5 dni temu zaczęliśmy ostatni miesiąc nauki w tym roku akademickim. Wydawać by się mogło, że oznacza to, nadchodzące wielkimi krokami, długie godziny spędzone nad książkami. Niby tak, ale jednak jakoś to wszystko inaczej teraz wygląda niż w poprzednich latach. Na pierwszym roku była "tylko" anatomia, na drugim praktycznie "tylko" biochemia, a mimo tego aurę stresu i poczuci, że nadszedł czas pilnej nauki, dawało się wyczuć już w maju (i chyba nic się nie zmieniło, bo w moich blogowych statystyka ponownie zagościły już hasła odsyłające w stylu "nic nie umiem z anatomii", "anatomia w miesiąc jak się nauczyć", nieustannie mnie to bawi :P ).
Tym razem, choć przed nami zaliczenie z pediatrii i 2, a przed wieloma osobami 3 egzaminy, to atmosfera jest znacznie spokojniejsza. Ładna pogoda, słoneczko, koncerty, imprezy, plaża w weekend, ewentualnie, jak w moim przypadku, praca od piątku do niedzieli (co nie przeszkodziło mi oczywiście w świętowaniu Juwenaliów!). Po części wynika to pewnie z tego, że ludzie oswoili się z ciężkimi sesjami. Zresztą, tym razem to zimą mieliśmy te bardziej wymagające egzaminy, a te letnie są już zupełnie inne. Po pierwsze, dotyczą przedmiotów klinicznych, więc nauka do nich będzie odrobinę przyjemniejsza. Po drugie, każdy student zdaje sobie sprawę, że nie są one aż tak "groźne" jak anatomia i biochemia, które skutecznie mogły doprowadzić do powtarzania roku. W zeszły piątek mieliśmy zaliczenie roku z interny, zdawalność wyniosła 100%, co oczywiście pozytywnie nastawia, ale też rozleniwia jeszcze bardziej :D W sobotę czeka nas pediatria, pewnie wyniki będą podobne, choć niestety sam w sobie test jest trudniejszy, bo wielokrotnego wyboru, bez celowanych odpowiedzi :( Właśnie zaczynam się do niej powoli uczyć, bardzo powoli. Miałam zacząć wczoraj, ale pochłonęło mnie planowanie wyjazdu do Meksyku. Tak jak na początku byłam umiarkowanie podekscytowana, tak teraz, im bliżej wylotu i im więcej wiem o tym kraju, tym bardziej nie mogę się doczekać. Mamy już ułożony ramowy plan zwiedzania, gdyby nie ograniczenia czasowe i finansowe to byłby jeszcze ciekawszy, ale nawet taki jak jest zapowiada się świetnie. Jak zaczęła przeszukiwać przeróżne strony i blogi w internecie, to ani się obejrzałam jak minęła mi cała niedziela.
Dziś jest niewiele lepiej, jeśli chodzi o naukę pediatrii, bo przed południem byłam odrobić ("na zapas") farmakologię, żebym nie musiała w piątek wstawać na nią na 8, później byłam dogadać odrabianie zaległych ćwiczeń na oddziale noworodkowym, na który wybiorę się w środę rano, a po powrocie znów pochłonął mnie Meksyk. W "międzyczasie" napisałam jeszcze historię choroby na dermatologie, zjadłam obiad i dopiero teraz otworzyłam w końcu skrypt z pediatrii. Mam jeszcze 4 dni, ale po drodze jest zaliczenie z EKG, a dodatkowo znów wybieram się do pracy, tym razem od środy do piątku, dobrze się złożyło, że nie mam już prawie żadnych zajęć.
Naukowo dalej jestem "na czysto". Zdałam drugie, ostatnie w tym semestrze kolokwium z farmakologii, w dodatku znacznie lepiej niż się spodziewałam, interna "odhaczona", zwolnienie z egzaminu z diagnostyki już też oficjalnie potwierdzone, czyli wszystko idzie tak jak powinno. Jeśli uda mi się zmotywować na te ostatnie 2 tygodnie nauki, to jest spora szansa, że 26 czerwca zacznę 3 miesięczne wakacje, tym razem bez kampanii wrześniowej :D Ale nawet jeśli czegoś nie zdam, to skoro poprawa z biochemii nie popsuła mi wakacyjnych planów, to tym bardziej nie zrobi tego dermatologia czy patofizjologia, to są przedmioty, których, koniec końców, po prostu nie da się nie zdać.
Ze spraw nienaukowych, Tramwaj Zwany Pożądaniem zakończył się sukcesem, odsypiałam go, nie tylko całą sobotę, ale cały weekend :D
Pod koniec maja byłam też na pozoracji wypadku masowego, organizowanego dla studentów 3 roku ratownictwa, przy współpracy Koła Ratunkowego ze strażą pożarną i policją. Odbywała się ona we wtorek, więc znów opuściłam zajęcia z dermatologii, jaki pech :D Na szczęście będę miała zwolnienie. Sama pozoracja nie była moją pierwszą, jeszcze za czasów działalności w HOPR miałam okazję grać poszkodowanych, więc wiedziałam co i jak. Wyszło bardzo fajnie, widać, że współpraca różnych służb działa naprawdę sprawnie, choć oczywiście nie obyło się bez błędów, no ale właśnie po to takie akcje są organizowane, aby móc poprawić to co wypada źle. Jakbym miała mało wywiadów po Tramwaju, dopadła mnie w którymś momencie ekipa z kamerą i, za nic mając sobie moja czerwoną opaskę na ręce (w systemie triage oznacza to ciężki przypadek, wymagający pomocy w pierwszej kolejności), poprosili mnie o kilka słów do kamery, "najlepiej na stojąco, bo pan kamerzysta nie bardzo może się schylać", no niech im będzie, wstałam i coś tam opowiedziałam, ach to moje "parcie na szkło" :P Oczywiście żartuję, nie jestem jakąś miłośniczką występów radiowych i telewizyjnych, a mój głos na nagraniach brzmi okropnie, po prostu czasem działalność w IFMSA tego wymaga, a że nie mam z tym problemu, to czemu nie, skoro mnie ktoś prosi.
Ostatnio, w ramach sporej ilości wolnego czasu, poza pracą dorywczą, zabrałam się za czytanie książki Pawła Reszki "Mali Bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy." Prawdę mówiąc, spodziewałam się czegoś ciekawszego. To nie tak, że to jest kiepska książka, po prostu mam wrażenie, że jak ktoś śledzi na bieżąco sytuację w polskiej ochronie zdrowia i idąc na te studia zadał sobie trochę trudu, aby zapoznać się z realiami pracy lekarza w Polsce, a nie tylko opiera się na własnych wyobrażeniach, to nie dowie się z niej niczego odkrywczego. Jest kiepsko. Państwo nie ma pieniędzy. Młodzi lekarze harują na kilku etatach, specjaliści często też. Pieniądze są nieadekwatne do ilości pracy i odpowiedzialności. Lekarze często sa niesympatyczni i brak im empatii. Pacjenci często są roszczeniowi i upierdliwi. I jedni i drudzy na ogół nie sa temu winni, bo to system jest zły. To tak podsumowując przekaz książki w kilku zdaniach. Mam wrażenie jakbym czytała profil Porozumienia Rezydentów i Porozumienia Zawodów Medycznych na Facebooku, może dlatego mam wrażenie, że nie dowiaduję się niczego nowego.
Póki co, spodobał mi się jeden cytat, dotyczący stażu podyplomowego. Moim zdaniem jest bardzo trafny i spokojnie można by go rozszerzyć o praktyki wakacyjne i przedmioty kliniczne na studiach.
Tym razem, choć przed nami zaliczenie z pediatrii i 2, a przed wieloma osobami 3 egzaminy, to atmosfera jest znacznie spokojniejsza. Ładna pogoda, słoneczko, koncerty, imprezy, plaża w weekend, ewentualnie, jak w moim przypadku, praca od piątku do niedzieli (co nie przeszkodziło mi oczywiście w świętowaniu Juwenaliów!). Po części wynika to pewnie z tego, że ludzie oswoili się z ciężkimi sesjami. Zresztą, tym razem to zimą mieliśmy te bardziej wymagające egzaminy, a te letnie są już zupełnie inne. Po pierwsze, dotyczą przedmiotów klinicznych, więc nauka do nich będzie odrobinę przyjemniejsza. Po drugie, każdy student zdaje sobie sprawę, że nie są one aż tak "groźne" jak anatomia i biochemia, które skutecznie mogły doprowadzić do powtarzania roku. W zeszły piątek mieliśmy zaliczenie roku z interny, zdawalność wyniosła 100%, co oczywiście pozytywnie nastawia, ale też rozleniwia jeszcze bardziej :D W sobotę czeka nas pediatria, pewnie wyniki będą podobne, choć niestety sam w sobie test jest trudniejszy, bo wielokrotnego wyboru, bez celowanych odpowiedzi :( Właśnie zaczynam się do niej powoli uczyć, bardzo powoli. Miałam zacząć wczoraj, ale pochłonęło mnie planowanie wyjazdu do Meksyku. Tak jak na początku byłam umiarkowanie podekscytowana, tak teraz, im bliżej wylotu i im więcej wiem o tym kraju, tym bardziej nie mogę się doczekać. Mamy już ułożony ramowy plan zwiedzania, gdyby nie ograniczenia czasowe i finansowe to byłby jeszcze ciekawszy, ale nawet taki jak jest zapowiada się świetnie. Jak zaczęła przeszukiwać przeróżne strony i blogi w internecie, to ani się obejrzałam jak minęła mi cała niedziela.
Dziś jest niewiele lepiej, jeśli chodzi o naukę pediatrii, bo przed południem byłam odrobić ("na zapas") farmakologię, żebym nie musiała w piątek wstawać na nią na 8, później byłam dogadać odrabianie zaległych ćwiczeń na oddziale noworodkowym, na który wybiorę się w środę rano, a po powrocie znów pochłonął mnie Meksyk. W "międzyczasie" napisałam jeszcze historię choroby na dermatologie, zjadłam obiad i dopiero teraz otworzyłam w końcu skrypt z pediatrii. Mam jeszcze 4 dni, ale po drodze jest zaliczenie z EKG, a dodatkowo znów wybieram się do pracy, tym razem od środy do piątku, dobrze się złożyło, że nie mam już prawie żadnych zajęć.
Naukowo dalej jestem "na czysto". Zdałam drugie, ostatnie w tym semestrze kolokwium z farmakologii, w dodatku znacznie lepiej niż się spodziewałam, interna "odhaczona", zwolnienie z egzaminu z diagnostyki już też oficjalnie potwierdzone, czyli wszystko idzie tak jak powinno. Jeśli uda mi się zmotywować na te ostatnie 2 tygodnie nauki, to jest spora szansa, że 26 czerwca zacznę 3 miesięczne wakacje, tym razem bez kampanii wrześniowej :D Ale nawet jeśli czegoś nie zdam, to skoro poprawa z biochemii nie popsuła mi wakacyjnych planów, to tym bardziej nie zrobi tego dermatologia czy patofizjologia, to są przedmioty, których, koniec końców, po prostu nie da się nie zdać.
Ze spraw nienaukowych, Tramwaj Zwany Pożądaniem zakończył się sukcesem, odsypiałam go, nie tylko całą sobotę, ale cały weekend :D

Ostatnio, w ramach sporej ilości wolnego czasu, poza pracą dorywczą, zabrałam się za czytanie książki Pawła Reszki "Mali Bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy." Prawdę mówiąc, spodziewałam się czegoś ciekawszego. To nie tak, że to jest kiepska książka, po prostu mam wrażenie, że jak ktoś śledzi na bieżąco sytuację w polskiej ochronie zdrowia i idąc na te studia zadał sobie trochę trudu, aby zapoznać się z realiami pracy lekarza w Polsce, a nie tylko opiera się na własnych wyobrażeniach, to nie dowie się z niej niczego odkrywczego. Jest kiepsko. Państwo nie ma pieniędzy. Młodzi lekarze harują na kilku etatach, specjaliści często też. Pieniądze są nieadekwatne do ilości pracy i odpowiedzialności. Lekarze często sa niesympatyczni i brak im empatii. Pacjenci często są roszczeniowi i upierdliwi. I jedni i drudzy na ogół nie sa temu winni, bo to system jest zły. To tak podsumowując przekaz książki w kilku zdaniach. Mam wrażenie jakbym czytała profil Porozumienia Rezydentów i Porozumienia Zawodów Medycznych na Facebooku, może dlatego mam wrażenie, że nie dowiaduję się niczego nowego.
Póki co, spodobał mi się jeden cytat, dotyczący stażu podyplomowego. Moim zdaniem jest bardzo trafny i spokojnie można by go rozszerzyć o praktyki wakacyjne i przedmioty kliniczne na studiach.
No niestety, taka prawda.
No i przynajmniej normalny człowiek, co się nie jara ciężkością swojego sesyjnego losu, tylko opowiada o stuprocentowej zdawalności, zwolnieniach z egzaminów i radościach studenckiego życia :D Pozdrawiam serdecznie!
ReplyDeleteDziękuję i też pozdrawiam :D
DeleteJa po prostu uwielbiam te studia i piszę to zupełnie bez ironii <3