Skip to main content

Dyżury, nocki i asysty, czyli w końcu powrót na chirurgię.

Post napisany już jakiś czas temu, ale w chaosie przeprowadzki i rozpoczęcia nowej pracy wypadło mi z głowy, że miałam go dodać, więc teraz wrzucam ze wsteczną datą z zeszłego tygodnia, żeby narracja miała sens :P

Z początkiem sierpnia 2020 rozpoczęłam moją pierwszą rotację na stażu w Wielkiej Brytanii. Rotacja ta odbywała się na chirurgii ogólnej i kolorektalnej w dużym szpitalu klinicznym w Plymouth. Tak się składa, że prawie dwa lata później, moją ostatnią stażową rotację także odbyłam na chirurgii, tym razem w trochę mniejszym, "powiatowym" szpitalu. Choć do oficjalnego zakończenia stażu zostało jeszcze kilka dni, to podobnie jak w ubiegłym roku, komisja weryfikująca stażowe portfolia już dawno się odbyła. Kolejny rok zaliczony, czas więc na kolejne podsumowanie. Moja zeszłoroczna rotacja na chirurgii pozostawiała wiele do życzenia. Jako nowo wykształcony lekarz, w obcym kraju, czułam się rzucona na głęboką wodę. Jako stażyści pierwszoroczni byliśmy pierwszym punktem kontaktu, gdy stan pacjentów się pogarszał czy gdy pojawiały się nowe objawy, którym trzeba było zaradzić. Moi starsi koledzy i koleżanki często nie byli dostępni by odpowiedzieć na pytania i wątpliwości, bo albo operowali, albo robili konsultacje na izbie przyjęć/SORze. Jako, że była to moja pierwsza praca po studiach, nie miałam wcześniej okazji pracować na internie i obyć się z diagnostyką i leczeniem internistycznych problemów, a to z nimi miałam najczęściej do czynienia, mimo że moim pacjenci znajdowali się na oddziałach chirurgicznych. Nie pomagał też fakt, choć byłam na to nastawiona, że okazji do pójścia na blok oparacyjny było bardzo niewiele. Byłam świadomość, że to normalne na pierwszym roku stażu, ale odrobina rozczarowania pozostawała. Na co dzień, albo byłam zbyt zajęta na oddziale, albo do operacji asystowali rezydenci, którzy mieli pierwszeństwo, bo potrzebowali asyst i zabiegów do zaliczenia roku. Na szczęście, moja tegoroczna chirurgiczna rotacja, która rozpoczęła się w kwietniu, była zupełnym przeciwieństwem. Wynikało to z kilku czynników. Po pierwsze, moja wiedza i umiejętności miały okazję się znacznie rozwinąć na przestrzeni tych wszystkich miesięcy stażu. Dzięki moim dwóm ostatnim rotacjom, na intensywnej internie i później w poradni lekarza rodzinnego, stałam się znacznie pewniejsza siebie i poczułam się dużo bardziej komfortowo w diagnozowaniu i leczeniu ostrych problemów internistycznych. Mam też nieporównywalnie więcej zaufania do własnego osądu klinicznego niż jako świeżo upieczony stażysta. Dodatkowo, zakres obowiązków stażysty drugorocznego na chirurgii jest zupełnie inny od tego, który miałam gdy rozpoczynałam staż. Gdyby spojrzeć na mój obecny harmonogram pracy, w bardzo niewiele dni jestem rozpisana do pracy na oddziałach, co było przecież moim głównym zadaniem jako FY1. W tym roku sporą część spędzam na dziennych i nocnych dyżurach (tak zwanych "on-calls") lub na bloku operacyjnym. Tygodnie, w których dyżuruję są intensywne. Dyżury dzienne trwają 13h od 8:30 do 21:30.  W te w tygodniu pracuje się od poniedziałku do czwartku, a w weekendowe od piątku do niedzieli, więc o jeden dzień krócej. W trakcie ich trwania, do mojego zakresu obowiązków należy obchod ze specjalistą, który na ogół zajmuje większość przedpołudnia, zwłaszcza w tygodniu, a przez pozostałą część dnia jestem pod telefonem (a dokładniej pagerem) i odpowiadam na wszystkie zlecenia konsultacji chirurgicznych na terenie szpitala, zarówno od lekarzy z SORu jak i ze wszystkich innych oddziałów. Po 17 dochodzą do tego jeszcze konsultacje od lekarzy rodzinnych, które przez pozostałą część dnia odbierane są przez stażystów pierwszorocznych na chirurgicznej izbie przyjęć. Nocki trwają oficjalnie 12h od 21 do 9, ale zdarza się, że poranna odprawa się przeciągnie i kończy się trochę później. Myślę, że odpowiadanie na pagery z konsultacjami jest zdecydowanie najtrudniejszą częścią moich obowiązków w trakcie dyżurów. Podczas rotacji na oddziałach internistycznych, za zadanie to odpowiedzialni są starsi rezydenci, więc do rozpoczęcia mojej obecnej rotacji, nie miałam okazji sama się tym zajmować. Jest to o tyle wymagające zadanie, że zlecenia pochodzą głównie od osób znacznie starszych stażem, specjalistów z SORu, starszych rezydentów na oddziałach. Rzadko kiedy są to inni stażyści, co z miejsca stawia mnie w trudnej pozycji, gdy próbuję odmówić konsultacji, którą uważam za niewłaściwą. Nie zdarzają się one zbyt często, ale okazjonalnie, zwłaszcza gdy SOR jest pod dużą presją (czyli prawie zawsze), lekarze z SORu próbują przepchnąć na chirurgię pacjentów, którzy powinni być przyjęci przez inną specjalizację lub odesłani do domu/lekarza rodzinnego. W szpitalu istnieją pewnie pisane (i niepisane) zasady, mówiące o tym, które problemy chirurgiczne powinny trafiać pod które specjalizacje, ale niestety różnie wygląda ich przestrzeganie. Istnieje także wiele "szarych stref". Koniec końców, dla dobra pacjenta lepiej po prostu przyjąć zlecenie i pójść zobaczyć pacjenta, nawet jeśli i bez konsultacji wiemy jakie będą nasze zalecenia. W nocy zleceń konsultacji jest na ogół niewiele, więc to jak przebiega nocny dyżur najczęściej zależy od tego jak intensywny był poprzedzający go dzień i ile roboty zostaje przekazanej od dziennego dyżurnego. Gdy rozpoczynałam tę rotację, niebywałym wydawał mi się fakt, że w nocy, jako stażysta drugoroczny, jest się jedynym lekarzem opiekującym się wszystkimi pacjentami chirurgicznymi w całym szpitalu. W przeciwieństwie do mojego poprzedniego szpitala, w obecnym stażyści pierwszoroczni na chirurgii w ogóle nie dyżurują, a starsi rezydenci są tylko pod telefonem. W praktyce okazało się to znacznie mniej problematyczne niż myślałam. Większość rezydentów, w związku z tym, że mieszka dość daleko od szpitala, zostaje na noc w szpitalu w dyżurkach lekarskich, co zapewnia pewien stopień emocjonalnego komfortu. Poza tym, po kilku tygodniach, a już tym bardziej miesiącach na chirurgii, człowiek szybko uczy się jak postępować z jakimi pacjentami. Podczas moich ostatnich 5 nocek, w ogóle nie miałam potrzeby kontaktowania się z rezydentami po porady. Oczywiście gdyby działo się coś, co jest ponad moje możliwości, bez wahania przyszli by mi z pomocą. Duża samodzielność podczas dyżurów i spora ilość czasu spędzana na bloku operacyjnym sprawiła, że jest to bezsprzecznie moja ulubiona rotacja podczas całego stażu. Moje chirurgiczne portfolio powiększyło się o jakieś 50 procedur, głównie asyst, ale też kilka samodzielnie wykonywanych drenaży ropni. Spędziłam sporo czasu trzymając kamerę w trakcie zabiegów laparoskopowych, ale mogłam też trochę pobawić się narzędziami. Zaszywnie skóry i tkanek podskórnych stało się moim regularnym zadaniem, a podczas jednej z nocek miałam dodatkowo okazję wykorzystać moje chirurgiczne umiejętności do usunięcia ciał obcych z brzucha pacjenta, który w ramach samookaleczania wbił sobie dwie części złamanej na pół pensety w ścianę brzucha. Choć nadal bardziej przemawia do mnie ortopedia to na pewno będzie mi trochę brakować chirurgii ogólnej i przede wszystkim tego zespołu, bo klimat podczas całej rotacji był świetny.
No i w ten oto sposób mój staż dobiega końca, teraz czas na pakowanie, kolejną przeprowadzkę i rozpoczęcie nowej pracy. 

Żeby nie było, że przez ostatnie miesiące żyłam samą pracą, to jeszcze dodam, że miałam też okazję spędzić więcej czasu ze znajomymi ze szpitala i z najbliższymi. Część rodzinki wpadła w odwiedziny, co zaowocowało spacerami w nowe okolice. Po kolejnym COVIDowym przestoju i intensywnym okresie dyżurów, w końcu udało nam się zorganizować kilka wyjść na drinki ze znajomymi z pracy i pobawić się wspólnie na kolejnym balu medyka, z widokiem na morze. Razem z B dotarliśmy też na kilka plaż, do salonu gier i na pożegnalne drinki.






Po roku przerwy udało mi się też w końcu dotrzeć do Polski i spędzić tydzień z rodzinką i nadrabiając zaległości z najlepszymi przyjaciółkami <3 Miejmy nadzieję, że kolejna przerwa będzie trochę krótsza niż 12 miesięcy.





I na zakonczenie, koci spam :D








Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się