Gdy zamiast przez budzik o 8:30, zostajesz obudzona prawie godzinę wcześniej, przez buczące pod twoim oknem kosiarki, wiedz, że naprawdę przyszła wiosna. Jak można być tak bardzo pozbawionym serca i zaczynać hałasować w poniedziałek, o tak nieludzkiej godzinie, w dodatku pod oknami budynku pełnego studentów...
Tak czy inaczej, właśnie w ten sposob rozpoczęłam dzisiejszy dzień. Chciałam wstać na Elementy Profesjonalizmu, ale obudzona przez kosiarki stwierdziłam, że budzik mogę wyłączyć, bo i tak już nie zasnę. Oczywiście nic bardziej mylnego :P
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ostatnie 2 weekendy miałam naprawdę intensywne. W zeszłym tygodniu spędziłam 3 dni w Białymstoku na Zgromadzeniu Delegatów IFMSA, gdzie jak zawsze, w walce sen kontra imprezy, wygrała dobra zabawa, a po powrocie jak padłam, to odsypiałam do wtorku włącznie xD
Ostatni weekend spędziłam dużo bardziej naukowo, bo wybrałam się do Warszawy na konferencję "III Weekend z Ginekologią - Sekrety Chirurgii". Jak łatwo się domyślić, skusiła mnie druga część nazwy. Prelekcje zaczynały się już w piątek i trwały aż do niedzielnego popołudnia. Bardzo fajnie zorganizowane wydarzenie, dużo ciekawych prezentacji i zaproszonych gości - ekspertów w dziedzinach ginekologii, seksuologia, chirurgii, a nawet prawa.
Inauguracyjny wykład poprowadził gość specjalny, młoda pani doktor ze Szwecji Randa Akouri, należąca do zespołu, który przeprowadził pierwszy na świecie przeszczep macicy, zakończony donoszoną ciążą. To już drugi inspirujący wykład, prowadzony przez kobietę - transplantolog, na którym byłam w tym roku. Poprzedni, nie pamiętam czy o tym pisałam, był zorganizowany w mojej Alma Mater, a wygłosiła go profesor Maria Simionow i dotyczył przeszczepu twarzy. Obydwa niesamowicie inspirujące. Coraz częściej myślę o tym, żeby poza chirurigią, dorobić się specki z transplantologii. Pierwszy raz przeszło mi to przez myśl już kilka lat temu, gdy przeczytałam pierwszą książkę o profesorze Relidze. Zdaję sobie sprawę, że o ile chirurgia jest specjalizacją ciężką fizycznie, to transplantologia jest jeszcze gorsza, bo zabiegi często trwają, nie kilka, a kilkanaście godzin. Na przykład, pobranie macicy od dawcy to operacja około 12-godzinna. Dodatkowym problemem jest podejście społeczeństwa do przeszczepów narządów, za granicą jest trochę lepiej, ale mimo tego brakuje dawców.
Tak czy inaczej, właśnie w ten sposob rozpoczęłam dzisiejszy dzień. Chciałam wstać na Elementy Profesjonalizmu, ale obudzona przez kosiarki stwierdziłam, że budzik mogę wyłączyć, bo i tak już nie zasnę. Oczywiście nic bardziej mylnego :P
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ostatnie 2 weekendy miałam naprawdę intensywne. W zeszłym tygodniu spędziłam 3 dni w Białymstoku na Zgromadzeniu Delegatów IFMSA, gdzie jak zawsze, w walce sen kontra imprezy, wygrała dobra zabawa, a po powrocie jak padłam, to odsypiałam do wtorku włącznie xD
Ostatni weekend spędziłam dużo bardziej naukowo, bo wybrałam się do Warszawy na konferencję "III Weekend z Ginekologią - Sekrety Chirurgii". Jak łatwo się domyślić, skusiła mnie druga część nazwy. Prelekcje zaczynały się już w piątek i trwały aż do niedzielnego popołudnia. Bardzo fajnie zorganizowane wydarzenie, dużo ciekawych prezentacji i zaproszonych gości - ekspertów w dziedzinach ginekologii, seksuologia, chirurgii, a nawet prawa.
Inauguracyjny wykład poprowadził gość specjalny, młoda pani doktor ze Szwecji Randa Akouri, należąca do zespołu, który przeprowadził pierwszy na świecie przeszczep macicy, zakończony donoszoną ciążą. To już drugi inspirujący wykład, prowadzony przez kobietę - transplantolog, na którym byłam w tym roku. Poprzedni, nie pamiętam czy o tym pisałam, był zorganizowany w mojej Alma Mater, a wygłosiła go profesor Maria Simionow i dotyczył przeszczepu twarzy. Obydwa niesamowicie inspirujące. Coraz częściej myślę o tym, żeby poza chirurigią, dorobić się specki z transplantologii. Pierwszy raz przeszło mi to przez myśl już kilka lat temu, gdy przeczytałam pierwszą książkę o profesorze Relidze. Zdaję sobie sprawę, że o ile chirurgia jest specjalizacją ciężką fizycznie, to transplantologia jest jeszcze gorsza, bo zabiegi często trwają, nie kilka, a kilkanaście godzin. Na przykład, pobranie macicy od dawcy to operacja około 12-godzinna. Dodatkowym problemem jest podejście społeczeństwa do przeszczepów narządów, za granicą jest trochę lepiej, ale mimo tego brakuje dawców.
Dalszy ciąg konferencji był podzielony na kilka paneli tematycznych (bioetyczno-prawniczy, onkologiczny, patologii ciąży, niepłodności), każdy z nich zaczynał się krótkim wykładem jednego ze specjalistów, po czym następowały prelekcje studentów i pytania od publiczności do grona eksperckiego. W każdej sesji znalazły się prezentacje mniej i bardziej ciekawe, ale całość oceniam bardzo pozytywnie.
Tradycyjnie już (w zeszłym roku było tak samo), gdy ja zaczynam wyjeżdżać, to na uczelni zaczyna się maraton kolokwiów. W zeszłym tygodniu mieliśmy przedostatni test z diagnostyki laboratoryjnej, udało mi się dostać 5, więc mam całkiem realną szansę na zwolnienie z egzaminu (podobnie jak połowa mojej grupy). Byłoby mi to bardzo na rękę, bo egzamin wypada w takim terminie, że i tak nie będę mogla do niego podejść, więc oszczedzi mi to załatwiania indywidualnego terminu zaliczenia. W tym tygodniu mamy za to kolokwium z patofizjologii. Dobrze, że jest to przedmiot, który mocno pokrywa się zakresem materiału z tym co mieliśmy na patomorfologii, biochemii i fizjologii, bo test jest jutro, a ja zacznę się uczyć dopiero za 2 godziny, po powrocie z zajęć. Niby miałam sporo czasu w podróży, ale wiadomo jak to jest. Nie miałam żadnych "papierowych" materiałów, bateria w telefonie wiecznie wyczerpana, a do tego mnóstwo innych wymówek. No, ale do jutra do 18 jest jeszcze trochę czasu, jakoś dam radę, a jak nie to od czego są poprawki.
Najgorsze kolokwium czeka mnie dopiero w przyszłym tygodniu, z farmakologii. Przedmiot sam w sobie jest trudny, bo polega na uczeniu się miliona obco brzmiących nazw, z ktorymi wcześniej nie mieliśmy do czynienia, a totalny brak regularnej nauki z mojej strony, nie pomaga. Na szczęście w najbliższy weekend będę na miejscu, więc będę miała trochę czas na nadrobienie zaległości. Część materiału powinnam nauczyć się już na ten piątek, bo nie było mnie na jednych zajęciach i muszę z nich odpowiedzieć, mimo że mam zwolnienie dziekańskie "bez konieczności odrabiania". Będę musiała wygospodarować na to czas, gdzieś pomiędzy zajęciami, a załatwianiem formalności w sprawie największej, majowej akcji IFMSA - Tramwaju Zwanego Pożądaniem, której organizacja spadła w całości na moją głowę, bo mój lokalny koordynator mnie wystawił, no cóż...
Drugi semestr jak zwykle mam tak zabiegany, że ani się obejrzę i będzie czerwiec, zaliczenia, egzaminy, a zaraz po tym moja wielka wyprawa na praktyki wakacyjne, których planowanie też muszę ogarnąć w tak zwanym "międzyczasie". I pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu narzekałam na nadmiar wolnego czasu :P
Tradycyjnie już (w zeszłym roku było tak samo), gdy ja zaczynam wyjeżdżać, to na uczelni zaczyna się maraton kolokwiów. W zeszłym tygodniu mieliśmy przedostatni test z diagnostyki laboratoryjnej, udało mi się dostać 5, więc mam całkiem realną szansę na zwolnienie z egzaminu (podobnie jak połowa mojej grupy). Byłoby mi to bardzo na rękę, bo egzamin wypada w takim terminie, że i tak nie będę mogla do niego podejść, więc oszczedzi mi to załatwiania indywidualnego terminu zaliczenia. W tym tygodniu mamy za to kolokwium z patofizjologii. Dobrze, że jest to przedmiot, który mocno pokrywa się zakresem materiału z tym co mieliśmy na patomorfologii, biochemii i fizjologii, bo test jest jutro, a ja zacznę się uczyć dopiero za 2 godziny, po powrocie z zajęć. Niby miałam sporo czasu w podróży, ale wiadomo jak to jest. Nie miałam żadnych "papierowych" materiałów, bateria w telefonie wiecznie wyczerpana, a do tego mnóstwo innych wymówek. No, ale do jutra do 18 jest jeszcze trochę czasu, jakoś dam radę, a jak nie to od czego są poprawki.
Najgorsze kolokwium czeka mnie dopiero w przyszłym tygodniu, z farmakologii. Przedmiot sam w sobie jest trudny, bo polega na uczeniu się miliona obco brzmiących nazw, z ktorymi wcześniej nie mieliśmy do czynienia, a totalny brak regularnej nauki z mojej strony, nie pomaga. Na szczęście w najbliższy weekend będę na miejscu, więc będę miała trochę czas na nadrobienie zaległości. Część materiału powinnam nauczyć się już na ten piątek, bo nie było mnie na jednych zajęciach i muszę z nich odpowiedzieć, mimo że mam zwolnienie dziekańskie "bez konieczności odrabiania". Będę musiała wygospodarować na to czas, gdzieś pomiędzy zajęciami, a załatwianiem formalności w sprawie największej, majowej akcji IFMSA - Tramwaju Zwanego Pożądaniem, której organizacja spadła w całości na moją głowę, bo mój lokalny koordynator mnie wystawił, no cóż...
Drugi semestr jak zwykle mam tak zabiegany, że ani się obejrzę i będzie czerwiec, zaliczenia, egzaminy, a zaraz po tym moja wielka wyprawa na praktyki wakacyjne, których planowanie też muszę ogarnąć w tak zwanym "międzyczasie". I pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu narzekałam na nadmiar wolnego czasu :P
Gdzie jedziesz na praktyki? :)
ReplyDeleteDo Meksyku :)
Delete