Skip to main content

Obrazki, czyli nie taka zła medycyna nuklearna i co słychać na innych zajęciach.

Semestr nadal biegnie leniwie, baaardzo leniwie póki co.
Na poniedziałkowej pediatrii było tylko seminarium, więc głównie siedzenie i słuchanie prowadzącej. Jutro idziemy do przedszkola, ciekawa jestem na czym będą polegały te zajęcia, ale co by to nie było, przynajmniej nie będziemy się nudzić. Mam nadzieję, że trafi nam się jakaś spokojna grupa dzieci... Mając nadmiar wolnego czasu po zajęciach, pojechałam do przychodni studenckiej, załatwić przedłużenie książeczki sanepidowskiej, a później do galerii, pochodzić po sklepach w poszukiwaniu sukienki na wesele kuzynki. O dziwo, udało mi się coś znaleźć już za pierwszym podejściem, więc mam to z głowy ze sporym wyprzedzeniem. Jeszcze tylko jakieś buty, bo moje ukochane szpilki są już kompletnie zniszczone po tych wszystkich całonocnych imprezach tanecznych.
Wtorkowa dermatologia jak zwykle dość ciekawie poprowadzona, przynajmniej część ćwiczeniowa, bo na seminarium, na którym siedzieliśmy w małej sali, ze zgaszonym światłem, tylko przez pierwsze pół godziny udało mi się słuchać w skupieniu, a później musiałam walczyć ze snem. Na oddziale mieliśmy okazję obejrzeć pacjenta z różą pęcherzowo-krwotoczną, całe podudzie miał pokryte, jak sama nazwa wskazuje, krwawiącymi pęcherzami, a do tego nadżerkami z miejscowymi zmianami martwiczymi, okropieństwo. I to wszystko przez zwykłe zadrapanie, paciorkowce to niebezpieczne bestie.
Korzystając z tego, że w środę zaczynamy zajęcia dopiero o 12:15, wieczór wcześniej poszłyśmy z koleżanką do pubo-kawiarni na film. W każdy wtorek, organizowane są tam wieczory filmowe, z różnymi, na ogół cenionymi i nagradzanymi tytułami. Tym razem puszczali "Mustanga", dramat obyczajowy, francusko-tureckiej produkcji, polecam, bo naprawdę dobrze się oglądało. W środę mieliśmy tylko etykę, która nie jest taka zła jak można się było spodziewać, mimo że całe zajęcia, podobnie jak na "podstawach profesjonalizmu" rozmawia się o wszystkim i o niczym, szkoda tylko, że bez dojścia do jakichkolwiek sensownych wniosków. W czwartek miałam senny dzień, ale nie byłam jedyną męczącą się, chyba jakieś przesilenie wiosenne nas dopadło, bo na diagnostyce i patofizjologii większość walczyła z utrzymaniem otwartych oczy :P Tym bardziej byłam zaskoczona, że medycyna nuklearna, już drugi tydzień z rzędu, naprawdę mi się podobała. Zajęcia prowadziła rezydentka, siedzieliśmy w pokoju lekarzy i oglądaliśmy wyniki scyntygrafii, zarówno kośćca (najczęściej wykonywane badanie w Zakładzie) jak i innych narządów. Wspólnie omówiliśmy kilka przypadków, a później pani doktor wyświetlała wyniki i sami musieliśmy zinterpretować, czy jest jakaś nieprawidłowość, a jeśli tak to czy jest to zmiana łagodna czy złośliwa, a może w ogóle nie nowotwór, a zwyrodnienie? To wszystko jest bardzo intuicyjne, więc bez problemu udawało mi się odgadnąć poprawną odpowiedź, fajna zabawa. Niestety nie wszystkie zajęcia z tego przedmiotu będą tak interesujące, ale póki co, zamiast "najnudniejszego przedmiotu na 3 roku" (takie opinie słyszałam od starszych znajomych), mamy naprawdę przyjemne ćwiczenia, na których mamy okazję dowiedzieć się sporo nowych rzeczy. Osobiście, mimo że spotkałam się  pojęciem "scyntygrafia", nie wiedziałam za bardzo z czym to się je. Jeśli kogoś interesuje diagnostyka obrazowa, to jest to chyba ciekawsza specjalizacja niż zwykła radiologia, może warto rozważyć ;)
W piątek rano mieliśmy kolejną farmakologię, trzeci tydzień zajęć i... trzeci prowadzący. Innymi słowy, nadal mają chaos w Zakładzie, ale tym razem usłyszeliśmy, że z tą asystentką będziemy mieli już do końca, z czego się cieszę, bo te zajęcia najbardziej mi odpowiadały jeśli chodzi o sposób prowadzenia. Na zakończenie tygodnia mieliśmy ostatnie ćwiczenia z "pielęgniarstwa", zdecydowanie najnudniejsze,. Prowadząca przez 1,5h mówiła o zakładaniu cewników, tak jakby nie dało się tego wszystkiego powiedzieć w 20min, z zaprezentowaniem na fantomie włącznie. No, ale nieważne, pierwszy fakultet z tego semestru mamy już z głowy, a następny zaczynamy dopiero w połowie maja, więc dojdzie nam jeszcze więcej wolnego czasu :D

Z nienaukowych atrakcji, wieczorem wybraliśmy się ze znajomymi na laser tag (taka laserowa wersja paintballa). Świetna zabawa, choć do dziś mam zakwasy od robienia uników i chowania się za beczkami i ściankami przez 2 godziny. Okazało się, że z moją celnością nie jest chyba najgorzej, bo we wszystkich 4 rozgrywkach, miałam najlepsze statystyki :P W sumie, chętnie wybrałabym się na strzelnicę, ale wszystkie tego typu zabawy są strasznie drogie jak na studencką kieszeń.

Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra...

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot...

Przepis na udane praktyki.

Pod wpływem zeszłorocznych i tegorocznych rozmów ze znajomymi i komentarza na moim blogu, oraz z okazji zakończenia kolejnych już praktyk (ostatni dzień był bardzo spokojny, piątek, za oknem deszcz, pacjentom chyba nie chciało się nawet chorować :P), postanowiłam napisać taki oto wpis :) Przede mną nadal jeszcze wiele lat studiów, a co za tym idzie, praktyk wakacyjnych, a później staż, który na ten moment wiele się od nich nie różni. Jak to będzie gdy mój rocznik dotrze do tego etapu? Nikt nie wie. Ten miniporadnik nie jest dla wszystkich, bo każdy może mieć inne wyobrażenie i oczekiwania wobec swoich praktyk. Poza tym zawsze można wyjątkowo kiepsko trafić, ale to są rzadkie wyjątki i na nich nie będę się skupiać. Jeśli chcesz jedynie "odklepać" przykry obowiązek, który skraca ci wakacje, po prostu zrób praktyki u cioci/taty/mamy koleżanki, albo jeśli nie znasz zupełnie nikogo kto podpisał by ci papiery i dał święty spokój, to popytaj na uczelni/poczytaj w Internecie, któr...