Skip to main content

Wyjazdy, konferencje, egzaminy i kursy, czyli intensywny blok kliniczny i dużo zdjęć.

Zgodnie z obietnicą z poprzedniego wpisu, ten zacznę od zdjęć. Końcówkę zeszłego roku, w przerwach od pracy i nauki do egzaminów, spędziłam bardzo przyjemnie. Październik zaczęłam od spontanicznej wycieczki do Barcelony, gdzie zastała mnie znacznie ładniejsza pogoda niż początkowo zapowiadano, a później T i W w końcu wpadły w odwiedziny do UK, więc spędziłyśmy kilka dni na nadrabianiu zaległości w babskich pogaduchach, zwiedzaniu miasta i degustacji magicznych trunków. Natomiast na  zakończenie miesiąca spędziliśmy z B relaksujący weekend w SPA w Bath, po czym w ramach kolejnej spontanicznej wycieczki wyskoczyłam do Londynu na Hallowenową imprezę do koleżanki ze stażu :D

Barcelona









Babskie spotkanie i ładne okolice (plus magiczne trunki):







Bath:





W listopadzie, po trzech miesiącach, które spędziłam na bloku edukacyjnym, tak jak opisywałam w poprzednim wpisie, w końcu wróciłam do normalnej medycyny klinicznej. Wbrew moim obawom, że większość pracy będzie ograniczała się do mało satysfakcjonującej papierkowej roboty na oddziale, gdzie najwięcej czasu zajmuje samodzielne zrobienie obchodu i wykonanie wszelkich zadań, które z niego wynikną (zlecenia, konsultacje, wypisy itp.), okazało się, że dni spędzonych na oddziale nie mam aż tak wiele. Harmonogram pracy jako SHO (szerokie określenie na wszystkich młodych lekarzy od drugiego roku stażu do ukończenia pierwszego stopnia specjalizacji), obejmuje sporo dyżurów, zarówno dziennych  (8:00-20:30) jak i nocnych (20:00-9:00). Choć są to długie i często męczące zmiany, jest to też znacznie ciekawsze niż tkwienie na oddziale. Ortopedyczne dyżury obejmują głównie konsultacje na SORze, przyjmowanie nowych pacjentów, ale też bardziej praktyczne aspekty. W trakcie nocek miałam między innymi okazję zrobić moje dwie pierwsze aspiracje stawu kolanowego, asystować do zabiegu czyszczenia stawu kolanowego u septycznego pacjenta i po raz pierwszy nastawiłam wybity łokieć, a w ciągu dniówek udało mi się także posiedzieć w poradni urazowej. Dużą zaletą dziennych dyżurów jest to, że robi się obchody ze specjalistą, a w ciągu dnia spędza się sporo czasu ze starszym rezydentem, co powoduje, że są to zmiany znacznie bardziej wartościowe edukacyjnie. W trakcie normalnych dni na oddziale, tak jak się spodziewałam, nie było zbyt wiele czasu na chodzenie na blok operacyjny, co jest głównym minusem pracy w tym szpitalu (w moim poprzednim wszyscy SHO na chirurgii mieli dedykowany czas na chodzenie na blok operacyjny, w trakcie którego nikt nie oczekiwał od nas obecności na oodziale, ani odpowiadania na pagery). Dodatkowo, wolne chwile musiałam wykorzystywać na naukę, ale mimo wszystko kilka razy udało mi się umyć do zabiegów i poasystować do kilku operacji stawów skokowych i biodrowych, powiercić trochę dziur i powkręcać kilka śrubek. Miałam nawet okazję przeprowadzić moją pierwszą samodzielną operację od nacięcia skóry do jej zaszycia! Po tym jak jednego dnia asystowałam starszemu rezydentowi (na ostatnim roku specjalizacji) do hemiartroplastyki (wymiana stawu biodrowego po złamaniu szyjki kości udowe, jedna z najczęstszych operacji u starszych ludzi), usłyszałam, że następna hemi na liście jest moja. Oczywiście przez cały zabieg mnie nadzorował i naprowadzał/pomagał gdy było trzeba, ale wszystkie kroki zabiegu zrobiłam sama, co było bardzo ekscytujące :D Oj zdecydowanie podoba mi się ta ortopedia. Mimo, że od lutego będę z powrotem na bloku edukacyjnym, to tym razem planuję go wykorzystać trochę inaczej niż pierwszy i spędzić więcej czasu na bloku operacyjnym, zwłaszcza że powinno mi być łatwiej dołączyć do zabiegów jak już znam większość starszych rezydentów i specjalistów.

Poza dyżurami, listopad upłynął mi pod hasłem kolejnych wyjazdów. Najpierw wybrałam się do Londynu na konferencję "Przyszłość chirurgii", gdzie miałam okazję posłuchać przeróżnych ciekawych wykładów. Było na poważnie, o wpływie chirurgii na kryzys klimatyczny i jak wprowadzić ekologiczne rozwiązania w codzinnej praktyce na bloku operacyjnym, nie zabrakło też inspirujących pogadanek o problemach i sukcesach kobiet w chirurgii. Ale było też przezabawnie, moim ulubionym wykładem był ten prowadzony przez wyterynarza - chirurga, który opowiadał o tym jak jego nisko-budżetowe operacje na najróżniejszych zwierzętach w najdzikszych zakątkach świata, od orangutanów przez foki, po dzikie koty, mogą służyć za inspirację do rozwoju tanich i skutecznych technik chirurgicznych, które zwiększyły by dostęp do procedur medycznych w krajach ubogich i rozwijających się. W trakcie eventu miałam także okazję pobawić się najnowszymi nowinkami technologicznymi w dziedzinie chirurgii, między innymi okularami VR i najnowszymi robotami do operacji laparoskopowych, a także poćwiczyć i przetestować swoje zdolności manualne na trenażerach. Prosto po konferencji poleciałam do Glasgow, gdzie w końcu dotarłyśmy z M na dwukrotnie przekładany koncert Within Temptation i Evanescence <3 Pogoda tym razem nie była zbyt łaskawa i cały wyjazd padało, ale nie odstraszyło nas to od zwiedzenia miasta. Natomiast na zakończenie miesiąca zorganizowałam jeszcze krótki wypad do Polski, gdzie spędziłam spokojny weekend z rodzinką.

Konferencja:



Glasgow (zdjęcia głównie autorstwa M):













Po ekscytującym październiku i listopadzie, w grudniu niestety przyszedł czas na kończenie pierwszego eseju na studia i intensywną naukę na wspomniane wcześniej egzaminy. Przez to, że zmieniły się zasady rekrutacji, egzamin chirurgiczny poszedł w odstawkę, jak bardzo absurdalnie by to nie brzmiało, biorąc pod uwagę, że aplikuję na specjalizację chirurgiczną, a zamiast tego skupiłam się na przygotowaniach do MSRA, ogólnomedycznego egzaminu, do którego podeszłam 5-go stycznia. Trudno ocenić jak mi poszło, bo tak jak wyjaśniałam w poprzednim wpisie, połowa egzaminu to pytania z etyki/dylematów moralnych, które są totalną loteri. Wyniki w sumie nie wiadomo kiedy, ale przynajmniej mam to z głowy. Po pierwszym egzaminie miałam 12 dni na bardzo intensywną naukę do kolejnego - MRCS A (chirurgiczny egzamin), który słynie z tego jak mało osób go zdaje przy pierwszym podejściu. Nie było łatwo zmotywować się do nauki, zwłaszcza, że w międzyczasie pracowałam, w tym przez jeden z weekendów, a do tego miałam do dokończenia e-learning przed kursem ATLS (Zaawansowana Urazowa Pierwsza Pomoc). Jako, że teraz egzamin mam już za sobą, mogę potwierdzić, że należy on do naprawdę wymagających i męczących. Składa się on z dwóch części, pierwsza to 180 pytań z anatomii, fizjologii, patofizjologii, mikrobiologii itp., która trwa 3h, a druga to 120 pytań z bardziej klinicznych zagadnień, która trwa kolejne 2h. Po miesiącu intenyswnych przygotowań i 5h egzaminu, z oczywistych powodów byłam wykończona. Po egzaminie nie było mi dane odpocząć, bo następnego dnia odbywał się wspomniany wcześniej kurs ATLS, na który musiałam wstać z samego rana. Dla niewtajemniczonych, jest to chyba najbardziej znany kurs z zaawansowanej urazowej pierwszej pomocy, który został stworzony w 1978 roku w Stanach Zjednoczonych, a teraz organizowany jest na całym świecie. Obecnie jego europejski odpowiednik - ETC, zyskuje na popularności, zwłaszcza że terminy kursów ATLS najczęściej są wyprzedane w dzień ich ogłoszenia, mimo że ta przyjemność kosztuje 700 funtów, a sam kurs jest mocno zamerykanizowany i niekoniecznie oddaje funkcjonowanie medycyny urazowej w UK i innych krajach europejskich. Obecna popularność ATLS częściowo wynika to z tego, że w UK większość specjalizacji, które mają do czynienia z poważnymi urazami (medycyna ratunkowa, anestezjologia, intensywna terapia, ortopedia i inne specjalizacjie chirurgiczne) mają go w obowiązkowych wytycznych przynajmniej na jakimś etapie specjalizacji, a ważność kursu to tylko 4 lata. Jako, że sama interesowałam się medycyną urazową już przed studiami i miałam okazję uczestniczyć w rewelacyjnych, darmowych kursach, zorganizowanych dla studentów na mojej uczelni, powiem szczerze, że nie dziwię się, że coraz więcej mówi się o alternatywach dla ATLS. Nie żeby ETC było cokolwiek tańsze. Jednocześnie nie da się ukryć, że podejście do opieki nad pacjentami z ciężkimi urazami przy użyciu algorytmów ATLS jest bardzo spopularyzwane i fakt, że moje kursy na studiach świetnie przygotowały mnie do ATLS, tylko potwierdza jego uniwersalność. Sam kurs był bardzo przyjemny i dał mi możliwość ponownego przećwiczenia i utrwalenia nauczonych wcześniej schematów, ale gdyby nie to, że otrzymałam zwrot kosztów z budżetu edukacyjnego, to miałbym poczucie, że przepłaciłam. Tak czy inaczej, kurs zrobiony i zaliczony, a teraz przede mną w końcu weekend na odpoczynek, potem 4 dni nocnych dyżurów i na tym kończę mój blok kliniczny, a od lutego zaczynam kolejny blok edukacyjny :)

Mam już mnóstwo planów na nadchodzące miesiące, więc zapowiada się kolejny ciekawy rok :D

Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się