Skip to main content

Pule i giełdy, czyli droga na skróty czy konieczność?

Kto studiuje medycynę i nigdy nie rozwiązywał testów poprzednich roczników w ramach nauki do kolokwium i egzaminów ten a) kłamie b) nie ma znajomych ani dostępu do internetu c) jest leniem b) jest geniuszem z masą wolnego czasu.
Osobiście nie cierpię tej formy nauki i gdybym tylko mogła, nie rozwiązywałabym żadnych pul/giełd, tylko czy to w ogóle możliwe? Zapewne tak, ale wymaga ogromnej ilości czasu, samozaparcia i nieograniczonych zasobów pamięci. Dlaczego? Jest kilka powodów. Przede wszystkim, mnóstwo Katedr i Zakładów nie ma jasno określonych wymagań, ani jeśli chodzi o zagadnienia obowiązujące na kolokwia, ani o książki, z których należy się uczyć. Najlepszym przykładem jest na naszej uczelni patomorfologia. Istnieje jakaś tam rozpiska, w której hasłowo podane są preparaty i jednostki chorobowe, ale gdyby ktoś nauczył się według niej na kolokwium to miałby bardzo niewielkie szanse na zdanie go. No to może spójrzmy na wykaz książek? Taaaak, tu jest jeszcze lepiej. Z informacji wynika, że obowiązują nas 2 pozycje: "Patologia" profesora D. oraz, używany na większości innych uczelni, "Robbins" + jako kompendium "Patologia, znaczy słowo o chorobie" też profesora D. Wszystko pięknie, tyle że 2 z 3 podanych tytułów to są książki do SPECJALIZACJI z patologii, więc oczywistym jest, że nie wszystko musimy z nich wiedzieć. Tylko jak dojść do tego co nas obowiązuje, a co nie? No i tutaj dochodzimy do sedna, jedyna opcja to przejrzeć testy z poprzednich lat. Nawet sami prowadzący, na pytanie: "Z tych nowotworów tkanek miękkich to nas to wszystko obowiązuje czy nie?" odpowiadają: "Przejrzyjcie pule, o inne rzeczy was przecież pytać nie będą"... Mając do wyboru czytanie 2 ogromnych książek specjalizacyjnych, plus seminariów i wykładów, plus kompendium (bo czasami są tam rzeczy, których akurat nie było w Redbookach), większość studentów postawi na jednak na opcję nr 2 - testy. Oczywiście, żeby je rozwiązać (bo nie mówię już o osobach, które uczą się z gotowych, rozwiązanych baz... choć przyznaję się bez bicia, że samej zdarzyło mi się w ten sposób postąpić 3 razy, w tym ostatnio przed kolokwium z patomorfologii) także trzeba coś wiedzieć/poszukać informacji, więc to jest jakaś tam forma nauki, ale dla mnie jest to męczące, frustrujące i zabiera za dużo czasu (pytania są nieprecyzyjnie spisane/ułożone i notorycznie pojawiają się sprzeczne odpowiedzi w różnych źródłach), dlatego poza wyjątkowymi sytuacjami, wolę do znudzenia czytać seminarki i własne notatki. Niestety przy kolokwiach testowych, zwłaszcza w związku z zamiłowaniem osób, układających testy, do pytań o nieistotne szczegóły, napisane drobnym druczkiem, jest to metoda, która pozwala na zdanie, ale bez oszałamiających ocen ;)
Żeby nie było, że Zakład Patomorfologii jest jakoś wyjątkwo zły i niedobry, to tylko jeden przykład z wielu. Własnie jestem w trakcie nauki do kolokwium z patofizjologii i jest nic nie lepiej.
Książka, zalecana do nauki? Interna Szczeklika. No ok, z zaznaczeniem, że nie wszystko, tylko etiologia, patomechanizm i objawy. No to przeczytałam prezentacje, własne notatki, po czym zajrzałam do testów. Od razu przypomniałam sobie dlaczego tak bardzo ich nie lubię. W co drugim pytaniu muszę szukać odpowiedzi w internecie, bo w Szczekliku ich nie ma, ani na slajdach z zajęć. Do tego znów okazuje się, że uczymy się w oparciu o nieaktualne dane, a sformułowanie pytań pozostawia wiele do życzenia. Podziwiam osoby, które preferują taką formę nauki, choć jednocześnie wcale nie uważam, żeby była ona dobrą metodą sprawdzenia wiedzy. Jasne, są pewne normy, wytyczne, o które można w ten sposób zapytać, a gdy odpowiedź umożliwia odpowiedź "tak/nie" lub "prawda/nieprawda" to faktycznie jest to rzetelna forma sprawdzenia wiedzy. Tyle, że na większość pytań odpowiedź jest "tak, ale nie do końca, bo/nie, ale jeśli..." i w tej sytuacji decyduje zdolność zgadywania "co autor miał na myśli"...
Już nieraz o tym pisałam, że należę do mniejszości studentów, będących zwolennikami odpowiedzi ustnych, albo przynajmniej esejowych. Oczywiście, one też mają swoje wady, przede wszystkim subiektywizm oceny, ale jeśli sprawdzający nie jest złośliwy i nie wychodzi z założenia, że chce udowodnić wszystkim studentom, że nic nie umieją, to taka forma pozwala moim zdaniem na faktyczne sprawdzenie czy student ROZUMIE dane zagadnienie i zależność różnych procesów. Może to tylko moje myślenie życzeniowe, ale powiedziałabym że na przedmiotach takich jak patomorfologia, patofizjologia  czy innych, jeszcze bardziej "klinicznych" to tego powinno się od nas wymagać. Normy każdy może sobie sprawdzić w internecie, a lekarz powinien potrafić połączyć fakty, objawy i zależności w całość, żeby postawić diagnozę i móc dobrze dobrać leczenie. Niestety tendencja jest do wprowadzania testów na wszystkim, są uczelnie, które już teraz nie mają innych form sprawdzania wiedzy, a później wszyscy się dziwią, że student, po 6 latach medycyny tak naprawdę nic nie wie, ani nie potrafi zrobić...
No, to sobie trochę ponarzekałam i pofilozofowałam, a teraz wracam do nauki do wtorkowego kolokwium, zwłaszcza, że jutro i we wtorek będę miała niewiele czasu, a jeszcze "po drodze" czeka mnie kolejna mikrobiologia.

Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się