Skip to main content

Katar, kaszel i milion recept, czyli codzienność u lekarza rodzinnego.

Medycyna rodzinna, specjalizacja z drugą, po chorobach wewnętrznych, największą liczbą przyznawanych miejsc rezydenckich. Dla jednych wymarzona, umożliwiająca regularny kontakt z tymi samymi pacjentami, często przez lata, a do tego pracę w uporządkowanym trybie po 5-8h dziennie, bez dyżurów i niespodziewanych telefonów. Dla innych coś, w czym nigdy nie potrafiliby sobie siebie wyobrazić. Nie trudno zgadnąć do której kategorii należę :P Zajęcia tylko potwierdziły to, co wiedziałam intuicyjnie od samego początku, a miałam okazję zweryfikować w czasie dwutygodniowych praktyk po 2 roku. Spędzanie całego dnia za biurkiem, osłuchiwanie zapaleń oskrzeli, zaglądanie dzieciom w gardła, wypisywanie miliona recept i zwolnień lekarskich z powodu katarku, to nie dla mnie. O ironio, sama siedziałam na zajęciach mimo choroby, na ibuprofenie, żeby zbić gorączkę z nocy, przekraczającą 39*C. No, ale cóż, w planie studiów nikt nie przewidział czasu na ewentualne choroby, student medycyny ma być zawsze zdrowy i tyle. Już pomijając kwestie mojego zdrowia, jest to strasznie głupie z punktu widzenia odpowiedzialności za pacjentów, z którymi mamy do czynienia. Tylko co zrobić jak szefowa zakładu mówi, że owszem, można opuścić zajęcia, ale trzeba przyjść i odrobić je z inną grupą? Przyszłabym, ale jest to niewykonalne, bo mamy tak gęsto ułożone bloki, że w trakcie zajęć innych grup zawsze mamy inne zajęcia. Nie każdy zakład jest taki problematyczny, większość przymyka oko jeśli ktoś upuści jedne zajęcia i ma sensowne uzasadnienie, ewetualnie każą odpowiedzieć z danego materiału u asystenta prowadzącego, który na ogół daje podpis "na ładny uśmiech", niestety nasi lekarze rodzinni mają inne zdanie. Także, spędziłam ten krótki blok siedząc z tyłu gabinetu, kaszląc gorzej niż niejeden pacjent i odliczając dni do końca. Zajęcia były długie i nudne, a jakby tego wszystkiego było mało, okazało się, że egzamin będziemy mieli dopiero w czerwcu i mimo prób negocjacji, szefowa nie zgodziła się na zrobienie go we wcześniejszym terminie. Najbardziej rozwaliło mnie uzasadnienie odmowy, kiedy zaproponowaliśmy, żeby zorganizowali dwa terminy zaliczenia, jeden zimą, dla grup kończących przedmiot w pierwszej części roku akadamickiego, a drugi przed wakacjami dla pozostałych. Pani Doktor stwierdziła, że nie ma mowy, bo... im się nie chce układać dwóch zestawów pytań. Nie ukrywam, nie polubiłam się z tym zakładem.
Ostatecznie, jak już wspomniałam w poprzednim wpisie, mam jeszcze do odrobienia wizyty w poradnii, bo choroba 2 razy mnie pokonała i nie udało mi się wstać na zajęcia.
Z przyjemnych rzeczy, jak już udało mi się podleczyć, wybrałam się na kolejny dyżur na chirurgię. Profesor S. jak zawsz wprowadził luźną, wesołą atmosferę, opowiadając plotki i anegdotki, więc co prawda nie miałam okazji asystować do żadnego zabiegu, bo miała to już obiecana koleżanka z 6 roku, to i tak 6h, które tam spędziłam minęło niewyobrażalnie szybko. Gdybym nie planowała wyjazdu za granicę, poważnie rozważałabym zrobienie tam specjalizacji, bo poza fajną atmosferą, profesor S. ma świetne podejście jeśli chodzi o kształcenie. I nie mówię tylko o dopuszczaniu studentów do asysty, żeby trzymali haki, co robi wielu lekarzy, ale o pozwalaniu na znacznie więcej.

Ostatnim blokiem przed Świętami była gastroenterologia, o której będzie kolejny wpis. Przy okazji napiszę parę słów o Mistrzostwach Szycia Chirurgicznego i warsztatach medycyny taktycznej :D

Comments

  1. Też wolę jak coś się dzieje. Taka spokojna praca by mnie rozleniwiła.

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się