Myślę, że gdyby zapytać jakiegokolwiek studenta, rozpoczynającego studia medyczne w 2014 roku, wszyscy jednogłośnie stwierdziliby, że nie takiego zakończenia nauki się spodziewali. Zamiast tradycyjnych egzaminów - platformy online, zamiast rozmów z pacjentami - e-learning, zamiast balu i absolutorium - dokumenty rozsyłane pocztą lub odbierane w dziekanacie. Co zrobić, nikt nie mógł przewidzieć pandemii, więc nie pozostało nam nic innego jak się dostosować. Gdy w połowie marca ogłoszono zawieszenie zajęć na uczelni, większość moich znajomych porozjeżdżała się do domów. Ja postanowiłam zostać na miejscu i wykorzystać wolny czas na przygotowania do stażu w Anglii, nadrobienie zaległości serialowych i w miarę możliwości pomoc na oddziałach naszych klinik. Część pierwsza okazała się prostsza i przyjemniejsza niż się spodziewałam. Choć spędziłam 2 miesiące praktyk wakacyjnych w Wielkiej Brytanii i zdałam egzamin językowy na wymaganym, wysokim poziomie, jestem w pełni świadoma swoich braków w medycznym angielskim. Zanim na świecie zapanował chaos związany z COVID19, planowałam odłożyć powtórkę w tym zakresie na miesiąc poprzedzający mój wyjazd, gdy będę już miała z głowy studia i wszystkie egzaminy. Pandemia okazała się jednak moim niespodziewanym sprzymierzeńcem w tym aspekcie, ponieważ zawieszenie zajęć uczelni medycznych na całym świecie, w tym w Wielkiej Brytanii, doprowadziło do powstania wielu rewelacyjnych inicjatyw, skierowanych zwłaszcza do studentów ostatnich lat, którzy zostali zmuszeni do tego, by w nietypowych okolicznościach zakończyć swoją edukację i rozpocząć pracę jako lekarze. W Zjednoczonym Królestwie młodzi lekarze stanęli na wysokości zadania i stworzyli dwa doskonałe programy e-learningowe, jeden nastawiony bardziej na aspekt medyczny, z codziennymi prelekcjami na Zoom, prowadzonymi przez rezydentów różnych dziedzin, a drugi nastawiony głównie na przybliżenie życia stażysty i przygotowanie do organizacyjnego aspektu pracy. Dla kogoś takiego jak ja, przyjeżdżającego na staż z innego kraju, oba cykle wykładów były nieocenione. Fakt, że uczestniczyłam w nich z własnej woli i na własnych zasadach, na przykład leżąc w łóżku z dobrą kawą i tabliczką czekolady w ręce, spowodował, że prawie codziennie, z przyjemnością brałam w nich udział. Cykle te trwają do dziś, niestety po około 1,5 miesiąca musiałam skupić się na nauce do egzaminów, a do tego zaangażowałam się w wolontariat, więc e-learning poszedł w odstawkę. Kwestia wolontariatu wywołała w środowisku medycznym, w tym wśród studentów, spore zamieszanie. Część oburzała się, że jak tak można pracować za darmo, w dodatku przy zwiększonym ryzyku epidemicznym, inni powoływali się na etos zawodu lekarza, jeszcze inni po prostu zignorowali sprawę. Osobiście uważam, że o ile zasłanianie się wzniosłymi hasłami, zamiast w końcu dofinansować system ochrony zdrowia i zatrudnić odpowiednią ilość personelu, jest poniżej krytyki, to sam wolontariat nie jest złym pomysłem. Magicznie, z dnia na dzień, nie naprawi się sytuacji, powstałej w wyniku lat zaniedbań, a pandemia, która działa i dzieje się dalej, nie będzie czekać aż polski rząd ustawi w końcu właściwie swoje priorytety. Tak długo jak wolontariusze objęci się ubezpieczeniem szpitala (w którymś momencie wyciekła do sieci umowa, wedle której cała odpowiedzialność spoczywała na wolontariuszu, jednak był to po prostu ogólnodostępny szablon, który został później odpowiednio dostosowany przez szpitalne kadry) i faktycznie działają z własnej woli, a nie są przymuszani jak to miało miejsce na niektórych uczelniach, a pod koniec roku akademickiego także na naszej, uważam że to inicjatywa, w którą warto się włączyć. Dlatego też, gdy tylko pojawił się formularz zapisów, wyraziłam chęć chodzenia na oddział chirurgii ogólnej w najbliższym szpitalu, do którego mogłam chodzić spacerem bez korzystania z komunikacji miejskiej. Wolontariusze od początku zostali uprzedzeni, że ich zakres obowiązków będzie obejmował głównie pomocy pielęgniarkom i personelowi na oddziale, ponieważ lekarzy nie brakowało, a nawet mieli oni mniej pracy niż zwykle, zwłaszcza w momencie zawieszenia wszelkich planowych przyjęć i procedur. Oczywiście nie mówię tu o lekarzach pracujących w szpitalach zakaźnych. Mając to na uwadze, poszłam z nastawieniami, że chcę tam realnie pomóc i nie oczekiwałam, że będzie to zamiennik moich ćwiczeń klinicznych, które z powodu pandemii straciłam. Jak się okazało, byłam w błędzie. Owszem, pomagałam pielęgniarkom i opiekunkom, ale miałam dzięki temu okazję nauczyć się, czy przypomnieć sobie, znacznie więcej przydatnych rzeczy, które jako lekarz będę musiała robić na stażu w Anglii, niż na niejednym bloku zajęć. Uważam, że na 6 roku bardzo brakuje przedmiotu, na którym studenci mogliby przypomnieć sobie te wszystkie umiejętności "pielęgniarskie", których uczy się zazwyczaj na pierwszym i drugim roku.
Oprócz tego załapałam się też na kilka asyst na chirurgii naczyniowej, w ramach których odświeżyłam sobie zakładanie szwów. Nie chodziłam na wolontariat codziennie, bo chciałam mieć trochę czasu dla siebie i na powtórki przed wyjazdem do Anglii, ale ostatecznie i tak wyrobiłam całkiem sporo godzin. W tak zwanym międzyczasie, wyszło rozporządzenie, mówiące o uznawaniu wolontariatu jako części zaległych ćwiczeń, dzięki czemu specjalność wybraną, którą większość znajomych z roku kończyła dopiero w czerwcu, miałam z głowy. Profesor bez problemu mi ją podpisał, a dodatkowo z radością zgodził się wystawić mi referencje, których potrzebowałam dla mojego przyszłego pracodawcy w Wielkiej Brytanii. Choć na oddział chodziłam z przyjemnością, to w którymś momencie przyszedł czas na naukę do ostatnich egzaminów. Nasze ciężko wywalczone daty egzaminów, dzięki którym mieliśmy zakończyć rok akademicki jeszcze w maju, stały pod ogromnym znakiem zapytania z powodu pandemii. Sytuacja dynamicznie się zmieniała, więc zmieniały się także daty, co nie sprzyjało motywacji do nauki. Planowałam usiąść do interny na mniej więcej cztery tygodnie przed, zazwyczaj do dużych egzaminów przeznaczałam połowę tego czasu, więc wydawało mi się to w sam raz. Oczywiście, zmiany terminów i brak poczucia czasu w tym dziwnym okresie spowodował, że "obudziłam" się na dwa tygodnie przed xD
![]() |
Niekontrolowane krwawienie czy może młodszy kolega, zmieniający pacjentowi kroplówkę? |
Przez pierwsze kilka dni na oddziale było mi aż głupio jak wielu banalnych czynności nie umiem wykonać bez nadzoru lub muszę się upewniać na każdym kroku ich wykonywania. Zakładanie wenflonów, przygotowywanie i podawanie leków, w tym leczenia żywieniowego, to tylko część z nich. Jako, że byłam na oddziale chirurgii, na którym swego czasu działałam w Kole Naukowym, to odświeżyłam też znajomość z profesorem, którego bardzo lubię i który zawsze potrafi poprawić mi humor. Miałam dzięki temu możliwość kilkukrotnie pójść z nim do poradni, a nawet asystować do przeszczepienia nerki :D
![]() |
Ostatnia wizyta na bloku jako studentka <3 |
Oprócz tego załapałam się też na kilka asyst na chirurgii naczyniowej, w ramach których odświeżyłam sobie zakładanie szwów. Nie chodziłam na wolontariat codziennie, bo chciałam mieć trochę czasu dla siebie i na powtórki przed wyjazdem do Anglii, ale ostatecznie i tak wyrobiłam całkiem sporo godzin. W tak zwanym międzyczasie, wyszło rozporządzenie, mówiące o uznawaniu wolontariatu jako części zaległych ćwiczeń, dzięki czemu specjalność wybraną, którą większość znajomych z roku kończyła dopiero w czerwcu, miałam z głowy. Profesor bez problemu mi ją podpisał, a dodatkowo z radością zgodził się wystawić mi referencje, których potrzebowałam dla mojego przyszłego pracodawcy w Wielkiej Brytanii. Choć na oddział chodziłam z przyjemnością, to w którymś momencie przyszedł czas na naukę do ostatnich egzaminów. Nasze ciężko wywalczone daty egzaminów, dzięki którym mieliśmy zakończyć rok akademicki jeszcze w maju, stały pod ogromnym znakiem zapytania z powodu pandemii. Sytuacja dynamicznie się zmieniała, więc zmieniały się także daty, co nie sprzyjało motywacji do nauki. Planowałam usiąść do interny na mniej więcej cztery tygodnie przed, zazwyczaj do dużych egzaminów przeznaczałam połowę tego czasu, więc wydawało mi się to w sam raz. Oczywiście, zmiany terminów i brak poczucia czasu w tym dziwnym okresie spowodował, że "obudziłam" się na dwa tygodnie przed xD
![]() |
Próby przekupienia się do nauki. |
Zdalne pisanie egzaminu, uznawanego za najważniejszy i najcięższy na studiach, w łóżku, w piżamie i szlafroku było trochę kuriozalne, ale i tak mnie to nie powstrzymało.
![]() |
A egzamin z interny rocznik 2020 zdaje tak xD |
Jeszcze zanim go napisałam, skontaktowałam się z moją egzaminatorką, wyznaczoną na część praktyczną, żeby poprosić ją o możliwie najwcześniejszy termin. Pani doktor była bardzo miła i poszła mi na rękę, więc już tydzień po części testowej miałam z głowy całość. W związku z tym, że kadra dydaktyczna zdawała sobie sprawę z tego jak wygląda zdawanie czegokolwiek online (a najwyższe wyniki w historii uczelni były tego potwierdzeniem, ups?), egzaminatorzy zostali poinformowani, aby nie sugerować się za bardzo oceną z testu i wystawić ocenę końcową w oparciu o część ustną. U mnie nic to nie zmieniło, ponieważ pani doktor podtrzymała mój wynik z testu. Miałam szczęście, że byłam pierwszą zdającą, bo dzięki temu dostałam dość proste EKG do opisania, a do tego przypadek kliniczny trafił mi się iście chirurgiczny, więc lepiej być nie mogło. Tym samym choroby wewnętrzne zakończyłam z wynikiem "dobrym", co zresztą, jak się wczoraj okazało, będzie także moją końcową średnią z całych studiów, więc nie narzekam (drugi i trzeci rok to było u mnie "byle zdać", więc dopiero egzaminy ustne na dalszych latach podratowały sytuację) :D Po zdaniu egzaminów spędziłam jeszcze kilka dni w mieście, załatwiając formalności w szpitalach i dziekanacie, po czym z końcem maja po raz ostatni opuściłam akademik i wróciłam do rodzinnego miasta. Całe szczęście, że do egzaminów praktycznych z ginekologii i pediatrii zmotywowałam się jeszcze w grudni, gdyby nie to, na pewno nie poszłoby mi to tak sprawnie teraz. W czerwcu miałam jeszcze dwa drobne zaliczenia online, ale były one tylko "na obecności", więc mogłam prawie z przekonaniem powiedzieć, że zostałam lekarzem. Z ogłaszaniem tego w social mediach wytrzymałam się jednak do końca czerwca, kiedy już miałam w 100% potwierdzone wszelkie formalność.
Jak banalnie by to nie brzmiało, te sześć lat studiów przeleciało przerażająco szybko, ale był to rewelacyjny okres, więc trudno się dziwić.
Teraz od miesiąca siedzę w domu, załatwiając formalności, zarówno te w Polsce jak i na Wyspach oraz odwiedzając po raz ostatni rodzinę przed wyjazdem do Anglii, który już za 27 dni. Po drodze wyjeżdżam jeszcze na jachty ze znajomymi, choć mój grafik pod koniec lipca będzie przez to mocno napięty, bo wrócę z nich w sobotę wieczorem, w niedzielę przed południem mam lot do Anglii z innego miasta, a we wtorek zaczynam pracę, ale co to dla mnie. Już nie takie rzeczy się robiło, nie ma co zwalniać :D
Czy będę kontynuowała pisanie bloga z Anglii? Zobaczymy. Nie wiem na ile pozwoli mi na to czas i czy znajdę motywacje, zwłaszcza, że mój mózg 24/7 będzie w trybie anglojęzycznym, ale nie mówię nie, czas pokaże.
Jestem z Ciebie bardzo bardzo dumna❤
ReplyDeleteDziękuję 😊😘
DeleteI'd love to see yr posts in english. Carry on!
ReplyDeleteI wouldn't mind writing in English but my family would struggle to read the posts, so I'll stick to Polish for now :)
DeleteŚledziłam Twojego bloga regularnie, gratuluje, jesteś super osoba z paska, życzę Ci powodzenia na dalszej drodze zawodowej, pisz z Anglii koniecznie :) pozdrawiam i powodzenia! Aga, także absolwentka PUM, tylko nieco starsza ;)
ReplyDeleteBardzo dziękuję :)
DeleteZuza, daj znać jak tam Twój FY, cuz I'm dying to know xD
ReplyDeleteNowy wpis w końcu dodany :)
Delete