Wyniki z egzaminu z anatomii pojawiły się już kilka dni temu, ale chciałam poczekać z wpisem do wyjaśnienia się sytuacji. Jednak po przemyśleniu stwierdziłam, że nie wiadomo kiedy to będzie...
Do egzaminu podeszło ok 160 osób. Według regulaminu Zakładu, aby zdać egzamin należy uzyskać łącznie 50%+1 z testu i części praktycznej. Gdyby trzymano się tego zapisu, egzamin zdało by 11 osób. Tak, JEDENAŚCIE. W związku z tym próg został obniżony i ostatecznie zdało 60.
Próg zaliczenia wyniósł 33 punkty i tu zaczyna pojawiać się "zabawna" sytuacja, ponieważ ja uzyskałam ich aż 36, ALE okazało się, że nie zdałam części praktycznej, co skutkuje ujemnymi 8 punktami.
Efekt jest taki, że mając 22 wynik z testu na roku (jest nas kilka z takim wynikiem), mam oblany egzamin i muszę podejść do terminu poprawkowego we wrześniu.
Test był bardzo specyficzny i jak widać po wynikach, trudny do zdania. Nie wynikało to wcale z pytań z Bochenka, bo takowych nie było. Znaczna większość egzaminu była ułożona pod wykłady. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to, że nawet osoby uczące się w oparciu o podane w nich informacje, pomijały na ogół "ciekawostki" fizjologiczno-histologiczne i skupiały się na wiedzy typowo anatomicznej. Na egzaminie, ku zaskoczeniu wszystkich, pojawiło się mnóstwo nieanatomicznych treści, co poskutkowało takim, a nie innym wynikiem całego roku.
No, ale test, mimo że jak zawsze ilość czasu poświęconego przeze mnie na naukę pozostawia wiele do życzenia, poszedł mi zaskakująco dobrze.
Niestety co innego część praktyczna, do której nawet nie specjalnie mamy okazję się porządnie przygotować, bo preparaty są takie, a nie inne i generalnie na ten aspekt anatomii asystenci nie zwracają zbyt dużej uwagi. Jakby tego było mało, "szpilki", które po raz pierwszy pojawiły się na naszej uczelni, było oceniane bardzo surowo, na niekorzyść studentów.
Po egzaminie praktycznym wyszłam niezbyt zadowolona, ale spodziewałam się, że uniknę ujemnych punktów. Trzeba było rozpoznać 6 z 10 struktur, aby otrzymać 0 punktów i wydawało mi się, że właśnie tyle rozpoznałam, co potwierdziła wymiana wrażeń z innymi osobami z mojej grupy.
Tym bardziej zaskoczyło mnie te "-8pkt". Co się okazało? Asystent sprawdzający nie uznał 2 poprawnych odpowiedzi, ponieważ były one sformułowane nieco inaczej niż on by sobie tego życzył...
Kolejnym absurdem sytuacji jest to, że poprawka z anatomii obejmuje tylko i wyłącznie test.
W związku z tym, mimo całkiem ładnego wyniku z testu, będę musiała napisać kolejny, w drugim terminie, a egzamin praktyczny, który jest tego przyczyną, nie jest powtarzany tylko idzie w zapomnienie. Logika? Nie wiem, ja nie widzę, ale może ktoś "mądrzejszy" tak.
Jutro jadę na uczelnię po wgląd do pracy i zobaczymy, może uda mi się jeszcze coś załatwić, ale jestem realistką, więc na nic się nie nastawiam.
Wyszła także inicjatywa od całego roku, ponieważ kiepskie wyniki nie są jednostkowym przypadkiem, dlatego złożone zostało podanie o weryfikację egzaminu i poczynienie pewnych kroków. Czy to coś zmieni? Przypuszczam, że też nie, ale co się dziwić, że ludzie chcą próbować. Anatomia to najgorszy przedmiot na pierwszym roku, który może zafundować stratę roku, każdy chciałby mieć ją z głowy jak najszybciej.
Do egzaminu podeszło ok 160 osób. Według regulaminu Zakładu, aby zdać egzamin należy uzyskać łącznie 50%+1 z testu i części praktycznej. Gdyby trzymano się tego zapisu, egzamin zdało by 11 osób. Tak, JEDENAŚCIE. W związku z tym próg został obniżony i ostatecznie zdało 60.
Próg zaliczenia wyniósł 33 punkty i tu zaczyna pojawiać się "zabawna" sytuacja, ponieważ ja uzyskałam ich aż 36, ALE okazało się, że nie zdałam części praktycznej, co skutkuje ujemnymi 8 punktami.
Efekt jest taki, że mając 22 wynik z testu na roku (jest nas kilka z takim wynikiem), mam oblany egzamin i muszę podejść do terminu poprawkowego we wrześniu.
Test był bardzo specyficzny i jak widać po wynikach, trudny do zdania. Nie wynikało to wcale z pytań z Bochenka, bo takowych nie było. Znaczna większość egzaminu była ułożona pod wykłady. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to, że nawet osoby uczące się w oparciu o podane w nich informacje, pomijały na ogół "ciekawostki" fizjologiczno-histologiczne i skupiały się na wiedzy typowo anatomicznej. Na egzaminie, ku zaskoczeniu wszystkich, pojawiło się mnóstwo nieanatomicznych treści, co poskutkowało takim, a nie innym wynikiem całego roku.
No, ale test, mimo że jak zawsze ilość czasu poświęconego przeze mnie na naukę pozostawia wiele do życzenia, poszedł mi zaskakująco dobrze.
Niestety co innego część praktyczna, do której nawet nie specjalnie mamy okazję się porządnie przygotować, bo preparaty są takie, a nie inne i generalnie na ten aspekt anatomii asystenci nie zwracają zbyt dużej uwagi. Jakby tego było mało, "szpilki", które po raz pierwszy pojawiły się na naszej uczelni, było oceniane bardzo surowo, na niekorzyść studentów.
Po egzaminie praktycznym wyszłam niezbyt zadowolona, ale spodziewałam się, że uniknę ujemnych punktów. Trzeba było rozpoznać 6 z 10 struktur, aby otrzymać 0 punktów i wydawało mi się, że właśnie tyle rozpoznałam, co potwierdziła wymiana wrażeń z innymi osobami z mojej grupy.
Tym bardziej zaskoczyło mnie te "-8pkt". Co się okazało? Asystent sprawdzający nie uznał 2 poprawnych odpowiedzi, ponieważ były one sformułowane nieco inaczej niż on by sobie tego życzył...
Kolejnym absurdem sytuacji jest to, że poprawka z anatomii obejmuje tylko i wyłącznie test.
W związku z tym, mimo całkiem ładnego wyniku z testu, będę musiała napisać kolejny, w drugim terminie, a egzamin praktyczny, który jest tego przyczyną, nie jest powtarzany tylko idzie w zapomnienie. Logika? Nie wiem, ja nie widzę, ale może ktoś "mądrzejszy" tak.
Jutro jadę na uczelnię po wgląd do pracy i zobaczymy, może uda mi się jeszcze coś załatwić, ale jestem realistką, więc na nic się nie nastawiam.
Wyszła także inicjatywa od całego roku, ponieważ kiepskie wyniki nie są jednostkowym przypadkiem, dlatego złożone zostało podanie o weryfikację egzaminu i poczynienie pewnych kroków. Czy to coś zmieni? Przypuszczam, że też nie, ale co się dziwić, że ludzie chcą próbować. Anatomia to najgorszy przedmiot na pierwszym roku, który może zafundować stratę roku, każdy chciałby mieć ją z głowy jak najszybciej.
Zdałoby 11 osób, a nie 5. I tak mało, ale przynajmniej "naście".
ReplyDeleteFaktycznie, już poprawiłam :)
ReplyDelete:O ale sieczka... współczuję! :(
ReplyDeleteGdybyście mieli taki zapis, to gdy zdawalność wynosi mniej niż 25% można cofnąć egzamin, ale nie wiem czy to jeszcze funkcjonuje :(
ReplyDeleteWpisu nie ma, ale krąży opinia, że zdawalność musi wynosić 50%, żeby egzamin był ważny. Niestety Zakład policzył zdawalność, biorąc pod uwagę także osoby, które zdały przedtermin i z nimi wychodzi własnie 50%. Nie powinno to być liczone w ten sposób, bo przecież przedtermin, a egzamin to dwie różne rzeczy, ale cóż.
ReplyDeleteNa szczęście cała sytuacja ma dla mnie happy end, bo Kierownik przychylił się do podania i próg został obniżony, dzięki czemu ZDAŁAM <3
U nas sie nie za bardzo pierniczyli, do pisemnego ze stu ilus osob dopuscili niecale 30 kilka, a z tych 30 zdalo tylko 5. Nie bylo dyskusji, takze rzeczywiscie macie pro studencka uczelnie. Gratsy zdania!! :)
ReplyDeletePs. Ten system z niezdanym praktycznym i zdawaniem pisemnego w zamian tego rzeczywiscie jest dziwny. O.O
Można wiedzieć ile było pytań na egzaminie ?
ReplyDeleteByło 80 pytań wielokrotnego :)
Delete