Skip to main content

Trupy, narkotyki i materiał dowodowy, czyli całkiem ciekawy początek nowego roku.

Dzisiejszy tytuł, niczym z opisu serialu kryminalnego, to zasługa zakończonych niedawno dwóch bloków, z medycyny sądowej i toksykologii. Gdyby ktoś postanowił przejrzeć zakładki/ulubione strony w mojej przeglądarce, cofając się do czasów gimnazjum i liceum, znalazłby takie adresy jak Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii, Forensic Medicine for Medical Students, Kryminalistyka i Medycyna Sądowa i wiele podobny. Ba, jest ich na tyle dużo, że mam nawet utworzony dla nich osobny folder. Nie trudno więc zgadnąć, że temat interesował mnie już dawno. Jeśli dobrze pamętam, wszystko zaczęło za sprawą książek antropolog klinicznej, Kathy Reichs, które namiętnie czytałam w drugiej czy trzeciej klasie gimnazjum. Jeśli ktoś nie zna autorki, a lubi powieści detektywistyczno-kryminalne to bardzo polecam. To właśnie w oparciu o nie, powstał serial "Bones". Tak naprawdę, poza imieniem, nazwiskiem i zawodem głównej bohaterki (takim samym jak autorki), nie ma on nic wspólnego z książkami, ale to dzięki niemu udało mi się na nie trafić. Gdy zaczynałam, seria składała się z 14 części, z czego po polsku dostępnych było pierwsze 11. Były tak wciągające, że uwinęłam się z nimi w miesiąc, po czym zabrałam się za szukanie innych autorów, piszących o podobnej tematyce, z pogranicza medycyny sądowej i kryminologii. W ten sposób, przez moje ręce przewinęły się powieści Tess Gerritsen, Simona Becketta, Patricii Cornwell i wielu innych świetnych twórców, a także kilka książek popularno-naukowych, między innymi "Godzina detektywów" Jurgena Thorwalda, opowiadająca o rozwoju medycyny sądowej.
No, ale wracając do moich tegorocznych zajęć, ponieważ z relacji kilku grup, które miały ten blok przede mną, wynikały dość sprzeczne informacje, postanowiłam nie nastawiać się ani zbyt optymistycznie, ani negatywnie. Na szczęście, zajęcia okazały się naprawdę ciekawe, może poza jednym seminarium, które w normalnych okolicznościach by mi się podobało, ale byłam tego dnia wyjątkowo niewyspana, plus większość zdjęć i ciekawostek z miejsc zbrodni, które prowadzący omawiał, miałam już okazję widzieć i słyszeć na zeszłorocznym spotkaniu w ramach projektu IFMSA "Poznaj Swoją Specjalizację". Na zajęciach praktycznych mieliśmy okazję pobawić się w genetyków sądowych, w techników badających przedmioty z miejsca zbrodni, a także wziąć udział w obdukcji sądowo-lekarskiej i w sekcji zwłok. Gdyby nie obowiązująca mnie tajemnica lekarska, chętnie napisałabym więcej o pacjencie, którego badaliśmy, ponieważ jego historia brzmiała niczym z filmu i niestety była tym bardziej przykra, że dotyczyła brutalności policji.
Sekcja zwłok choć nie była moją pierwszą, bo w zeszłym uczestniczyłam w dwóch w ramach zajęć z patomorfologii, to zdecydowanie najciekawszą. Przede wszystkim dlatego, że dostałam skalpel do ręki i mogłam sama rozkroić zwłoki i otworzyć klatkę piersiową i pomóc w wypreparowaniu narządów jamy brzusznej. Szkoda, że niemieliśmy więcej czasu, bo chętnie powtórzyłabym sobie w ten sposób anatomię. Przypadek nie był zbyt tajemniczy, ponieważ pacjent wyskoczył z budynku i jego obrażenia nie pozostawiały co do tego wątpliwości, ale i tak, choć zabrzmi to pewnie dość makabrycznie, bardzo mi się podobało. Poważnie rozważam wybranie się tam w jakieś wolny dzień, ale w pierwszej kolejności czekają mnie dyżury chirurgiczne i zaległe zajęcia z rodzinnej, więc nie wiem czy mi się to uda w tym roku. Osobiście uważam, że dużym plusem zajęć był nacisk, jaki prowadzacy kładli na podkreślenie istotnych dla przyszłego lekarza zapisów prawnych (mieliśmy nawet zajęcia z prawnikiem) i różnic w stosowaniu i rozumieniu pewnych terminów przez lekarzy i prawników. Choć może brzmieć to dośc nudno, ma realne przełożenie na późniejsza pracę, bo niejednokrotnie lekarze są wzywani do sądu, tylko dlatego, że ich zapisy w historii choroby pacjenta, z punktu widzenia sądu, znaczą zupełnie coś innego niż lekarz miał tak naprawdę na myśli. Dobrym przykładem jest wyrażenie "nie można wykluczyć", które dla lekarza najczęściej oznacza tyle, że choć nic na to nie wskazuje, to jednak nie ma żadnych śladów, które pozwoliłyby w 100% wykluczyć p np. w śmierci paewien scenariusz, np. udział innej osoby w śmierci pacjenta. W nomenklaturze prawniczej, oznacza to natomiast, że są przesłanki do tego, by sądzić, że udział takiej dodatkowej osoby miał miejsce. Jest to podobno częsta przyczyna przeprowadzania zupełnie niepotrzebnych sekcji zwłok. Innym przykładem jest niewłaściwe opisywanie obrażeń działa w trakcie obdukcji, powszechnym błędem jest pisanie "krwiak okularowy", gdy w rzeczywistości pacjent ma po prostu rozległego sińca okolicy oczodołu. Nie jest to bez znaczenia, ponieważ krwiaka traktuje się jako uszkodzenie ciała, naruszające funkcję narządu na okres dłuższy niż 7dni, a siniec poniżej, co zmienia kwalifikację czynu i podchodzi to pod inny punkt Kodeksu Karnego, oraz jest inaczej traktowane przez ubezpieczyciela. Nagminne jest także mylenie określeń "śmierć gwałtowna", czyli występująca w wyniku urazu zewnętrznego i "śmierć nagła", która po prostu następuje szybko. Już samo słowo "uraz" rodzi problemy, gdyż często wpisywane jest jako diagnoza i powód przyjęcia/obserwacji pacjenta. Intuicyjnie wydaje się to poprawne, jednak w rzeczywistości znaczy tyle co np.: "uderzenie młotkiem". Zamist pisać "uraz głowy" powinno się wpisać "podejrzenie krwiaka podtwardówkowego", zamiast "uraz brzucha" na przykład "podejrzenie pęknięcia śledziony". To wszystko może się wydawać niepotrzebnym czepianiem o szczegóły, ale w przypadku spraw o odszkodowania, błędy lekarskie czy karnych ma ogromne znaczenie, a lekarz nigdy nie wie czy za 2 lata nie dostanie wezwania dotyczącego sprawy, której już dawno nie pamięta.
W ostatni dzień zajęć mieliśmy egzamin, który nie stanowił dla nikogo problemu, więc chociaż nie otrzymaliśmy jeszcze wyników, to obstawiam, że oceny będą całkiem ładne. Problemem było tylko to, że polskie prawo jest niestety nieprecyzyjne, więc w niektórych pytaniach, dotyczących kwalifikacji czynu, trudno było zaznaczyć prawidłową odpowiedź, bo nawet wśród praktykujących lekarzy medycyny sądowej nie ma w tej sprawie konsensusu.

Drugi blok, toksykologia, był z miejsca na straconej pozycji, z dwóch powodów. Po pierwsze, zajęcia były popołudniu, więc wszyscy byli już zmęczeni, a po drugie, w dzisiejszych czasach, najczęstszą pryczyną hospitalizacji na oddziale toksykologii są zatrucia lekami, a my nie mieliśmy jeszcze bloku z farmakologii, a z zeszłorocznych zajęć raczej niewiele pamiętaliśmy. Zanim zmieniono program studiów, przedmiot ten był na późniejszych latach, co miało jednak trochę więcej sensu.
Seminaria były niestety mało ciekawe, może poza jednym, dotyczącym narkotyków, jako że moja wiedza w tym temacie była zerowa, a kreatywność ludzka najwyraźniej nie zna granic. Nudne prezentacje, w  połączeniu z ciemną, duszną salą, tworzyły baaaaardzo senną atmosferę. Ćwiczenia też nie porywały, wyjątek stanowiło wyjście do Ośrodka Leczenia Uzależnień, w którym mogliśmy porozmawiać z pacjentem, będącym na terapii metadonowej, w ramach wychodzenia z uzależnienia od opioidowych leków przeciwbólowych. Jeśli miałabym wskazać najważniejszą rzecz, którą na pewno zapamiętam z tego bloku, to żeby naprawdę ostrożnie wypisywać recepty na tego typu leki, bo pacjent był niestety świetnym przykładem tego z jaką łatwością lekarze je wystawiają, nie zadając zbyt wielu pytań. Blok kończył się krótkim zaliczeniem, które z łatwością wszyscy zdali.

Obecnie jestem w trakcie bloku z otolaryngologii, który, niespodzianka, jest naprawdę ciekawy. Mam wrażenie, że po 3 latach przedmiotów przedklinicznych i zeszłorocznej nudnej interny i dermatologii, w tym roku jestem cały czas pozytywnie zaskakiwana tym jak ciekawe mogą być poszczególne specjalizacje i jak chętni są prowadzący, żeby rzeczywiście nas czegoś nauczyć i jak najwięcej nam pokazać. Może jak zwykle mam szczęście i dobrze trafiam, a bloki, na których studenci podpierają ściany dopiero przede mną, ale póki co, jedyne na co pozostaje mi narzekać to wstawanie na zajęcia na 8 rano. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przestawić na bardziej dzienny tryb życia, albo chyba już nie w tym roku. Imprezy w środku tygodnia nie pomagają, ale studentem jest się tylko raz, na ogół :P

Comments

  1. Anonymous21/1/18

    Wydaje mi się ze jednak pomyliłas śmierć nagła i gwałtowna :) nagła jest szybka a gwałtowna to w wyniku działania czynników zewnętrznych (czyli np. urazu)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oczywiście masz rację, wychodzi moje roztrzepanie, chciałam napisać odwrotnie :)

      Delete
  2. To musiało być mega ciekawe doświadczenie :)

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się