Miałam się uczyć, a nie tu pisać, ale z racji braku weny do nauki będzie wpis. Żeby było zabawniej, wpis będzie właśnie o metodach i motywacji do nauki oraz jej braku.
Siedzę właśnie nad Sawickim i prezentacją z wykładu z histologii i robię notatkę, a w każdym razie "roooobię...".
(Siedzę w okularach przeciwsłonecznych przy biurku xD Mamy okna w taką stronę, że popołudniami słońce świeci centralnie w nas, bo biurka stoją pod oknem. Mamy do wyboru zasłonić rolety i zapalić światła, albo korzystać z pięknej pogody i grzejącego przez szyby słońca, ale wtedy bez okularów nie da rady. Dobrze, że będąc na ZD kupiłam sobie w końcu takie, które trzymają się na nosie :P).
Trudno się zmotywować gdy współlokatorka zaczęła już weekend i wybiera się na zakupy, a do tego spędziło się przy biurku znaczną większość ostatnich 4 dni... Oczywiście siedzenie przy biurku nie jest jeszcze jednoznaczne z nauką, ale tym razem, wyjątkowo, jest to bardzo blisko związane. W weekend siedziałam nad anatomią, a jak zdałam z niej w poniedziałek kolokwium (szkoda, że oceny na anatomii nie mają żadnego znaczenia... mam taką śliczną średnią...) to musiałam usiąść do histologii. Dziś pisałam wejściówkę z gruczołów układu endokrynnego, a po obiedzie już z powrotem siadałam do biurka, tym razem do układu moczowego, również na histo.
Na początku semestru, gdy wypytywałam nowych znajomych ze starszych lat o rady dla pierwszaków, usłyszałam, że robienie notatek to głupi nawyk z liceum, którego trzeba się oduczyć, bo zabiera dużo czasu. Pomyślałam, że no ok, zobaczymy jak to będzie. Na początku nawet próbowałam uczyć się po prostu czytając, ale szybko doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Może i robienie notatek jest bardziej czasochłonne, ale w ten sposób zapamiętuję 2 razy więcej informacji. Bardzo często wystarcza mi fakt zrobienia notatki, nie muszę jej później nawet czytać. W przypadku tematów, w których jest bardzo dużo nowych informacji najpierw robię notatkę, a jak już mam wszystko co trzeba w jednym miejscu to czytam, zakreślając to co najważniejsze. Czasem wszystko na żółto, a czasem bawię się w korzystanie ze wszelkich dostępnych kolorów. Oczywiście na ogół kończy się tak, że znacznie więcej tekstu jest zakreślone niż niezakreślone, ale póki wszystko jest dla mnie czytelne to żaden problem.
(Chciałabym robić notatkę z jednego źródła, bo tak szybciej, ale niestety to niewykonalne, trzeba korzystać minimum z 2, żeby zadowolić Zakład Anatomii czy Histologii, choćby się wypierali i twierdzili, że "wystarczy przeczytać książkę X". Oczywiście robienie z kilku źródeł komplikuje życie, bo później się okazuje, że podają sprzeczne informacje i trzeba poświęcać czas na szukanie, która wersja jest poprawna lub bardziej, której wymaga dany Zakład/Katedra.)
Może gdybym wolniej się uczyła i potrzebowała więcej czasu na zapamiętywanie to faktycznie nie miałabym czasu na coś takiego, a może to właśnie dzięki notatkom nauka zabiera mi stosunkowo mało czasu, nie wiem, ale póki nie muszę to nie planuję mojego systemu nauki zmieniać.
Druga refleksja, która mnie naszła w tym tygodniu, podczas robienia notatek z histologii jest taka, że jak to jednak solidne podstawy z biologii z liceum, pomagają w nauce histologii o.O
Zawsze słyszałam opinie, że "to się nie przyda", "materiał na studiach to zupełnie inna bajka", "jak pójdziesz na studia to materiał, który tak wkuwasz na maturę, przerobicie w 2 tygodnie".
Zupełnie się z tym wszystkim nie zgadzam. Jasne, zakres na studiach jest o wiele szerszy niż na lekcjach biologii. Jednak dzięki temu, że miałam świetną nauczycielkę, a poza tym bardzo dużo uczyłam się sama, także z Campbella <3 (który choć wykracza poza zakres szkoły ponadgimnazjalnej to jest moją ulubioną książką i uważam,że rewelacyjnie się z tego powtarza materiał do matury) to teraz jest mi dużo łatwiej, niż osobom, które nie miały biologii na takim poziomie/nie pamiętają już nic z liceum.
Gdy otwieram wykład z jakiegoś zagadnienia, chociażby jak dzisiaj, z układu moczowego i czytam te slajdy to cały czas mam w głowie myśl "wiem, to też wiem, o, pamiętam jak się tego uczyłam, o, a do tego był taki super obrazek w Campbellu". Oczywiście, pomiędzy tym wszystkim przewija się dużo nowych, na ogół trudnych (i zupełnie w przyszłości niepotrzebnych) nazw, ale to wtedy mogę skupić się na ich nauce i nie muszę tracić czasu na rzeczy podstawowe, które i tak są najważniejsze w tym wszystkim.
Szkoda, że w liceum nie wymagają też embriologii, to bym się teraz tak z nią nie męczyła...
Zupełnie nie w temacie, miałam dziś pierwsze zajęcia z parazytologii i... naprawdę mi się podobały! Nie wiem czemu wszyscy tak na nie narzekają (chyba tylko ze względu na test, ale ja na narzekania na to jeszcze będę miała czas), moim zdaniem bardzo ciekawe i przede wszystkim super prowadzone zajęcia. Miejmy nadzieję, że na kolejnych też tak będzie :)
Siedzę właśnie nad Sawickim i prezentacją z wykładu z histologii i robię notatkę, a w każdym razie "roooobię...".
(Siedzę w okularach przeciwsłonecznych przy biurku xD Mamy okna w taką stronę, że popołudniami słońce świeci centralnie w nas, bo biurka stoją pod oknem. Mamy do wyboru zasłonić rolety i zapalić światła, albo korzystać z pięknej pogody i grzejącego przez szyby słońca, ale wtedy bez okularów nie da rady. Dobrze, że będąc na ZD kupiłam sobie w końcu takie, które trzymają się na nosie :P).
Trudno się zmotywować gdy współlokatorka zaczęła już weekend i wybiera się na zakupy, a do tego spędziło się przy biurku znaczną większość ostatnich 4 dni... Oczywiście siedzenie przy biurku nie jest jeszcze jednoznaczne z nauką, ale tym razem, wyjątkowo, jest to bardzo blisko związane. W weekend siedziałam nad anatomią, a jak zdałam z niej w poniedziałek kolokwium (szkoda, że oceny na anatomii nie mają żadnego znaczenia... mam taką śliczną średnią...) to musiałam usiąść do histologii. Dziś pisałam wejściówkę z gruczołów układu endokrynnego, a po obiedzie już z powrotem siadałam do biurka, tym razem do układu moczowego, również na histo.
Na początku semestru, gdy wypytywałam nowych znajomych ze starszych lat o rady dla pierwszaków, usłyszałam, że robienie notatek to głupi nawyk z liceum, którego trzeba się oduczyć, bo zabiera dużo czasu. Pomyślałam, że no ok, zobaczymy jak to będzie. Na początku nawet próbowałam uczyć się po prostu czytając, ale szybko doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Może i robienie notatek jest bardziej czasochłonne, ale w ten sposób zapamiętuję 2 razy więcej informacji. Bardzo często wystarcza mi fakt zrobienia notatki, nie muszę jej później nawet czytać. W przypadku tematów, w których jest bardzo dużo nowych informacji najpierw robię notatkę, a jak już mam wszystko co trzeba w jednym miejscu to czytam, zakreślając to co najważniejsze. Czasem wszystko na żółto, a czasem bawię się w korzystanie ze wszelkich dostępnych kolorów. Oczywiście na ogół kończy się tak, że znacznie więcej tekstu jest zakreślone niż niezakreślone, ale póki wszystko jest dla mnie czytelne to żaden problem.
(Chciałabym robić notatkę z jednego źródła, bo tak szybciej, ale niestety to niewykonalne, trzeba korzystać minimum z 2, żeby zadowolić Zakład Anatomii czy Histologii, choćby się wypierali i twierdzili, że "wystarczy przeczytać książkę X". Oczywiście robienie z kilku źródeł komplikuje życie, bo później się okazuje, że podają sprzeczne informacje i trzeba poświęcać czas na szukanie, która wersja jest poprawna lub bardziej, której wymaga dany Zakład/Katedra.)
Może gdybym wolniej się uczyła i potrzebowała więcej czasu na zapamiętywanie to faktycznie nie miałabym czasu na coś takiego, a może to właśnie dzięki notatkom nauka zabiera mi stosunkowo mało czasu, nie wiem, ale póki nie muszę to nie planuję mojego systemu nauki zmieniać.
Druga refleksja, która mnie naszła w tym tygodniu, podczas robienia notatek z histologii jest taka, że jak to jednak solidne podstawy z biologii z liceum, pomagają w nauce histologii o.O
Zawsze słyszałam opinie, że "to się nie przyda", "materiał na studiach to zupełnie inna bajka", "jak pójdziesz na studia to materiał, który tak wkuwasz na maturę, przerobicie w 2 tygodnie".
Zupełnie się z tym wszystkim nie zgadzam. Jasne, zakres na studiach jest o wiele szerszy niż na lekcjach biologii. Jednak dzięki temu, że miałam świetną nauczycielkę, a poza tym bardzo dużo uczyłam się sama, także z Campbella <3 (który choć wykracza poza zakres szkoły ponadgimnazjalnej to jest moją ulubioną książką i uważam,że rewelacyjnie się z tego powtarza materiał do matury) to teraz jest mi dużo łatwiej, niż osobom, które nie miały biologii na takim poziomie/nie pamiętają już nic z liceum.
Gdy otwieram wykład z jakiegoś zagadnienia, chociażby jak dzisiaj, z układu moczowego i czytam te slajdy to cały czas mam w głowie myśl "wiem, to też wiem, o, pamiętam jak się tego uczyłam, o, a do tego był taki super obrazek w Campbellu". Oczywiście, pomiędzy tym wszystkim przewija się dużo nowych, na ogół trudnych (i zupełnie w przyszłości niepotrzebnych) nazw, ale to wtedy mogę skupić się na ich nauce i nie muszę tracić czasu na rzeczy podstawowe, które i tak są najważniejsze w tym wszystkim.
Szkoda, że w liceum nie wymagają też embriologii, to bym się teraz tak z nią nie męczyła...
Zupełnie nie w temacie, miałam dziś pierwsze zajęcia z parazytologii i... naprawdę mi się podobały! Nie wiem czemu wszyscy tak na nie narzekają (chyba tylko ze względu na test, ale ja na narzekania na to jeszcze będę miała czas), moim zdaniem bardzo ciekawe i przede wszystkim super prowadzone zajęcia. Miejmy nadzieję, że na kolejnych też tak będzie :)
Comments
Post a Comment