Skip to main content

Ostatnia prosta, czyli jeszcze jeden egzamin i wakacje!

Wszystkie zajęcia trzeciego roku już oficjalnie za mną. W poniedziałek byłam odrobić zaległą pediatrię na odddziale noworodków, gdzie trafiłam na bardzo sympatyczną lekarkę, która powiedziała na głos dokładnie to co sama pomyślałam jak tylko weszłam do sali "wcześniaki to takie brzydale, żółte, z nieforemnymi głowami" :D Pobadałam maluszki, ledwo utrzymując się na nogach, bo w sali było strasznie gorąco, a ja miałam na sobie ubranie ochronne, które nie przepuszczało powietrza (nie mogliśmy mieć własnych fartuchów, pewnie chodzi o to, że nosimy je na wszystkich oddziałach, więc moglibyśmy przenieść jakieś zarazki na odział).
Zaliczenie z pediatri, tak jak się spodziewałam, zdali wszyscy. Co ciekawe, adiunkt dydaktyczna, która wysyłała nam wyniki, napisała, że to pierwsza taka sytuacja w historii ich Zakładu. Test był bardzo przystępny, zdecydowanie najtrudniejsze było wstanie i dojechanie na niego na 9 rano, bo dzień wcześniej była bardzo fajna impreza w "uczelnianym" klubie, na którą wybrało się całkiem sporo osób z mojego roku, w tym oczywiście ja. Część znajomych bawiła się trochę krócej niż zazwyczaj, ale mi się świetnie tańczyło, więc z kilkoma innymi osobami z roku, skończyliśmy dopiero koło 4 rano :P
Po zaliczeniu z pediatrii przyszedł czas na naukę do egzaminów. Pierwsze 3 dni było naprawdę kiepsko z moją motywacją, zwłaszcza, że w jeden wieczór koleżanka organizowała urodziny, a w kolejny kolega zapraszał na domówkę. Do tego mieliśmy jeszcze zaliczenie praktyczne z dermatologii (nic skomplikowanego, zebranie wywiadu i krótka rozmowa z lekarką o pacjencie i jego chorobie/próba diagnostyki różnicowej), a ja musiałam także odpowiedzieć z materiału omawianego na zajęciach, na których mnie nie było. Dostałam krótki teścik, 10 pytań jednokrotnego wyboru, który prowadząca sprawdziła od ręki i od razu omówiła ze mną to co miałam źle.
W czwartek usiadłam w końcu do patofizjologii. Udało mi sie przeczytać raz większość materiału, tylko z ostatniego działu nie doczytałam 2 seminarek, ale pocieszałam się, że może będę coś pamętać z nauki do kolokwium. Egzamin nie był ani prosty, ani trudny. Nie różnił się specjalnie od testów, które pisaliśmy w trakcie rok. Niektóre pytania były dość niefortunnie sformułowane, kilka było bardzo podobnych do tych z poprzednich lat, zagadnienia, na których się skupili też raczej nikogo nie zaskoczyły. Jak zawsze przydałoby się trochę więcej czasu na pisanie, mieliśmy 50 minut na 50 pytań. Niby 1 min. na pytanie to nie tak mało, ale jak człowiek próbuje się na szybko dokopać do konkretnej informacji w głowie to wszystko się miesza. Po wyjściu z auli nie byłam w stanie jednoznacznie ocenić czy zdam, czy nie, ale na szczęście wyniki były jeszcze tego samego dnia popołudniu. Udało się, kolejny przedmiot zaliczony. Zdawalnośc była podobna jak w ubiegłym roku, egzamin oblało tylko 19 osób, a większość, podobnie jak ja, dostała tróję. Oczywiście kilku studentom udało się złapać wyższe oceny, ale było ich niewielu.
Podczas gdy mój rok pisał patofizjologię, drugoroczniacy wracali właśnie po walce z biochemią. Opinie były zaskakujące jak na ten przedmiot, "test był w porządku", "nie było tak źle". Okazuje się, że poważna rozmowa "góry" z szefem zakładu była chyba skuteczna, bo egzamin był nieporównywalnie prostszy niż nasz, co ma odzwierciedlenie w wynikach. Jedynie 17% roku nie zdało, co porównując z naszymi 50% wiele mówi. Podobno profesor obniżył im nawet próg zaliczenia, co u nas, mimo podania, nie przeszło. W związku z tak dobrymi wynikami, zarówno drugi, jak i trzeci rok miał co świętować, więc w okolicy akademików zaroiło się od szczęśliwych studentów, opijających sukces, i tych mniej szczęśliwych, zapijających smutki :P
Dziś niestety trzeba znów usiąść do nauki, bo w poniedziałek czeka nas kolejny, dla mnie ostatni już w tym roku, egzamin z dermatologii. Ponieważ jest on przeprowadzany w formie testowej dopiero od zeszłego roku, nie bardzo wiadomo czego się spodziewać, ale ma być to test jednokrotnego wyboru, więc nie powinno być tak źle :)
W "międzyczasie" dalej przygotowuję się do wyjazdu do Meksyku. Załatwiłam sugerowane szczepienia, ogarnęłam sprawy finansowe, kupiłam trochę ubrań. Nadal zostało mi parę spraw do ogarnięcia, ale powinnam się ze wszystkim wyrobić na czas. Wylot już niedługo, nie mogę się doczekać :D

Comments

  1. a za rok zajęcia do połowy lipca i sesja prawie do jego końca ;] chociaż może wam się upiecze bo rektor coś tam o przychylniejszych terminach obiecywał ;]

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mam nadzieję, że uda nam się wywalczyć normalny termin sesji, a że już w tym roku parlament nad tym pracował, to jestem dobrej myśli :)

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się