, o 7:30 byłam na SORze. Z samego rana przyszło sporo pacjentów, więc wykonałam kilka EKG i pomierzyłam ciśnienia ("ręcznie", bo rękaw od automatu jest za mały na tych, delikatnie mówiąc, masywnych pacjentów i się rozpina, powodując, że maszyna wariuje). Po niecałej godzinie zrobiło się pusto, nie zdążyłam nawet otworzyć ust, żeby się odezwać do mijającej mnie oddziałowej, bo jak tylko mnie zobaczyła, rzuciła "to co, lecisz na blok?", oczywiście nie trzeba mnie było dwa razy pytać :D
Na jednej z sal właśnie przygotowywano pacjentkę do zabiegu. Zaplanowane na dzisiaj były tylko dwa, w tym jedna przepuklina, więc spodziewałam się, że tym razem długo na bloku nie pobawię. Stanęłam jak zawsze z boku, żeby nikomu nie zawadzać i przyglądałam się jak anestezjolog usypia pacjentkę, a następnie chirurdzy przygotowują pole operacyjne. Nie minęło nawet 15 minut od rozpoczęcia zabiegu, a Szef (tak, ten budzący postrach wśród zestresowanego personelu) stwierdził, że jak mi się chirurgia podoba to mam się umyć do operacji i im pomogę, bo dodatkowa para rąk się przyda. Tyle wygrać jak to mówią :P
Porządnie wyszorowałam ręce, ubrałam się w sterylny fartuch (za pierwszym razem dotknęłam przypadkowo stolika, więc znów musiały na mnie pielęgniarki zmarnować dwa, ups :P na szczęście one są kochane i wyrozumiałe) i wcisnęłam się między stolik, a głównego operatora - Szefa.
Choć "asystowałam do operacji" brzmi dumnie w rzeczywistości oznacza to mniej więcej tyle, co "trzymałam haki i przycinałam nitki" lub jak w przypadku dzisiejszego dnia "stałam z rękoma po łokcie w brzuchu pacjentki, trzymając jelita, żeby nie zawadzały", co nie zmienia faktu, że pozwala to oglądać zabieg z najlepszej możliwej perspektywy, plus samo poczucie brania udziału w operacji sprawia mi ogromną frajdę. Zabieg okazał się bardzo długi, bo pacjentka od kilku lat cierpi na nowotwór, już wcześniej miała przeprowadzoną częściową histerektomię i usunięcie części jelita grubego z wyprowadzeniem stomii. Dziś usuwane były jajniki, oraz guzy, zajmujące jelito grube, a do tego zmieniane było miejsce stomii, bo wytworzyła się przepuklina. Całość, od podania narkozy do pozszywania pacjentki, trwała prawie 5h. Pierwsze 15min stało mi się w porządku, jednak po tym krótkim czasie, dziwna pozycja, w której musiałam być ustawiona, spowodowała, że strasznie zaczęły mnie boleć plecy. Pomyślałam jednak, że przecież nie mogę narzekać, bo sama chciałam i zarzekałam się, że chcę być chirurgiem. Na szczęście okazało się, że wystarczy trochę inaczej się ustawić i rozluźnić i od razu przestało boleć i bez większego problemy wystałam tak kolejne 2 godziny. Choć trzeba przyznać, że ręce trochę mi drętwiały, a pot spływał po plecach, bo na sali nie działała klimatyzacja. Lekarze byli równie zgrzani jak ja, do tego stopnia, że główny operujący musiał w połowie operacji pójść się przebrać, bo pot dosłownie kapał z niego na pacjenta :P
W trakcie operacji atmosfera była sympatyczna, trochę porozmawialiśmy na różne tematy, a przekleństw było relatywnie mało. Mimo tego wszyscy zrobili się wyraźnie mniej spięci dopiero wtedy, gdy Szef, po wycięciu wszystkiego co trzeba i wyprowadzeniu nowej stomii, wyszedł i została tylko dwójka młodszych lekarzy (jedna specjalistka i jeden rezydent), żeby wszystko pozaszywać. Lekarka stwierdziła nawet, ku mojej ogromnej radości, że jak skończą z głębszymi warstwami, to dadzą mi szyć, bo przecież gdzieś muszę ćwiczyć, a jest czas <3 Na kursach szycia byłam przeszło rok temu, więc obawiałam się, że nie pamiętam zbyt wiele, ale rezydent skomentował, że sam fakt, że byłam to już dużo, a poza tym, że to nic trudnego i faktycznie, przypomniał mi jak zakładać szew materacowy i po 2 lekko koślawych, kolejne poszły mi już gładko :D Dodatkowo, okazało się, że znacznie łatwiej szyło mi się żywego człowieka niż świńskie nóżki.
Do końca praktyk zostały mi już tylko 2 dni, ale mogłabym je spędzić nawet nudząc się na SORze (pewnie wcale tak nie będzie), a i tak byłabym zadowolona. Spędziłam na bloku operacyjnym tylko 2 dni, już udało mi się asystować przy dwóch "otwartych" zabiegach i założyć moje pierwsze prawdziwe szwy, oby tak dalej :D

Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się