Skip to main content

Nigdy więcej patomorfologii, czyli ja kontra sesja 2:0 :D

No i stało się, oficjalnie zakończyłam pierwszy semestr trzeciego roku. Dwa najgorsze egzaminy za mną i z obydwu udało mi się wyjść obronną ręką. Po napisaniu patomorfologii byłam prawie pewna, że czeka mnie kolejne podeście we wrześniu, bo na 125 pytań, na jakieś 20 byłam przekonana co do poprawności zaznaczanych odpowiedzi. Jako, że egzamin był wielokrotnego wyboru, to "wystrzelanie" 40 punktów wydawało się raczej nierealne, a pytania do prostych nie należały. Słyszałam plotki, że na teście znalazły się nawet pytania z LEKu. Nadzieje na to, że Zakład okaże się łaskawy (albo chociaż leniwy) i powieli pytania z poprzednich lat, okazały się w dużej mierze płonne. Dodatkowo, po napisaniu testu, poinformowano nas, że na wyniki będziemy czekać aż tydzień. Nie robi mi to żadnej różnicy, bo gdy tylko wychodzę z egzaminu, wyrzucam z głowy myśli o nim, zwłaszcza jeśli rozpoczynam w danym momencie wakacje, jednak spora część moich znajomych była z tego powodu niezadowolona i niezbyt chętna do świętowania. Na szczęście po raz kolejny udało nam się zintegrować międzygrupowo i koniec końców, zorganizować imprezę do białego rana :D
Następnego dnia, po spakowaniu się na ostatnią chwilę i biegu na pociąg, wracałam do domu, aby znów w biegu, spakować się na obóz narciarski. Miałam niewiele czasu, więc nie zawracałam sobie głowy regularnym sprawdzaniem powiadomień na Facebooku, tym większe było moje zaskoczenie gdy zadzwoniła do mnie M., z ekscytacją oznajmiając do słuchawki, że będziemy miały co świętować na wyjeździe. Na początku zupełnie nie wiedziałam o co chodzi, ale później dołączyłam do pisków zachwytu i niedowierzania, gdy wyjaśniła mi, że w internecie pojawiły się wyniki z patomorfologii i obydwie zdałyśmy. Nie mam pojęcia jak to się stało, chyba jak zwykle zadziałał mój szósty, a może siódmy zmysł, ale udało mi się uzbierać aż 70 punktów. Ogólna zdawalność nie była aż tak kiepska jak w zeszłym roku, ale nadal nie przekroczyła 60%, najgorzej, że ci, którym się nie udało, będą mogli podejść do poprawy dopiero za 7 miesięcy, w trakcie wrześniowej sesji poprawkowej, co osobiście uważam za bezsensowne rozwiązanie. No, ale cóż, mnie to na szczęście nie dotyczy. Śmiałyśmy się z M., że praktycznie zdałyśmy już rok, ba, można pójść nawet o krok dalej i powiedzieć, że całe studia. I mówiąc całkiem poważnie, to nie jest wcale takie dalekie od prawdy, ponieważ patomorfologia i mikrobiologia były ostatnimi egzaminami, które mogą zakończyć się repetowaniem roku czy jednego z przedmiotów. Każdy następny test, jak trudny by nie był, może co najwyżej prowadzić do poprawki.
Sesja, sesją, ale tuż po niej czekało nas 11 dni wolnego, ostatnia taka długa przerwa zimowa na tych studiach, bo od przyszłego roku, gdy wejdą "bloki", będzie można tylko pomarzyć o takich feriach...
Wykorzystałam tę okazję co do sekundy, szalejąc na nartach po pięknej Dolinie Słońca, znanej powszechniej jako Val di Sole. Pogoda była idealna, stoki szerokie, czarne trasy, odpowiednio wymagające, imprezy taneczne całonocne, a włoskie jedzenie przepyszne :D No, może z wyjątkiem zup, które pojawiły się 2 razy. Pierwsza była znośna, ale przy drugiej szybko się poddałyśmy i zamówiłyśmy z M. pizzę na pół.
Wpis dodaję z takim opóźnieniem, bo dopiero dziś wróciłam do siebie, po prawie 24-godzinnej podróży autokarem, a jutro z samego rana zaczynamy zajęcia. Coś czuję, że na wykład o 8 rano mogę "przypadkiem" nie dotrzeć :P Miałam mieć taki piękny plan w tym semestrze, zwłaszcza te wolne piątki brzmiały zachęcająco, a tu co się okazało? Gdy byłam na wyjeździe, wyszła aktualizacja, z której dowiedziałam się, że jednak przeniesiono nam farmę na piątek, na nieludzko wczesną godzinę 8 oczywiście... Ciekawe kiedy ja się przestawię na takie normalniejsze godziny funkcjonowania, pewnie dopiero jak wejdziemy w system "bloków" i już codziennie będziemy tak wcześnie zaczynać.

Comments

Popular posts from this blog

Kierunek Wyspy, czyli droga do stażu w Wielkiej Brytanii.

Już za kilka dni rozpoczynam ostatni rok studiów, ale jako, że lubię planować swoją przyszłość z wyprzedzeniem, moje myśli wybiegają o prawie rok do przodu, do czekającego mnie po szóstym roku stażu podyplomowego. Pozostając wierną maksymie, będącej nazwą mojego bloga ["Be brave, dream big."], moje plany dotyczące stażu wymagają trochę więcej zachodu i przemyśleń niż wybór miasta i szpitala w Polsce. Już kilka lat temu, zaraz po rozpoczęciu studiów, zaczęłam interesować się możliwościami kształcenia się za granicą. Ktoś mógłby mi wytknąć, że to niepatriotyczne z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby uzyskać jak najlepszą możliwą edukację, a to gdzie będzie się to odbywać jest dla mnie sprawą drugorzędną. Swoje rozważania rozpoczęłam od Kanady, ponieważ przy wszystkich absurdach dzisiejszego świata, robi ona wrażenie bardzo stabilnego kraju, z dobrze prosperującym systemem ochrony zdrowia. Niestety, dostanie się tam na specjalizację (staż odbywa się u nich w ra

I rok w pigułce - anatomia i histologia.

Wakacje trwają w najlepsze, ledwo wróciłam z rodzinnego wyjazdu, a zaraz czeka mnie kolejny, tym razem ze znajomymi. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ale ponieważ pojawiło się kilka próśb, stwierdziłam, że spróbuję stworzyć post, w którym podsumuję pierwszy rok studiów. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie jak wyglądają studia medyczne, albo jak było na pierwszym roku, mam poważny problem z odpowiedzią. Mam dwie opcje, powiedzieć to co pierwsze przychodzi mi na myśl i zabrzmieć jak zbyt pewna siebie i przesadnie wyluzowana czy spróbować tak ubrać to w słowa, żeby brzmieć tak jak stereotypowy student medycyny powinien... Na szczęście należę do osób, które wolą być szczere niż brzmieć dobrze, więc prawie zawsze wybieram opcję nr 1. I rok, tak jak zapewne każdy inny, jest do przejścia. Co więcej, na mojej uczelni jest on całkiem przyjemny i zapewnia na tyle dużą ilość czasu wolnego, że starcza go na imprezy, sport, IFMSA, gotowanie(niektórzy lubią, ja jestem za leniwa :P), spot

II rok w pigułce - biochemia, fizjologia i patomorfologia.

Miałam poczekać z tym postem do wakacji, ale ponieważ mam trochę wolnego czasu (no dobra, wcale nie mam, ale tym większą mam ochotę na pisanie tutaj :P ), postanowiłam kontynuować tradycję i napisać podsumowanie przedmiotów z bieżącego roku. Ostrzegam, że pewnie znów się rozpiszę, jak w ubiegłym roku, ale postaram się pilnować i zawrzeć najważniejsze informacje bez zbędnej prywaty. BIOCHEMIA Jeśli komuś na pierwszym roku wydaje się, że anatomia jest trudna (ja od początku pisałam, że poza pierwszym miesiącem, dla mnie nie była), to niech lepiej przygotuje się na dużo "płaczu i zgrzytania zębami" na drugim roku. Może przemawia przeze mnie trochę niechęć do pewnych asystentów, ale przedmiot naprawdę nie należy do najprzyjemniejszych, ani lekkich. Obowiązującą literaturą jest najnowsze wydanie Harpera, oraz wybrane rozdziały z Angielskiego, wszystko jest szczegółowo opisane w pliku, dostępnym na stronie Zakładu. Jak to wszystko wygląda? W pierwszym semestrze odbywają się