Skip to main content

Nasza Katedra Anatomii jest bardziej zmienna niż najbardziej stereotypowa kobieta.

Znów dawno mnie tu nie było, więc wpis będzie długi.
Na początek wyjaśnienie tytułu, otóż najpierw przedterminu miałam nie mieć, po czym jednak nastąpiła zmiana i miałam mieć, a teraz znów wracamy do stanu, że go nie mam. Całe zamieszanie wynikło z tego, że kierownik Katedry na początku roku wymyślił 3 "drogi" zdobycia przedterminu. W poprzednich latach można było się na niego dostać, tylko będąc w pierwszej dwudziestce na uczelnianym etapie Scapuli. Tym razem Pan Docent postanowił, że oprócz tego każdy asystent będzie mógł wybrać jedną osobę ze swojej grupy, a poza tym będą testy semestralne dla chętnych, z których również kilka osób z najlepszymi wynikami będzie miało to szczęście.
Minął pierwszy semestr, połowa kolejnego, a żadnego testu nie było, no cóż.... Za to jak zwykle na początku maja odbyła się uczelniana Scapula, do której podeszłam, tak jak już tu pisałam, z czystej ciekawości i bez jakiegokolwiek porządnego przygotowania. W związku z tym, z wyniku byłam naprawdę zadowolona, ale oczywiście nie zapewniał mi on przedterminu.
Kilka dni przed konkursem, jeden z asystentów wyznaczył 2 osoby ze swojej podgrupy, jako szczęśliwców na przedtermin. Pozostali asystencie w przeciągu tygodnia zrobili to samo, zgodnie z poleceniem, której dostali od Docenta. To właśnie wtedy dołączyłam do grona szczęśliwców. Niestety w zeszłym tygodniu pojawiła się plotka, że pan kierownik źle się zrozumiał z asystentami i chodziło mu o 2 osoby z grupy dziekańskiej, a nie podgrupy. W piątek odbyło się w związku z tym zebranie całej Katedry, na którym wszystko miało zostać wyjaśnione. Niestety nikt nas przed weekendem wprost nie poinformował o poczynionych ustaleniach, ale z dość wiarygodnych źródeł wyszła informacja, że faktycznie jest nieporozumienie i jednak tylko po 1 osobie będzie mogło pójść. Jako, że ja tak naprawdę byłam dopiero trzecim wyborem, i nie miały tu znaczenia oceny, bo jest nas więcej z bardzo podobnymi wynikami (jakby oceny miały jakiekolwiek znaczenie, to skończyłabym anatomię z 5 w indeksie, ale to tak niestety nie działa) to w pierwszej kolejności jednogłośnie, całą podgrupą, wybraliśmy 2 osoby, które najbardziej zasługiwały na pójście na przedtermin. To nawet nie był wybór asystenta, tylko nas wszystkich, bo wiedzieliśmy, że to osoby, które zawsze są super przygotowane na zajęcia. Ja mam świetne oceny z kolokwiów, bo umiem je pisać, umiem uczyć się szybko i mam bardzo dużo szczęścia. I doskonale o tym wiem.
W każdym razie, gdy okazało się, że jednak asystent może dopisać tylko jedna osobę do listy, wszyscy, ze mną na czele, wiedzieliśmy kto na to zasługuje i kto to powinien być. Koleżanka, mimo pewnych wątpliwości ostatecznie zdecydowała się nie rezygnować z takiej szansy i całe szczęście, bo byłaby to głupotą.
No, a ja zastałam jednak z koniecznością podejścia do testu razem ze całą resztą roku. Nie jestem z tego powodu najszczęśliwsza, bo zdaję sobie sprawę, że byłoby mi o wiele łatwiej zdać egzamin w formie ustnej, ale  nic już nie zmienię, więc przejmowanie się byłoby bezcelowe.

Plus tego wszystkiego jest taki, że do połowy czerwca mam teraz wakacje. Jasne, mogłabym siedzieć i uczyć się do egzaminu, ale jest on dopiero 29 czerwca, a ja część powtórek mam za sobą, bo coś tam przejrzałam przed Scapulą, kilka preparatów powtórzyłam z koleżanką, jak jeszcze obie miałyśmy iść na przedtermin, więc przeszło miesiąc to strasznie dużo czasu.
Będę mogła w końcu zrobić letnie zakupy, wrócić na parę dni do domu, zorganizować kilka akcji IFMSA, bo póki co udało mi się jako koordynatorowi, załatwić tylko jedną, nie mówiąc już o nadrabianiu seriali. Wszystko ma swoje dobre strony :D
Może nawet w związku z dużą ilością czasu nauczę się na jutrzejsze zaliczenie z parazytologii, chociaż to jest taka strata czasu, że nie wiem czy znajdę motywację...
Do części praktycznej przygotowywałam się 45min, bo mieliśmy je w ten sam dzień co kolokwium z anatomii z głowy i i tak zdałam, a test pisze się do skutku.

O, a w ogóle w poprzedni weekend byłam na kolejnym kursie szycia chirurgicznego :D Było super, uczyliśmy się zakładać kolejne rodzaje szwów, a także jak się podwiązuje naczynia, albo przymocowuje cewnik. Stwierdziliśmy ze znajomymi z IFMSA, że jak nam się nie uda skończyć studiów to umiemy przynajmniej pleść bransoletki z muliny, więc będzie można założyć własny biznes xD


W ten sam dzień odbyła się też akcja Tramwaj Zwany Pożądaniem. Na poprzedniej edycji byłam tylko jako uczestnik imprezy, a tym razem jako edukator. Była super zabawa, a że przyjechała do mnie M., to w ogóle cudowny dzień.
Na imprezowy aspekt życia studenckiego jak zwykle nie mogę narzekać, bo w ten weekend też się wytańczyłam. Najpierw na urodzinach, a kolejnej nocy na imprezie uczelnianej z okazji ostatniego egzaminu 6 roku :P



Zdjęcia naszych kochanych ifmsowych fotografów :)


Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się