Ferie, ferie, ferie <3
Immunologia zdana (snajperskie zdolności i szczęście, again), można zapomnieć o nauce na najbliższe 3 tygodnie :D Nie mogło obyć się bez świętowania, więc całonocna impreza za mną. Myślałam, że szybko skończę zabawę, bo byłam po 8h stania (dosłownie) na dyżurze, ale energii do tańczenia starczyło na tak długo, że wróciłyśmy dopiero jak nas wyprosili z klubu, bo chcieli zamykać :P
Impreza, imprezą, ale dyżur <3 Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego rozpoczęcia ferii.
Poszłyśmy z T. i z moją współlokatorką na 11:30, mimo że normalnie, w ramach koła, chodzi się raczej po 15, bo wcześniej jest dużo studentów, mających kliniki. Stwierdziłyśmy, że skoro jest sesja, to może akurat nie będzie nikogo i miałyśmy rację. Dzięki temu, że byłyśmy na oddziale przed południem, to miałyśmy okazję załapać się na planowe zabiegi, których popołudniami na ogół nie ma. Na początek zeszłyśmy na izbę przyjęć, gdzie przyjmowała jakaś nieznana nam lekarka. Trafiłyśmy w nienajlepszym momencie, bo akurat była mocno poirytowana, całkiem słusznie, dyskusją z pacjentem (naprawdę wyjątkowo upierdliwy pan, do którego zupełnie nie docierało to co lekarka mu tłumaczyła, powtórzyła z 5 razy, a on uparcie swoje... dzień jak co dzień na izbie).
Na szczęście nie wpłynęło to negatywnie na jej podejście do nas, bo jak przyszła następna pacjentka to usłyszałyśmy, że mamy ją osłuchać i zbadać. Spojrzałyśmy z lekkim przerażeniem w oczach, bo osłuchiwałyśmy raz w życiu, na zajęciach z fizjologii i tak naprawdę żadna z nas nie wiedziała co mamy słyszeć. Powiedziałam to lekarce (już wcześniej jej powiedziałyśmy, że jesteśmy dopiero na 2 roku), na co ona, szeptem, "pani i tak będzie miała wszystko w normie" :P No to wzięłam stetoskop i z profesjonalną miną, nie mając pojęcia co robię, podeszłam i panią osłuchałam. Później zbadałam brzuch, ale jak lekarka rzuciła, że mam jeszcze sprawdzić objaw Chełmońskiego i Goldflama to się poddałam i poprosiłam, żeby nam pokazała. 15 minut na izbie, a ja nauczyłam się 2 nowych rzeczy :)
Później miałyśmy iść z panią doktor na oddział, ale w połowie drogi zmieniła zdanie i wzięła nas na blok operacyjny i tam już zostałyśmy aż do wieczora. Najpierw oglądałyśmy operację założenia cewnika do dializ otrzewnowych, później poszłyśmy na zabieg usunięcia tarczycy. Operował profesor, który okazał się bardzo pozytywną osobą, cały zabieg z nami rozmawiał, żartował sobie ze swoich kolegów, nazwał nas "fanklubem dr S." (zresztą nie on jeden tego dnia xD ), opisywał co robi i pokazywał gdzie i na co mamy patrzeć. Był też bardzo miły anestezjolog, który zapytał czy jesteśmy "do chirurgów czy do nich", powiedziałyśmy, że z koła chirurgicznego, ale chętnie go posłuchamy, więc opisał nam po kolei całą procedurę intubowania i wprowadzania w narkozę. Zauważyłam, że wszyscy lekarze tej specjalizacji są bardzo sympatyczni, a przynajmniej ja tylko na takich trafiam. Nie wiem czy to dlatego, że anestezjologia wymaga pewnego typu charakteru, żeby się w niej odnaleźć czy po prostu tak szczęśliwie trafiam, ale naprawdę nie spotkałam jeszcze gburowatego lub niemiłego anestezjologa ;)
Ostatnią zaplanowaną operacją było usunięcie żylaków, więc nastawiłyśmy się z T., że pewnie koło 16 pójdziemy do domu i akurat będziemy miały czas, żeby coś zjeść, zdrzemnąć się i uszykować na imprezę, ale w trakcie zabiegu okazało się, że jedzie pacjentka z pękniętym tętniakiem aorty brzusznej. Zgodnie i bez wahania stwierdziłyśmy, że odpuszczamy drzemkę i zostajemy dłużej na bloku.
Nie widziałam wcześniej operacji pękniętego tętniaka, więc nie za bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Byłam zaskoczona tym jak bardzo nikt się z niczym nie spieszy, bo wydawać by się mogło, że to przecież stan krytyczny, zagrożenie życia. Zwłaszcza, że pacjentka miała prawie 90 lat i nikt nie wiedział czy przeżyje transport. Operacja miała polegać na założeniu stentgraftów. Przez pierwszą godzinę patrzyłam na chirurgów i ekran rentgena, nie mając pojęcia co mam widzieć i co się dzieje. Wszystko było robione przy zamkniętym brzuchu, lekarze wykonali tylko 2 nacięcia, po dwóch stronach, na wysokości odejścia tętnic biodrowych i na zmianę wkładali i wyciągali jakieś druciki, cewniki, rurki. Chyba wyglądałyśmy na zagubione, bo w końcu jeden z operujących zapytał czy wiemy co się w ogóle dzieje, a po naszej przeczącej odpowiedzi, wyjaśnił. T. musiała wyjść przed końcem zabiegu, a ja zostałam i z każda kolejną minutą zaczynałam widzieć i rozumieć coraz więcej. Zabieg był trudny, choć na pierwszy rzut oka w ogóle na taki nie wyglądał. Tętnice pacjentki były w kiepskim stanie, a do tego wiek i ogólny stan zdrowia nie dają zbyt dobrych rokowań. Lekarze zrobili co mogli, ale czy i jak długo kobieta przeżyje, nie wiadomo. Jak pójdę w niedzielę na oddział to zapytam.
Uważam, że to był najlepszy i najbardziej "edukacyjny" dyżur na jakim dotychczas byłam. Nie dość, że zobaczyłam mnóstwo nowych rzeczy, to jeszcze zmotywowało mnie to do tego, żeby następnego dnia poczytać w internecie o tym wszystkim co widziałam. Jak wygląda chirurgia tętnic, kiedy używa się stenty, a kiedy stentgrafty, jakie są wskazania i przeciwwskazania do operacji w przypadku tętniaków aorty i innych dużych tętnic. Przy okazji, już po raz kolejny, odczułam na własnej skórze jak bardzo wciągająca jest chirurgia, nawet jeśli jedyne co robię to patrzenie z boku na operację.
Wszyscy twierdzą, że na 2 roku nie mogę wiedzieć co będę robić w przyszłości i jaką specjalizację wybiorę, bo przecież "nic jeszcze nie widziałam", ale ja wiem swoje i znam samą siebie. Skończę robiąc specjalizację zabiegową, nie ma innej możliwości, pozostanie mi co najwyżej kwestia doprecyzowania wyboru, bo chirurgii jest kilka.
![]() |
Mam nadzieję, że będę mogła to powiedzieć za 20 lat, znam lekarzy którzy mogą, więc jest nadzieja. |
P.S. O proszę, to już mój 100 wpis, szybko poszło :)
W sumie też będąc na II roku mogę rzec, że wiem swoje - z całą pewnością skończę robiąc specjalizację niezabiegową! :D.
ReplyDeleteTam już bez przesady z wymyślnym afiszowaniem się, że ktoś pójdzie na neurochirurgię, a ktoś inny na kardio nie widząc jeszcze nigdy ani otwartej czaszki, ani poprawnego zapisu ekg. Ale już to w stronę jakiej roboty nas ciągnie chyba każdy powinien umieć określić na podstawie własnych zdolności (nie każdy ma ręce i zmysł przyszłego chirurga - np. nie ja :D), charakteru i upodobań. A zważywszy na to, jaka jest proporcja panów i pań na naszych studiach - kobiety zapewne coraz częściej będą gościć na zabiegówkach ;).
Ja podobnie jak Lu, wiem na razie tyle, że na sali operacyjnej to mnie na pewno nie spotkacie :D :D :D
ReplyDeleteGraty z powodu immunów :) Wiem, jakie to cudowne uczucie mieć je za sobą. Teraz będę męczyć się z pato, bo u nas jest straszna :<
Super, że robisz fajne rzeczy na kole. Super, że chcą cię czegoś nauczyć. Zazdroszczę :)
Udało mi się odnaleźć Twój blog! Przed dostaniem się na studia (czyli gdy byłaś na 1 roku) na tutaj często zaglądałem :D
ReplyDeleteFajnie się dowiedzieć, że interesują Cię zabiegówki, nie często się takie kobiety spotyka. Ja również myślę, że w przyszłości wybiorę tę drogę :)