Skip to main content

Bardziej zabiegowo niż się spodziewałam, czyli gastroenterologia na zakończenie roku.

Naszym ostatnim blokiem przed przerwą świąteczną była gastroenterologia. Jest to tak naprawdę część bloku z interny, więc spodziewałam się kolejnych dwóch tygodni zbierania wywiadów i badań przedmiotowych. Na szczęście, okazało się, że jest to specjalizacja znacznie bardziej zabiegowa niż myślałam. Po pierwszym seminarium zostaliśmy przydzieleni do różnych asystentów, mojej szóstce się poszczęściło, ponieważ zajął się nami docent B. Już wcześniej słyszałam o nim wiele pozytywnych opinii, które okazałay się jak najbardziej trafne. Pan doktor jest doskonałym endoskopistą i zajmuje się głównie zabiegowym aspektem gastroentereologii, dzięki czemu już na pierwszych zajęciach mieliśmy okazję zobaczyć procedurę leczenia achalazji przełyku metodą POEM (ang.peroral endoscopic miotomy). Polega ona na rozcięciu mięśniówki przełyku z dostępu gastroskopowego, bez konieczności otwirania klatki piersiowej jak w klasycznej miotomii. Inną procedurą, którą mieliśmy okazję oglądać kilkukrotnie było ECPW. Endoskopowa cholangiopankreatografia wsteczna to badanie endoskopowo-radiologiczne dróg żółciowych i trzustki, umożliwiające interwencję w postaci usuwania kamieni żółciowych i wprowadzania balonów oraz stentów, poszerzających zwężenia. Ze względu na inwazyjność i ryzyko powikłań, nie stosuje się go jako rutynowe badanie diagnostyczne, a jedynie gdy z dużym prawdopodobieństwem podejrzewa się konieczność interwencji. Widzieliśmy także usuwanie polipów jelita grubego i innych guzów nowotworowych w pozostałych odcinkach przewodu pokarmowego. Oczywiście nie wszystkie zajęcia były takie ciekawe, sporą część ćwiczeń spędziliśmy na rozmowach z pacjentami. Większość z nich była hospitalizowana z powodu bólów brzucha, zażółcenia skóry i błon śluzowych, w celu diagnostyki w kierunku żółtaczki cholestatycznej (spowodowanej zablokowaniem dróg żółciowych), ale zdarzały się także ciekawsze przypadki. Seminaria, które poza pierwszym, odbywały się po ćwiczeniach, w ciemnej i zbyt dusznej sali, bywały trudne do wysiedzenia, mimo że tematyka była dość ciekawa. Starałam się pokonać senność i słuchać, bo nawet pomijając kwestię testu, który czekał nas na koniec bloku, uważam, że zagadnienia te były ważne. Nie tylko dla przyszłych internistów/gastroenterologów, ale także chirurgów ogólnych i każdego lekarza, któremu przyjdzie kiedykolwiek dyżurować na SORze, a powiedzmy sobie szczerze, mało który z rezydentów tego nie doświadczy. Ostry brzuch to jedna z najczęstszych dolegliwości, z którymi ludzie się tam zjawiają, a przewlekłe zapalenie trzustki to norma u alkoholików, których niestety można tam spotkać w sporych ilościach.
Na szczęście Zakład był bardzo przyjazny studentom i w ramach świątecznego prezentu, test końcowy, mimo że trzeba było mieć z niego 75%, zdali wszyscy. Nie robili także problemów z odrabaniem nieobecności i całe szczęście, bo tak się złożyło, że opuściłam prawie 3 dni. Najpierw nie było mnie, bo jechałam na zawody w szyciu chirurgicznym, później opuściłam zajęcia ze względu na warsztaty z medycyny taktycznej (z obu wydarzeń miałam zwolnienia dziekańskie, ale niestety mają one już teraz równie zerową wartość jak zwolnienia lekarskie, wszystko zależy od prowadzących zajęcia), a na koniec złapało mnie zatrucie pokarmowe i choć przyszłam na ćwiczenia, to profesor sam kazał mi wracać do domu, tak źle wyglądałam.

Tegoroczne Mistrzostwa Szycia Chirurgicznego były pierwszym takim wydarzeniem w Polsce, zorganizowanym przez Wydział Lekarski Uniwersytetu Zielonogórskiego, przy współpracy z lekarzami z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Inicjatywa okazała się naprawdę udanym pomysłem, więc jestem przekonana, że czekają nas kolejne edycje. W pierwszy dzień odbyła się część wykładowa, w trakcie której przypomniano wszystkim podstawy szycia, odtworzono filmiki instruktażowe, pokazujące metody zakładania obowiązujących nas szwów, a także opowiedziano o metodach zespoleń jelitowych i nowych hemostatykach miejscowych, przydatnych na bloku operacyjnym.


Bardzo nieprofesjonalne, ale takie prawdziwe :P
Wieczorem nie obyło się bez integracji, co ułatwił fakt, że większośc ekip nocowała w tym samym internacie.
Drugi dzień rozpoczęły dwa krótkie wykłady sponsorów (na które mało kto wstał :P) o nowoczesnych materiałach szewnych, a następnie rozpoczęły się zawody. Łącznie, w rywalizacji wzięło udział 18 czteroosobowych drużyn. Mieliśmy 1,5h na wykonanie określonch zespoleń i zaopatrzenie ran konkretnymi szwami. Poza aspektem technicznym, oceniane było prawidłowe dobranie rodzaju igły i grubości nici oraz estetyka wykonania.

Na podium stanęły dwie drużyni gospodarzy, a pomiędzy nimi, na drugim miejscu, uplasował się zespół z Lublina (który był chyba najbardziej rozrywkową grupą poprzedniego wieczoru) :D Takie wyniki nikogo nie zdziwiły, bo studenci z Zielonej Góry byli po prostu najlepiej przygotowania i wiedzieli na co muszą zwracać uwagę i jakich błędów unikać.

Photo credit: zielonagora.wyborcza.pl
Choć nie dostalismy pełnej, oficjalnej listy wyników, wiem, że moja ekipa uplasowała się mniej więcej w połowie stawki. Biorąc pod uwagę niewielką ilość czasu, jaką poświęciłyśmy na przygotowania, wszystkie byłyśmy zadowolone i jednogłoścnie zadecydowałyśmy, że za rok na pewno znów sie wybierzemy, bo to świetne doświadczenie i dobra motywacja do ćwiczenia szycia :)

Warsztaty z medycyny taktycznej to dla odmiany inicjatywa mojej uczelni. Zostały one zrealizowane już drugi rok z rzędu, przez Koło Rarunkowe przy wsparciu finansowym z UE. Całość trwała przeszło 8 godzin, ale moim zdaniem to i tak za mało, bo wyraźnie było czuć presję czasu podczas poszczególnych zadań. Wszyscy uczestnicy, wśród któych, oprócz studentów medycyny, byli także reprezentanci innych kierunków, oraz policjanci z patroli interwencyjnych i Samodzielnego Pododziału Antyterrorystycznego Policji, zostali podzieleni na trzy grupy. Na poszczególnych stacjach, mieliśmy okazję nauczyć sie zakładania opasek uciskowych (zarówno dedykowanych jak i prowizorycznych) licznych zastosowań tzw. "opatrunku izraelskiego", zaopatrywania głębokich ran za pomocą "wound packingu" i z wykorzystaniem środków hemostatycznych, a także poćwiczylismy udrażnianie i zabezpieczanie dróg oddechowych przy pomocy masek krtaniowych, rurek nosowo-gardłowych i ustno-krtaniowych.

Wound packing. photo credit: B.Miazgowski

Po przerwie obiadowej posłuchaliśmy o zasadach triage'u (segregacji poszkodowanych, stosowanej w przypadku zdarzeń masowych), a na zakończenie przeprowadzona została pozoracja w podziemiach naszego Rektoratu :D Nie obyło się bez sztucznej krwi, sztucznych ran i dużej ilości sztucznego dymu.

photo credit: B.Miazgowski
Ktoś mógłby powiedzieć, że kiepski ze mnie student, biorąc pod uwagę jak często opuszczam zajęcia, ale uważam, że na wpół przespane seminaria i setny wywiad z pacjentem nie dadzą mi tyle, co praktyczne umiejętności, które zdobywam dzięki tym wszystkim kursom, warsztatom i szkoleniom. Nie mówiąc juz o tym jak ładnie te wszystkie certyfikaty będą wyglądały w moim CV :P Oczywiście trochę żartuję, chociaż czy na pewno? W Polsce mało kto zwraca uwagę na tego typu rzeczy, ale daleko nie szukając, wystarczy przekroczyć naszą zachodnią granicę i nagle okazuje się, że oceny ocenami, ale to aktywność dodatkowa jest tym, co cenią uniwersytety i potencjalni pracodawcy :)

To już ostatni wpis w tym roku, jestem przekonana, że kolejny przyniesie równie dużo możliwości, ciekawych konferencji i warsztatów, szalonych imprez tanecznych, wyjazdów, nieplanowanych wypadów ze znajomymi, czyli tego wszystkiego, co powoduje, że uwielbiam te studia :D

Comments

  1. Te zawody musiały być bardzo ciekawe. Nie było problemu z wyrobieniem się w czasie? Były jakieś nagrody?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zawody były super, ale czasu było tak na styk. Poza szybkoscia liczyła się jakoś i estetyka i to one były znacznie wyżej punktowane, dlatego niewiele drużyn zdążyło się wyrobić. To też kwestia tego, że nigdy wcześniej nie szyliśmy na czas i nie wiedzieliśmy jak go dobrze zagospodarować. Można było "dokupić" dodatkowy czas, kosztem niewielkiej ilości punktów i tak też zrobiliśmy, podobnie jak wiele innych ekip.
      Nagrody były. Za pierwsze 3 miejsca drużyny dostały puchary, plus na pewno za pierwsze było szkolenie organizowane przez Akademię Aesculap, ale wiecej sobie teraz już nie przypomnę.

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się