Skip to main content

Studencie, wyluzuj! Nie każdy prowadzący jest przeciwko Tobie, czyli kilka przemyśleń.

Każdy kto mnie zna, albo chociażby śledzi tego bloga, wie, że należę do osób niestresujących się. Ma to swoje dobre i złe strony, ale to akurat mało istotne dla tego wpisu, bo nie o mnie on będzie.

Środa rano, zajęcia z interny. Tym razem udało mi się na nie dotrzeć, co jest o tyle zabawne, że imprezowałam do 2 w nocy, więc ryzyko zaspania było znacznie większe i bardziej uzasadnione niż w ubiegłym tygodniu :D Poznaliśmy naszego nowego prowadzącego (w zeszłym tygodniu był ktoś na zastępstwie), okazało się, że to bardzo sympatyczny, młody lekarz, specjalizujący się w chorobach wewnętrznych i nefrologii, który w bardzo przystępny sposób potrafi tłumaczyć i ciekawie opowiadać o pacjentach i ich dolegliwościach. Na początek, zebraliśmy wywiad ze starszą panią z zapaleniem płuc, później ją opukaliśmy i osłuchaliśmy, a na zakończenie poszliśmy obejrzeć zdjęcia RTG. Na oddziale, na którym będziemy mieli wszystkie zajęcia z interny w tym semestrze, nie używa się tradycyjnych klisz, tylko po prostu na korytarzach jest kilka ekranów, na których każdy lekarz może obejrzeć lub pokazać studentom wszystkie wyniki badań, w tym obrazowych. No więc staliśmy w półkolu przed monitorem, oglądając zmiany w płucach "naszej pacjentki", aż w pewnym momencie podszedł do nas jeden z dwóch profesorów z jakąś lekarką. Przez chwilę się nam przyglądał i przysłuchiwał, po czym zaczął zadawać pytania. Oczywiście, jak to mam w zwyczaju, gdy ktoś z prowadzących rzuca coś "do wszystkich" i zapada niezręczna, przeciągająca się cisza, byłam pierwszą osobą, która się odezwała. Mimo, że nie mieliśmy jeszcze diagnostyki obrazowej, a moja wiedza z anatomii niestety nie jest porażająca. Na kilka pytań, byłam w stanie odpowiedzieć, ale ponieważ był to na dobrą sprawę pierwszy raz, kiedy ktoś omawiał z nami zdjęcie RTG, to miałam problem z niektórymi, wydawać by się mogło banalnymi, zagadnieniami. Reszta mojej szóstki stała cicho, część z przerażeniem w oczach, ewentualnie mrucząc coś tak cicho, żeby pod żadnym pozorem nikt nie usłyszał. Po chwili profesor przerzucił się na zadawanie pytań mojej koleżance, która też nie bardzo była w stanie wskazać to co trzeba na monitorze. I teraz pytanie za 100 punktów, czy studenci w połowie trzeciego roku, nie będący jeszcze nawet na półmetku studiów, muszą znać odpowiedzi na wszystkie pytania? Otóż, ja wychodzę z założenia, że nie. Profesor też najwyraźniej wyszedł z tego [słusznego] założenia, bo nie nakrzyczał na nas, a jedynie posłał nam zawiedzione spojrzenie i zapytał z kim mieliśmy zajęcia z badania serca w pierwszym semestrze oraz kto prowadził nasze ćwiczenia z anatomii topograficznej. Skomentował także, zupełnie normalnym tonem głosu, że nawet jeśli nie powiedziano nam czegoś na zajęciach, to powinniśmy sami to doczytać. I oczywiście miał rację, bo jego niektóre pytania naprawdę dotyczyły bardzo podstawowej wiedzy. Powiem więcej, uważam, że miał pełne prawo, żeby ostrzej zareagować na to, że mamy takie braki, ale z niego nie skorzystał. W związku z tym, nie mogę zrozumieć dwóch rzeczy. Po pierwsze, skąd to przerażenie u pozostałych osób z mojej grupki? Wiem, bycie odpytywanym tak generalnie, a już tym bardziej przez poważnych profesorów, nie jest najprzyjemniejszą sprawą dla większości studentów, ale jeśli to jest takie niegroźne zadawanie pytań, za które nikt nie wystawia nam ocen, to dlaczego nie potraktować tego po prostu jako kolejna formę zdobywania wiedzy? Skąd to powszechne przeświadczenie, że asystenci chcą nam utrudnić życie i udowodnić, że nic nie wiemy? Pewnie, zdarzają się i tacy, ale my przez 5 semestrów, nigdy na takich nie trafiliśmy. I po drugie, skąd u studentów medycyny tak ogromna podatność na stres? Po wyjściu z zajęć, moi znajomi komentowali jak to ich profesor zestresował, opowiadali osobom z innych szóstek, że miał do nas pretensje i był niemiły. Serio?! Mamy braki w wiedzy, zdarza się, mamy jeszcze mnóstwo czasu, żeby je nadrobić. Tak funkcjonują te studia. Mamy zbyt dużo materiału, żeby wszystko na raz zapamiętać, dlatego te same zagadnienia przewijają się po kilka razy, na różnych przedmiotach, żeby kiedyś w końcu, wszystko to co niezbędne lekarzowi, zostało nam gdzieś tam w głowie. Gdyby studenci potrafili trochę wyluzować i przestali się tak przejmować każdym krzywym spojrzeniem prowadzącego, a każdej odpowiedzi ustnej nie traktowali jak zamachu na ich życie, studia medyczne byłyby dla wszystkich znacznie przyjemniejsze. Tak mnie czasem najdzie na przemyślenia :P

Jutro kolokwium z diagnostyki laboratoryjnej, a później jeszcze tylko farmakologia w piątek i koniec nauki na ten tydzień. Z innych dobrych informacji, od przyszłego tygodnia będziemy mieli miesiąc przerwy od interny, więc w środy będzie można się wysypiać :D Nasz doktor będzie nieobecny, a nie chce, żebyśmy co tydzień mieli zastępstwo z kimś innym, więc dogadaliśmy się, że po prostu w kwietniu będziemy zostawać godzinę dłużej po zajęciach w ramach "odrabiania". To idealny układ, bo po internie i tak mamy bezsensowne okienko przed kolejnymi zajęciami.
Poza tym, w piątek na pielęgniarstwie będziemy bawić się w szycie chirurgiczne <3 Dla mnie to pewnie nie będzie nic nowego, bo po 2 kursach z IFMSA, w których uczestniczyłam i po 3, które sama prowadziłam, szwy nie są mi obce, ale każda okazja do poćwiczenia jest super. Zwłaszcza, że ostatnio głównie zakładałam materacowy (także na bloku operacyjnym), więc poćwiczenie prostszych mi nie zaszkodzi. Ten fakultet jest równie fajny i budzi tak samo dużą ekscytację jak ćwiczenia z pielęgniarstwa na pierwszym roku. W ubiegłym tygodniu ćwiczyliśmy wkłucia i pobieranie krwi, poziom ekscytacji był wręcz wyczuwalny, może nie każdy był chętny żeby nadstawiać swoje żyły, ale obyło się bez siniaków czy innych uszkodzeń, a atmosfera była znacznie luźniejsza niż te 2 lata temu, bo spora część osób miała okazję nabrać już trochę wprawy na praktykach wakacyjnych i czuła się dużo pewniej ze strzykawkę w ręce. Ja nawet raz sam sobie zrobiłam zastrzyk w brzuch. Może to brzmi strasznie, ale w rzeczywistości to najprzyjemniejsza droga podania leku, z użyciem igły, naprawdę nic nie czuć ;)


Ostatnio na pediatrii biżuteria tak ładnie mi pasowała do stetoskopu, że aż zrobiłam sobie zdjęcie :P

Pediatria jak na razie nie jest taka zła, tylko nudna (podobnie jak dermatologia, która w gratisie jest też obrzydliwa), ale w tym tygodniu na zajęciach siedzieliśmy w poradni, a to raczej, bez względu na przedmiot, nie jest najciekawsze miejsce dla studentów. Podobno na oddziale noworodków jest super, zobaczymy. Póki co wolę internę, bo można chociaż pogadać z pacjentami, więc czas szybciej leci.





Comments

  1. To zależy kto zaczyna pytać, bo jeśli lekarz, który tylko pyta i nie komentuje braku wiedzy, to spoko. Są tacy, którzy wzbudzają poczucie luźnej atmosfery i palnięcie głupoty nie jest stresujące, ale są tacy, że szepnij tylko coś nie tak, to zaraz polecą komentarze, że "zaraz studia kończycie i jeszcze tego nie wiecie?" xd Niby mają prawo tak gadać, ale to i tak niczego nie zmieni, poza tym, że osoby, które normalnie próbowałyby podjąć dyskusję, na następny raz nawet buzi nie otworzą.

    Zazdro ćwiczenia wkłuć. Ja nadal nie umiem i wątpię, aby miało się to kiedykolwiek zmienić. xddd

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja się nie do końca zgodzę, rozumiem, że może nie jest to najmilsze, jeśli ktoś cię krytykuje przy grupie, zwłaszcza używając takich komentarzy, które faktycznie nic nie zmieniają, ale z drugiej strony, uważam że w dzisiejszych czasach studenci są zdecydowanie zbyt przewrażliwieni i nie potrafią przyjąć krytyki. Wystarczy, że lekarz krzywo spojrzy czy właśnie powie coś w stylu "Nic was na tej anatomii/biochemii/internie nie nauczyli", a studenci zaraz zamykają się w sobie i przestają odzywać, a o lekarzu zaczynają mówić, że "czepia się", "niesympatyczny", "stresuje". A gdyby tak po prostu, z odrobiną pokory przyjąć, że faktycznie, nasza wiedza jest w danym zakresie żenująco niska, ale po prostu nie brać tego do siebie? Co innego jak lekarz faktycznie jest krytycznie nastawiony do wszystkich i każdą odpowiedź, nie ważne jak poprawną, komentuje w ten sposób, wtedy rozumiem, że można za nim nie przepadać i nie chcieć się odzywać :)

      Delete
    2. To nie chodzi o to, że się za kimś nie przepada i dlatego nie odpowiada. Mam taką prowadzącą z chirurgii, która terroryzuje nas, a i tak ludzie odpowiadają, mimo że potrafi strzelić mocno kąśliwą uwagą. Ja ją nawet bardzo za to lubię. :D Nie wiem od czego to zależy, ale z niektórymi fajnie prowadzi się dyskusje, z innymi mniej i może w tym pies pogrzebany.
      Właśnie to o tę pokorę chodzi. Wychodzę z założenia, że skoro czegoś nie wiem, to nie będę się z niewiedzą wychylała, bo nie ma z czym przed szereg wyskakiwać. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że czasami prowadzący lubią upatrzyć sobie kozła ofiarnego, więc dziękuję bardzo za jeżdżenie jak po łysej kobyle przez semestr lub nawet dwa. xd

      Delete
  2. Anonymous6/3/17

    Ale super ze teraz tak czesto piszesz! Twoj blog jest moim ulubionym i sie najciekawiej go czyta <3
    I zgadzam sie z toba. Nawet jesli lekarz cie zkrytykuje podstawnie czy bezpodstawnie to dobrze jest jesli to nas nie zniecheci do bycia aktywnym. Bo przeciez nie wywala nas za takie cos.
    To troche szkola zycia, przyda sie na przyszlosc. To, ze szef cie skrytykowal, ochrzanil i nawrzeszczal to nie znaczy ze musisz sie teraz zamknac w sobie, mozna sie z kazdego takiego przypadku duzo nauczyc.
    Twoje podejscie jest super! <3

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję za taki miły komentarz <3 Cieszę się, że blog się podoba :)

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się