Skip to main content

O wyjazdach i o tym jak studia czasami ograniczają...

Dzisiaj rano wróciłam z rewelacyjnych warsztatów IFMSA, które odbywały się na drugim końcu Polski, ale zdecydowanie były warte tych długich godzin podróży. Zarówno część edukacyjna jak i integracyjna. Czasami, gdy opowiadam o wyjazdach z ramienia naszego Stowarzyszenia, niektórzy mogą odnieść wrażenie, że to nic innego jak kosztowniejsza wersja imprezowego weekendu, ale to wcale tak nie jest. Jasne, już pierwszej nocy bawiliśmy się do rana, ale to nie znaczy, że w sobotę odsypialiśmy do 12. Wręcz przeciwnie, o 7:30 byliśmy na śniadaniu, a o 8:30 szliśmy na warsztaty, które z przerwą obiadową, trwały aż do 18. Część organizacyjna, na której omawialiśmy bieżące i przyszłe projekty naszego programu, była prowadzona przez członków naszej organizacji, ale większą część dnia spędziliśmy na zajęciach prowadzonych przez osoby z zewnątrz. Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy, z pogranicza medycyny i prawa, a przy tym, ani przez moment nie czułam znudzenia czy zmęczenia, mimo nieprzespanej nocy. Po krótkim wieczornym odpoczynku znów był czas na integrację i impreza w stylu lat 80-tych, ale raz jeszcze, mimo pójścia spać nad ranem, poza dosłownie jednym wyjątkiem, wszyscy wstaliśmy na czas i mimo zmęczenia, aktywnie uczestniczyliśmy w warsztatach przez kolejne 6 godzin.
Własnie tak to wygląda na większości zgromadzeń, warsztatów i innych "zlotów". Można się edukować i wysypiać, imprezować i wysypiać lub edukować i imprezować, 99% osób stawia na to ostatnie :)
Oczywiście nic za darmo, po 3 takich nocach (bo ta w pociągu nie była wiele lepsza od imprezowych), dzisiaj musiałam zrobić sobie aż dwie godzinne drzemki w ciągu dnia :P
Na porządne odespanie nie mam czasu, bo jutro cotygodniowa wejściówka z mikrobiologii, w środę kolokwium z fizjologii, a w czwartek przerywacz z biochemii. Na szczęście udało mi się zdać 5 z 6 wejściówek w tym dziale (a ostatnią też miałabym zaliczoną, gdyby nie to, że układał ją i sprawdzał Szef Wszystkich Szefów, więc na 45 osób zaliczyło ją całe SZEŚĆ...) i czeka mnie tylko jedna poprawka, za to z najgorszego tematu. Już nie mogę się doczekać czwartkowego popołudnia, kiedy w końcu będę mogła się wyspać :)
Niestety, od tego dzielą mnie 3 długie dni, zapełnione nauką bzdur (wyjątkowo trochę wyolbrzymiam, bo na fizjologii w końcu mamy tematy bardziej praktyczne, może zresztą to mnie uratuje na nadchodzącym kolokwium...). To tak odnośnie drugiej części tytułu tego wpisu. Strasznie mi przeszkadza, że na tym roku, chcąc nie chcąc, muszę marnować czas na wkuwanie materiału, który zapomnę jak tylko napiszę z niego kolokwium/wejściówkę/egzamin. Wiadomo, na każdych studiach są "zapychacze" i inne przedmioty, na których prowadzący uważają się za bóg wie kogo, a swój przedmiot traktują jak najważniejszy na całym roku, ale niestety odbija się to na nauce rzeczy istotniejszych... Osobiście, wolałabym iść do lekarza, który będzie wiedział jakie objawy mogą sugerować poważną chorobę niż takiego, który potrafi wyrecytować cykl Krebsa i narysować wzór chemiczny dipalmitoilofosfatydylocholiny (tak, właśnie takie polecenie pojawiło się na ostatniej wejściówce z biochemii :/). Jasne, pewnie znajdą się i tacy, którzy opanują na doskonałym poziomie, i patomorfologię, i biochemię, ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Mając 3-4 wejściówki tygodniowo na mniej ważnych przedmiotach, oraz zajęcia z tego "ważniejszego", na które można iść nieprzygotowanym, to większość własnie tak zrobi. Inna sprawa to ewentualne odrabianie nieobecności. Na początku kwietnia, w Poznaniu, odbywa się świetna konferencja chirurgiczna, na która bardzo bym chciała pojechać. Będzie kurs szycia chirurgicznego, laparoskopia na trenażerach, wykłady. Tyle, że zaczyna się w czwartek, a ja mam w ten dzień biochemię. Mogłabym teoretycznie nie pójść, ale nawet jakby moja prowadząca zgodziła mi się usprawiedliwić nieobecność bez zwolnienia lekarskiego, to nadal oznacza to, że przepada mi pierwszy (z dwóch) termin wejściówki, a dodatkowo muszę odpowiedzieć z treści ćwiczeń. I jak tu człowiek ma się rozwijać... Można powiedzieć, że przecież jestem na 2 roku i jeszcze będzie czas na takie rzeczy, ale uważam, że tego typu praktyczne dokształcanie się jest 100 razy bardziej pożyteczne niż kolejna bezsensowna biochemia, no ale co mi po umiejętnościach praktycznych jak nie zdam na kolejny rok?
Mam jeszcze kilka tygodni, więc będę kombinować jakby to wszystko rozegrać, tak żeby móc uczestniczyć w tej konferencji. Jeśli mi się uda to czeka mnie małe, edukacyjne tournee po Polsce, bo dzień przed poznańską konferencją, wybieram się do warszawy na organizowaną przez KPH konferencję dotyczącą pacjentów LGBT. Akurat idealnie się złożyło, że środę i tak mam wtedy wolną, a organizatorzy pokrywają koszty transportu i noclegu, więc szkoda nie skorzystać.

Comments

  1. Sądzę, że jak byś powiedziała prowadzącemu zajęcia, że jedziesz na taką konferencję, to wykładowca powinien ci odroczyć termin kolokwium. Jednak to chyba zależy od podejścia prowadzącego. Ja jestem na prawie i na razie idą nam na rękę :D

    ReplyDelete
  2. Anonymous31/3/16

    Hej, jestem na pierwszym roku medycyny, chciałam się Ciebie zapytać (może pamiętasz) od jakiej średniej zwalniali z egzaminu z histologii? Wcześniej piasłaś, że obniżyli wymaganą średnią?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odpowiadałam już chyba na to pytanie pod innym komentarzem. Nie jestem pewna jaka średnia wystarczyła, ponieważ na liście zwolnionych osób, pod moim nazwiskiem, było jeszcze kilka innych osób. Myślę, że ok 4,07 :) Wszystko zależy od tego na jakim poziomie wypadają kolokwia i wejściówki nadanym roku ;)

      Delete
  3. Gdy ja miałem ważne kolokwia to zawsze starałem się umówić z wykładowcą na wcześniejszy/późniejszy termin z inna grupą by w razie czego mieć szansę na poprawkę. Pozdrawiam!

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się