Ubiegły tydzień minął błyskawicznie, w wyczekiwaniu na czwartkowy wyjazd z IFMSA, a ten jeszcze szybciej, na jego odsypianiu.
Tegoroczny, jesienny zjazd był o 1 dzień dłuższy niż zazwyczaj, w związku z obchodami 60-lecia Stowarzyszenia, co dla większości, która tak jak ja wybiera uczestnictwo w warsztatach, sesjach plenarnych i imprezy ponad snem, oznaczało kolejną nieprzespaną noc. Jak zawsze było warto, ale chyba trudno się dziwić, że dochodziłam do siebie ze cztery dni po powrocie :P
Mimo tak intensywnego weekendu, ku sporemu zaskoczeniu, udało mi się zdać wtorkowe kolokwium z patomorfologii, więc nie zrobiłam sobie żadnych zaległości. Jeśli chodzi o zajęcia to w tym tygodniu mieliśmy ostatni fakultet z immunologii i ostatnia internę na Oddziale Hipertensjologii. Za tydzień czeka nas krótki test, a po nim zaliczenie praktyczne przy łóżku pacjenta. Każdy z nas będzie musiał przeprowadzić badanie głowy, szyi i klatki piersiowej, z opukiwaniem i osłuchiwaniem płuc i serca włącznie. Potem przenosimy się na kolejny oddział, który znajduje się na końcu świata i dojazdy tam na 8 rano to będzie masakra... Na szczęście będziemy tam mieli tylko 3 zajęcia w tym semestrze.
Jednym z nudniejszych przedmiotów w tym semestrze (zaraz po zdrowiu publicznym z nawiedzoną Panią W. i higienie z epidemiologią) jest diagnostyka laboratoryjna. Okazuje się jednak, że nawet to może być ciekawe, jeśli znajdzie się odpowiedni prowadzący. W tym tygodniu, po raz pierwszy, mieliśmy zajęcia z profesorem C., rewelacyjny facet. Było widać, że naprawdę lubi to co robi i potrafi o tym mówić. Uwierzcie mi, jeśli ktoś potrafi nie zanudzić studentów tematem, dotyczącym kaskady i czynników krzepnięcia, to już coś o nim świadczy :D Co najważniejsze, Pan Profesor udowodnił, że ma świetne podejście do studentów. Wiedząc, że temat nie należy do ulubionych i najbardziej porywających, robił nam w trakcie seminarium "energizery", przerywniki, mające na celu nas trochę obudzić. I tak, najpierw sprawdzaliśmy czy uda się w naszej grupie potwierdzić teorię statystyczną, mówiącą, że w grupie powyżej 23 osób, jest przeszło 50% szans, że znajdą się minimum 2 osoby o tej samej dacie urodzin, znalazły się! Później rzucił nam wyzwanie, żebyśmy w 10s policzyli sumę cyfr od 1 do 100, a później zadał zagadkę o dwóch braciach bliźniakach na rozdrożu, wskazujących drogę podróżnemu. Poza tym, przez całe zajęcia rzucał żarcikami i historycznymi anegdotkami (Anastazja naprawdę nie przeżyła zamachu na Romanowów, bez względu na to jak pięknie nie brzmiałaby legenda, mówiąca inaczej). Studiowanie byłoby jeszcze przyjemniejsze, gdyby wszyscy prowadzący byli tacy. Choć w tym semestrze naprawdę nie mogę narzekać, bo jest ich całkiem sporo :)
Dziś planujemy z przyjaciółkami babski wieczór, a jutro cały dzień spędzę na Zdrowiu Pod Kontrolą, akcji profilaktycznej IFMSA. Niedziela pewnie będzie za to bardziej naukowa, bo trzeba kiedyś zajrzeć do mikrobiologii i interny :)
Tegoroczny, jesienny zjazd był o 1 dzień dłuższy niż zazwyczaj, w związku z obchodami 60-lecia Stowarzyszenia, co dla większości, która tak jak ja wybiera uczestnictwo w warsztatach, sesjach plenarnych i imprezy ponad snem, oznaczało kolejną nieprzespaną noc. Jak zawsze było warto, ale chyba trudno się dziwić, że dochodziłam do siebie ze cztery dni po powrocie :P
Mimo tak intensywnego weekendu, ku sporemu zaskoczeniu, udało mi się zdać wtorkowe kolokwium z patomorfologii, więc nie zrobiłam sobie żadnych zaległości. Jeśli chodzi o zajęcia to w tym tygodniu mieliśmy ostatni fakultet z immunologii i ostatnia internę na Oddziale Hipertensjologii. Za tydzień czeka nas krótki test, a po nim zaliczenie praktyczne przy łóżku pacjenta. Każdy z nas będzie musiał przeprowadzić badanie głowy, szyi i klatki piersiowej, z opukiwaniem i osłuchiwaniem płuc i serca włącznie. Potem przenosimy się na kolejny oddział, który znajduje się na końcu świata i dojazdy tam na 8 rano to będzie masakra... Na szczęście będziemy tam mieli tylko 3 zajęcia w tym semestrze.
Jednym z nudniejszych przedmiotów w tym semestrze (zaraz po zdrowiu publicznym z nawiedzoną Panią W. i higienie z epidemiologią) jest diagnostyka laboratoryjna. Okazuje się jednak, że nawet to może być ciekawe, jeśli znajdzie się odpowiedni prowadzący. W tym tygodniu, po raz pierwszy, mieliśmy zajęcia z profesorem C., rewelacyjny facet. Było widać, że naprawdę lubi to co robi i potrafi o tym mówić. Uwierzcie mi, jeśli ktoś potrafi nie zanudzić studentów tematem, dotyczącym kaskady i czynników krzepnięcia, to już coś o nim świadczy :D Co najważniejsze, Pan Profesor udowodnił, że ma świetne podejście do studentów. Wiedząc, że temat nie należy do ulubionych i najbardziej porywających, robił nam w trakcie seminarium "energizery", przerywniki, mające na celu nas trochę obudzić. I tak, najpierw sprawdzaliśmy czy uda się w naszej grupie potwierdzić teorię statystyczną, mówiącą, że w grupie powyżej 23 osób, jest przeszło 50% szans, że znajdą się minimum 2 osoby o tej samej dacie urodzin, znalazły się! Później rzucił nam wyzwanie, żebyśmy w 10s policzyli sumę cyfr od 1 do 100, a później zadał zagadkę o dwóch braciach bliźniakach na rozdrożu, wskazujących drogę podróżnemu. Poza tym, przez całe zajęcia rzucał żarcikami i historycznymi anegdotkami (Anastazja naprawdę nie przeżyła zamachu na Romanowów, bez względu na to jak pięknie nie brzmiałaby legenda, mówiąca inaczej). Studiowanie byłoby jeszcze przyjemniejsze, gdyby wszyscy prowadzący byli tacy. Choć w tym semestrze naprawdę nie mogę narzekać, bo jest ich całkiem sporo :)
Dziś planujemy z przyjaciółkami babski wieczór, a jutro cały dzień spędzę na Zdrowiu Pod Kontrolą, akcji profilaktycznej IFMSA. Niedziela pewnie będzie za to bardziej naukowa, bo trzeba kiedyś zajrzeć do mikrobiologii i interny :)
W ilu osobowych grupach ćwiczycie na klinikach z jednym asystentem? U nas nie ma zaliczeń praktycznych z interny jako takiej (stety albo i nie xd):D I nadal nie rozumiem sensu bezwzględnego skupiania się szczególnie starszych asystentów na opukiwaniu (młodsi sami mówią, że zamiast opukiwać jamę brzuszną, wolą zrobić usg, a płucom RTG :D.. Już nie mówię o tym, że musiałam skrócić paznokcie i zdjąć hybyrydy :D)
ReplyDeleteGrupy są 6 osobowe. Ja uważam, że to dobrze, że mamy zaliczenie praktyczne, bo to są takie zupełne podstawy, które warto umieć. Wiadomo, że opukiwanie nie jest powszechnie używaną metodą diagnostyczną, ale to trochę jak z matemtyką, wiadomo, że są kalkulatory, ale czasem nie masz ich pod ręką, to warto potrafić pare podstawowych obliczeń zrobić w głowie :P Nam trafiła się bardzo młoda asystentka, więc nie kładła jakiegoś przesadnego nacisku na to, ale zadbała, żeby każdy kilka razy to przećwiczył :)
DeleteCo do paznokci to dla mnie też był to problem, choć hybryd nie używam, to lubię mieć dość długie i pomalowane, więc zamiast je skrócić, to męczyłam się, wbijając sobie sama szpony przy opukiwaniu :P
Ach, profesor C. - Król Słońce :) na obchodzie wszysycy orbitują wokół niego:) po przeczytaniu twojego postu przypomnial mi się mój III rok. Higiena i epi hahahaha co to za absurdalne zajęcia były xD
ReplyDelete