Skip to main content

Chaos i zmiana scenerii, czyli czas na internę.

Jak już wspomniałam w poprzednim wpisie, po czterech miesiącach chirurgii przyszedł czas na internę. Oficjalnie w moim programie widnieje "diabetologia i endokrynologia", ale oddział, na który trafiłam to w rzeczywistości tak zwany  "oddział krótkiego pobytu", więc trafiają tam przeróżne przypadki, od kardiologicznych, przez neurologiczne aż po zabłąkane ortopedyczne, zanim ortopedzi się nimi zainteresują. Jakby tego było mało, zmiana rotacji wypadła w tygodniu, w którym pracowałam na nocki, wiec na dzień dobry zostałam rzucona na głęboką wodę. Po dwóch intensywnych nockach na chirurgii, przez kolejne dwie pracowałam na nocnej zmianie na MAU (Medical Assessment Unit) czyli medycznej izbie przyjęć. Wydawać by się mogło, że powinno to być stresujące przeżycie, nowy oddział, zupełnie inny zakres pacjentów, crash bleep, czyli pager który odzywa się gdy gdzieś w szpitalu dochodzi do zatrzymania krążenia lub jakiś pacjent nagle, bardzo szybko się pogarsza. Okazało się jednak, że dla kogoś kto przeżył kilka nocek na SAU (Surgical Assessment Unit), czyli chirurgicznej izbie przyjęć, gdzie poza odpowiedzialnością za znajdujących się tam pacjentów, ma się także 3 pagery i dogląda się pacjentów na wszystkich oddziałach chirurgicznych oraz przyjmuje nowych pacjentów, jej medyczny odpowiednik jest znacznie mniej wymagający z punktu widzenia stażysty. Do moich obowiązków należało tylko i wyłącznie doglądanie pacjentów na samym MAU, na który składają się dwa oddziały, nic poza tym. Ogólnie przyjęte jest także to, że jeśli nie ma się nic do roboty, to stażyści pomagają też w nowych przyjęciach, ale nikt tego nie oczekuje, jako że od tego jest kilku inny lekarzy. Innymi słowy, można, ale nie trzeba, większość dyżurów jest tak spokojna, że stażyści robią to dla zabicia czasu. Jedyną zupełną nowością był dla mnie, wspomniany wcześniej, crash bleep, którego lekko się obawiałam. Jak już pobieżnie wyjaśniłam kilka linijek wcześniej, jest to pager, który używany jest do wezwań do zatrzymań krążenia i ostrych stanów medycznych (tak zwane MET Calls, czyli Medical Emergency Team calls) na terenie całego szpitala. Rzecz w tym, że w skład zespołu, mającego takie pagery, poza stażystą pierwszorocznym i stażystą drugorocznym lub młodszym rezydentem, wchodzą także: dwóch starszych rezydentów, zespół pielęgniarek i pielęgniarzy specjalnie wyszkolonych w ostrych stanach i lekarze z Intensywnej Terapii, w tym specjalista. Także, szybko się okazało, że jako FY1 nie mam przy takich wezwaniach za wiele do roboty, poza obserwowaniem co się dzieje, co miało naprawdę sporą wartość edukacyjną, bo mogłam obserwować postępowanie w naprawdę ciężkich stanach. Pośród wielu różnic pomiędzy chirurgią, a interną, zdecydowanie największą było tempo pracy. Na chirurgii wszystko jest "na wczoraj", obchody odbywają się w błyskawicznym tempie, tak że człowiek ledwo nadąży notować, po czym szybko zlecenia badań, dzwonienie do radiologów, żeby wszelkie zlecenia, jak tylko to możliwe, zakwalifikowali jako pilne, wypisy na już, a na izbie przyjęć po 15min na pacjenta. Na internie, jako że pacjenci z założenia są bardziej skomplikowani i mają więcej chorób współistniejących, nikt nie oczekuje takiego tempa pracy. Na izbie przyjęć można spokojnie spędzić godzinę i więcej, czytając dokumentację medyczną pacjenta, zbierając historię i przeprowadzając badanie i nikt nie będzie na to krzywo patrzeć, zlecone badania, poza ostrymi stanami, jak będą to będą i nikt nie oczekuje od stażysty dzwonienia do radiologów czy koordynatorów tomografii komputerowej, żeby skany odbyły się na już. Obchody potrafią trwać godzinami, choć na szczęście mnie ta wątpliwa przyjemność ominęła, jako że oddział krótkiego pobytu rządził się swoimi prawami. Zupełnie inny świat niż na chirurgii. Mimo tego, obowiązki stażysty są bardzo podobne, robienie notatek na obchodzie, później zlecanie badań i konsultacje z różnymi specjalizacjami, a w tak zwanym międzyczasie wypisy. W odróżnieniu od chirurgii, stażyści i młodsi rezydenci, w trakcie normalnych dni pracy, miewają tu trochę więcej samodzielności i w zależności od oddziału i specjalisty tygodnia, mogą nawet samemu prowadzać poranne obchody. Na oddziale krótkiego pobytu, na którym przyszło mi pracować, specjaliści byli obecni codziennie i to oni dyktowali tempo. Większość z nich była naprawdę bardzo sympatyczna i od każdego można było się czegoś nauczyć. Moim ulubionym zdecydowanie został Grecki specjalista, który studia skończył w Pradze, od 16 lat jest żonaty z Polką i mniej lub bardziej płynnie posługuję się czterema czy pięcioma językami. Jest przy tym niesamowicie ciężko pracującą i zaangażowaną osobą, która daje z siebie wszystko dla dobra pacjentów. Praca z nim to była sama przyjemność. Choć wcześniej wspomniałam o większej samodzielności młodych lekarzy, to jednak na internie człowiek czuje się bardziej wspierany przez starszych kolegów i koleżanki, którzy są łatwiej dostępni pod pagerem czy telefonem i spędzają więcej czasu na oddziale niż specjaliści na chirurgii, którzy po obchodzie zazwyczaj znikają na blok operacyjny lub do swoich gabinetów. Internistyczna izba przyjęć także zapewnia zazwyczaj lepsze wsparcie dla stażystów, bo choć pacjentów przyjmuje się samemu, to we wspólnym gabinecie lekarskim zawsze są obecni starsi rezydenci, którzy w każdej chwili mogą pomóc, podczas gdy na chirurgii człowiek nie rzadko był zupełnie sam, bo starsi lekarze znikali na blok operacyjny. Godzinowy wymiar pracy też jest trochę inny i tu powiedziałabym, że znacznie bardziej odpowiadał mi ten na chirurgii. Łączna liczba przepracowanych godzin tygodniowo jest minimalnie mniejsza na internie. Dzień pracy trwa 8h, podczas gdy na chirurgii to 9.5h. Różnica jest taka, że na chirurgii popołudniowe zmiany są skonsolidowane w jeden tydzień pracy po 7h przez 7 dni. Na internie zostało to rozwiązane inaczej, zmiany popołudniowe są po dwa dni w tygodniu, rozłożone na całe 4 miesiące rotacji, co oznacza, że w takie dni pracuje się łącznie po 13h i nie ma się w ramach tego żadnych ekstra dni wolnych. Na chirurgii, przez to że normalne dni pracy są dłuższe, dla wyrównania, ma się sporo przypadkowych dni wolnych w tygodniu, które pozwalają odetchnąć. Na co dzień, 8h czy 9.5h naprawdę nie robi żadnej różnicy, także brak dni wolnych i zmiany po 13h podczas popołudniowych dyżurów, powodują, że osobiście za bardziej męczący uważam tryb pracy na internie niż chirurgii. Ostatnią różnicą są dyżury weekendowe. Na chirurgii jest ich minimalnie więcej. Pod kątem intensywności powiedziałabym, że są podobne, chociaż dużo zależy od tego jakie oddziały ma się pod sobą na internie. Gdy byłam na chirurgii, sporo moich znajomych stażystów narzekało na to jak ciężkie potrafią być te na internie, więc gdy przyszło mi odbyć mój pierwszy, pomyślałam, że chyba nie zdają sobie sprawy co to znaczy ciężki dyżur, bo w porównaniu do tych na chirurgii, mój pierwszy weekend na internie był naprawdę przyjemny. Dopiero gdy wzięłam kilka dodatkowych, ekstra płatnych dyżurów, przekonałam jak wykończonym można być po trzech dniach pracy po 13h. Według mojego harmonogramu stażu, podczas weekendów miałam pod sobą nefrologię, jeden oddział ogólnomedyczny i oddział krótkiego pobytu. Zarówno na pierwszym jak i na ostatnim, specjalista jest obecny w sobotę i niedzielę, a do tego mój rodzimy oddział zatrudnia własnych weekendowych lekarzy, którzy mocno odciążają lekarza dyżurnego. Gdy jednak wzięłam weekend na hepatologii i gastrologii, miałam pod sobą około 65 pacjentów na trzech oddziałach, z czego poranną wizytę specjalisty miała może 1/3 z nich plus na żadnym z oddziałów nie było weekendowych lekarzy, co oznaczało tyle, że realizacja planu plus wszelkie wezwania pielęgniarek do któregokolwiek z pacjentów, kierowane były do mnie. Jako stażysta dyżurujący na internie, zawsze ma się możliwość konsultacji telefonicznych z dyżurującymi na telefonie rezydentami poszczególnych specjalizacji lub wezwania jednego ze starszych rezydentów, dyżurujących na medycznej izbie przyjęć, ale o ile pacjent nie pogarsza się drastycznie, to stażysta ma za zadanie zbadać pacjenta i rozpocząć właściwe, podstawowe postępowanie gdy coś się dzieje. Naprawdę nigdy nie byłam tak zmęczona pracą jak po tych dwóch dniach (normalnie weekendowe dyżury obejmują 3 dni po 13h, ale jako, że był to dodatkowy dyżur, bo brakowało obsady w sobotę i niedzielę, to mogłam sobie wybrać ile chcę pracować). Mój dodatkowy dyżur na geriatrii nie był wiele lepszy, bo znów miałam pod sobą 3 oddziały, bez żadnych młodych lekarzy weekendowych i z jednym specjalistą, który robił obchód tylko po najcięższych pacjentach na jednym z nich, a jakby tego było mało, po godzinie 17 dołożyli mi jeszcze pod opiekę neurologię. Tym razem pracowałam tylko jeden dzień, więc nie byłam aż tak zmęczona, ale zdecydowanie sfrustrowana, bo gdy zgłaszałam chęć pracy, miał być to dyżur na medycznej izbie przyjęć, a nie na oddziałach, ale że akurat w ten weekend kilka osób musiało wziąć zwolniania z powodów zdrowotnych, to zgodziłam się pomóc na oddziałach.
W ramach krótkiego wyjaśnienia, dodatkowo płatne dyżury są oczywiści czymś dla chętnych. Podczas pracy na chirurgii nie brałam żadnych, bo nie chciałam popadać w tryb ciągłej pracy, plus te pierwsze cztery miesiące postanowiłam wykorzystać na adaptację do bycia lekarzem. Co się zmieniło? Ano kilka rzeczy. Pogoda się pogorszyła, w kraju na 3 miesiące ogłoszono prawie kompletny lockdown, więc jakiekolwiek wyjścia ze znajomymi odpadały, moja pensja poszła w dół (w pierwszych miesiącach, dopóki nie przekroczyłam progu, nie pobierano mi podatku, plus jak wspomniałam, na internie pracuje się w minimalnie mniejszym wymiarze godzin), a do tego szpital znalazł się pod zwiększoną presją przez trzecią falę zakażeń COVID, więc ręce do pracy były potrzebne jak nigdy. Z edukacyjnego punktu widzenia, nic nie rozwija tak bardzo jak bycie rzuconym na głęboką wodę, więc mimo zmęczenia, nie żałuję tych kilku dodatkowych dyżurów, które zrobiłam. Podsumowując moją rotację na internię, na pewno zyskałam więcej pewności siebie w radzeniu sobie z trudnymi pacjentami, miałam okazję zobaczyć niejeden ciekawy przypadek, w tym kilka endokrynologicznych, ale też sporo przykrych, zwłaszcza, że na oddział krótkiego pobytu często trafiali pacjenci po różnego rodzaju przedawkowaniach, najczęściej młodzi, którzy nie mieli właściwego wsparcia pod kątem zdrowia psychicznego. Miałam także okazję stwierdzić kilka zgonów i wystawić moje dwa pierwsze certyfikatów zgonu i kremacji. W ramach ciekawostki, o ile stwierdzanie zgonów należy do obowiązków lekarzy w ramach zatrudnienia w szpitalu, więc można zostać poproszonym o stwierdzenie zgonu każdego pacjenta, bez względu na to czy miało się z nim kiedykolwiek do czynienia, tak papiery do aktu zgonu może wypełnić tylko taki lekarz, który choć przez jeden dzień zajmował się danym pacjentem. Podobnie z papierami do  kremacji, które są przy tym traktowane jako niezależne zlecenie dla domu pogrzebowego i dostaje się za to dodatkowe pieniądze w formie czeku na 82 funty. Miałam też okazję uczestniczyć w moim pierwszym zatrzymaniu krążenia i to o dziwo nie podczas gdy miałam crash bleep. Było to wyjątkowo trudne zatrzymanie krążenia i mimo prawie 45min resuscytacji, pacjenta nie udało się uratować. Żeby nie było zbyt pesymistycznie, podczas ostatnich czterech miesięcy zdarzyło mi się także być świadkiem wielu zabawnych i absurdalnych sytuacji ze szczęśliwym zakończeniem. Zarówno ze strony pacjentów jak i członków zespołu, w którym pracowałam. Miałam okazję pomóc w edukacji kilku studentów, sama podszlifowałam swoje umiejętności pobierania krwi i zakładania wenflonów, w tym pod kontrolą USG (w Anglii lekarze dość często są proszeni o robienie takich rzeczy, zwłaszcza gdy pacjenci są "trudni"), a także nauczyłam się pobierać krew tętniczą, czego nigdy wcześniej nie dane mi było się nauczyć. Udało mi się także zdać kurs ALS, czyli zaawansowanej pierwszej pomocy, co było dla mnie czystą przyjemnością i bardziej powtórką niż uczeniem się czegokolwiek nowego, biorąc pod uwagę wszystkie tego typu kursy, w których brałam udział, a nawet pomagałam prowadzić w ostatnich dziesięciu latach. Do końca rotacji zostało mi już tylko kilka dni. Obecnie odpoczywam na urlopie, ale w niedzielę mam dodatkowy dyżur na medycznej izbie przyjęć, a po nim, na zakończenie, dwie nocki, też na MAU. Jak na młodego lekarza przystało, po Bożym Narodzeniu i Nowym Roku w pracy, przyszło na Wielkanoc na dyżurze i nockach. Pierwotnie plan był taki, że miałam przylecieć do Polski, ale w związku z aktualną sytuacją pandemii w kraju, nie ma takiej opcji. Po nockach na internie, rozpocznę kolejną rotację, tym razem na anestezjologii i intensywnej terapii. Słyszałam o niej dużo dobrego, także zobaczymy. Już teraz wiem, że dużym pozytywem będzie tryb pracy - cztery dni w tygodniu po 10h, z trzema dniami wolnymi. Jako, że UK w końcu znosi obostrzenia, a pogoda zrobiła się znacznie ładniejsza, powinno mi się w końcu udać poodkrywać dalszą okolicę i spędzić trochę czasu ze znajomymi, zanim przyjdzie mi się znów przeprowadzać w nowe miejsce za 4 miesiące. Miejmy nadzieję, że już niedługo życie wróci trochę do normalności, a pandemia przestanie krzyżować plany. 

Z rzeczy mniej medycznych, moje kociaki rosną jak na drożdżach, więc spam zdjęciowy musi być:


















Mój kompan od Netflixa i ginu, a ostatnio znacznie częściej wina, nadal zapewnia mi towarzystwo i wyciąga mnie na spacery, więc trochę okolicznych zimowo-wiosennych widoków na zakończenie:













Miejmy nadzieję, że z kolejnym wpisem pójdzie mi trochę szybciej :D

Comments

  1. Dzięki za te wpisy, miło się je czyta i są bardzo przydatne dla osób, które chcą pójść Twoimi śladami. Tak trzymaj i wszystkiego dobrego dla Ciebie! Powodzenia :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję za miły komentarz! :)

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się