W tym roku, po raz pierwszy i zarazem ostatni, mam okazję przeżywać sesję zimową. W dwóch poprzednich latach, albo w ogóle nie mieliśmy egzaminów po pierwszym semestrze (na 2-gim roku), albo miałam szczęście być zwolniona z ich pisania (na 1-szym roku), natomiast od przyszłego roku będziemy mieć bloki, a co za tym idzie, będzie sesja ciągła. Także ten rok jest pod tym względem wyjątkowy. W ramach tego, wczoraj zmierzyłam się z egzaminem nr 1 - mikrobiologią. Nigdy nie byłam miłośniczką tego przedmiotu, także nauka do niego szła mi bardzo opornie, czego najlepszym dowodem były moje regularne wizyty na poprawkach wejściówek na drugim roku. W tym semestrze częściej udawało mi się zdawać je za pierwszym podejściem, ale to głównie dlatego, że część materiału się powtarzała i dawało się coś wymyślić. Poza tym, miałam znacznie bardziej wyrozumiałą prowadzącą, co miało ogromny wpływ na zdawalność w całej grupie.
Na egzamin poszłam przygotowana tak jak na wejściówki, czyli średnio. Mieliśmy 60 pytań pozornie jednokrotnego wyboru, na każde z nich była 1min. Na początku myślałam, że to całkiem sporo czasu, ale kiedy zaczęłam próbować przypomnieć sobie które antybiotyki stosowało się na jakie drobnoustroje, nagle okazało się, że nie zdążyłam rozwiązać wszystkich zadań, a pilnujący nas asystenci już ogłaszali "odkładamy długopisy". W pośpiechu "strzeliłam" i przeniosłam ostatnie 4 odpowiedzi na kartę i było po wszystkim. Część studentów, prosto z egzaminu, wróciła do nauki na kolejny, a my z M. postanowiłyśmy zrobić sobie dzień przerwy, poszłyśmy na pizzę i ciasto, a później każda wróciła do siebie, oglądać filmy, seriale czy jeszcze inaczej marnować czas.
Jeśli miałabym obiektywnie ocenić poziom trudności tego egzaminu, to powiedziałabym, że był on całkiem sympatyczny. Żadnych pytań "z kosmosu", ani przesadnie podchwytliwych. Nie oznaczało to wcale, że byłam pewna sukcesu, wręcz przeciwnie, bo jednak moja wiedza pozostawiała sporo do życzenia, ale na szczęście dzisiejsze wyniki rozwiały wątpliwości.
Z całego roku tylko 17 osób nie zdało i na szczęście nie znalazłam się w gronie tych nieszczęśników. W porównaniu do zeszłego roku (i jeśli dobrze kojarzę to także do wyników sprzed 2 lat) są to rewelacyjne statystyki. Czyżby Zakład Mikrobiologii postanowił stać się bardziej przyjazny studentom? Na to wygląda :D
Teraz przede mną egzamin nr 2 - patomorfologia. Będzie trudniej, bo jak już wcześniej pisałam, jest to test wielokrotnego wyboru, dodatkowo składający się aż ze 120 pytań, do czego nie jesteśmy tutaj przyzwyczajeni. Najdłuższy test jaki dotychczas rozwiązywałam miał 80 pytań i już wtedy miałam problem ze skupieniem się na tyle długo, żeby razem z moją magiczną intuicją rozwiązać go jak trzeba :P Dodatkowo, jest to jak na razie największy egzamin pod względem ilości obowiązującego nas materiału, bo przedmiot trwał 3 semestry. Oczywiście, na dalszych latach czekają nas większe sprawdziany wiedzy, takie jak interna i pediatria, nie mówiąc już o LEKu, ale to bardzo odległa przyszłość (choć nie wątpię, że czas minie niewiarygodnie szybko).
Mam równy tydzień, w związku z tym, wracam do notatek :)
P.S. Nawiązując do poprzedniego wpisu, kolokwium z patofizjologii udało mi się zdać na całkiem ładną ocenę, a zaliczenie z higieny i epidemiologii okazało się jeszcze bardziej "formalnością" niż się tego wszyscy spodziewali. Korzystając więc z pozytywnych nastrojów i ostatniego momentu przed sesją, gdy mogliśmy to zrobić bez większych wyrzutów sumienia, poszliśmy ze znajomymi na imprezę. Chętnych było znacznie mniej niż zazwyczaj, bo sporo osób już zaczynało się stresować nadchodzącymi egzaminami, ale zabawa jak zawsze udana :D
Na egzamin poszłam przygotowana tak jak na wejściówki, czyli średnio. Mieliśmy 60 pytań pozornie jednokrotnego wyboru, na każde z nich była 1min. Na początku myślałam, że to całkiem sporo czasu, ale kiedy zaczęłam próbować przypomnieć sobie które antybiotyki stosowało się na jakie drobnoustroje, nagle okazało się, że nie zdążyłam rozwiązać wszystkich zadań, a pilnujący nas asystenci już ogłaszali "odkładamy długopisy". W pośpiechu "strzeliłam" i przeniosłam ostatnie 4 odpowiedzi na kartę i było po wszystkim. Część studentów, prosto z egzaminu, wróciła do nauki na kolejny, a my z M. postanowiłyśmy zrobić sobie dzień przerwy, poszłyśmy na pizzę i ciasto, a później każda wróciła do siebie, oglądać filmy, seriale czy jeszcze inaczej marnować czas.
Jeśli miałabym obiektywnie ocenić poziom trudności tego egzaminu, to powiedziałabym, że był on całkiem sympatyczny. Żadnych pytań "z kosmosu", ani przesadnie podchwytliwych. Nie oznaczało to wcale, że byłam pewna sukcesu, wręcz przeciwnie, bo jednak moja wiedza pozostawiała sporo do życzenia, ale na szczęście dzisiejsze wyniki rozwiały wątpliwości.
Z całego roku tylko 17 osób nie zdało i na szczęście nie znalazłam się w gronie tych nieszczęśników. W porównaniu do zeszłego roku (i jeśli dobrze kojarzę to także do wyników sprzed 2 lat) są to rewelacyjne statystyki. Czyżby Zakład Mikrobiologii postanowił stać się bardziej przyjazny studentom? Na to wygląda :D
Teraz przede mną egzamin nr 2 - patomorfologia. Będzie trudniej, bo jak już wcześniej pisałam, jest to test wielokrotnego wyboru, dodatkowo składający się aż ze 120 pytań, do czego nie jesteśmy tutaj przyzwyczajeni. Najdłuższy test jaki dotychczas rozwiązywałam miał 80 pytań i już wtedy miałam problem ze skupieniem się na tyle długo, żeby razem z moją magiczną intuicją rozwiązać go jak trzeba :P Dodatkowo, jest to jak na razie największy egzamin pod względem ilości obowiązującego nas materiału, bo przedmiot trwał 3 semestry. Oczywiście, na dalszych latach czekają nas większe sprawdziany wiedzy, takie jak interna i pediatria, nie mówiąc już o LEKu, ale to bardzo odległa przyszłość (choć nie wątpię, że czas minie niewiarygodnie szybko).
Mam równy tydzień, w związku z tym, wracam do notatek :)
P.S. Nawiązując do poprzedniego wpisu, kolokwium z patofizjologii udało mi się zdać na całkiem ładną ocenę, a zaliczenie z higieny i epidemiologii okazało się jeszcze bardziej "formalnością" niż się tego wszyscy spodziewali. Korzystając więc z pozytywnych nastrojów i ostatniego momentu przed sesją, gdy mogliśmy to zrobić bez większych wyrzutów sumienia, poszliśmy ze znajomymi na imprezę. Chętnych było znacznie mniej niż zazwyczaj, bo sporo osób już zaczynało się stresować nadchodzącymi egzaminami, ale zabawa jak zawsze udana :D
Comments
Post a Comment