Nadmierna wiara we własne możliwości czy może niepoprawny optymizm? Pewnie po trochu z obydwu. Dodajmy do tego odrobinę "jakoś to będzie", szczyptę "carpe diem" i przepis na moje aktualne podejście do studiów gotowy :D Pewnie niektórych wykończyłby stres, ale dla mnie to żaden problem, nie ma za to nic gorszego niż nuda i mało ciekawe życie.
Tegoroczna przerwa Wielkanocna była dla mnie nietypowa, ponieważ spędziłam ją za granicą na konferencji dotyczącej rówieśniczej edukacji seksualnej. Tematyka ta jest dla mnie bliska ze względu na moją lokalną działalność w IFMSA. Nie mogłam sobie wymarzyć wspanialszego wyjazdu. Nauczyłam się wielu nowych, ciekawych rzeczy, poznałam mnóstwo fantastycznych studentów medycyny i kierunków pokrewnych, z całej Europy, przetańczyłam kilka nocy z rzędu, podszlifowałam swój angielski, spróbowałam nieznane mi, narodowe potrawy z różnych krajów na National Food and Drinking Party, wzięłam udział w różnych warsztatach i choć wróciłam wykończona i z bólem gardła, to zdecydowanie było warto <3
Mimo tak intensywnych kilku dni, nie było mi dane odpocząć, bo po powrocie miałam 1,5 dnia na nauczenie się na poprawkę z fizjologii. Tak, pierwszy raz nie zdałam czegoś w pierwszym terminie (mimo, że zasłużyłam na to już niejednokrotnie) ze względu na wyjazd, o którym pisałam w poprzednim wpisie. Czasu na naukę znów miałam mało, więc po poprawce raczej nastawiałam się na kolejną niż na świętowanie, ale ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, okazało się, że zdałam i to nawet z 2 punktowym zapasem :D Wniosek? Warto było nie rezygnować z wyjazdów.
Mimo mojej dużej odporności na niedobory snu, nie jestem niezniszczalna, więc w przypadku biochemii, tym razem się poddałam. Chciałam dokonać niemożliwego i nauczyć się wczoraj, mając na to 1 dzień, ale mój mózg odmawiał współpracy. Dlatego dziś zgłosiłam nieprzygotowanie.
Jeszcze dobrze nie nadrobiłam braków snu, a przede mną intensywny weekend, później jeszcze bardziej intensywny tydzień, po czym kolejny intensywny weekend i jeszcze jeden intensywny tydzień. Coś czuję, że jak już dotrwam do końca kwietnia to czeka mnie wielogodzinne odsypianie, po czym maj przeznaczę na nadrabianie uczelnianych zaległości, których nie da się ich uniknąć przy takiej ilości wyjazdów.
Tak jak napisałam w tytule wpisu, uważam, że naprawdę warto czasem czegoś nie zdać, od czego są poprawki? Nie mam wątpliwości, że gdy za 10 lat będę wspominać studia, to właśnie niezapomniane wyjazdy, imprezy, niesamowici ludzie, konferencje i kursy, będą tym, dzięki czemu będę mogła powiedzieć, że lata studenckie były cudowne.
W ramach małego zobrazowania tego co mnie czeka w najbliższym czasie: w poniedziałek wejściówka z biochemii (którą byłoby bardzo wskazane zdać), we wtorek kolokwium z patomorfologii (tu w sumie bez różnicy, najwyżej się przejdę na drugi termin), zaraz po nim wyjazd do Warszawy. W środę konferencja "Pełny dostęp do ochrony zdrowia. Potrzeby i prawa zdrowotne osób LGBT", po niej impreza ze znajomymi ze stolicy, a w nocy podróż do Poznania. W czwartek i piątek konferencja "Najnowsze osiągnięcia w chirurgii 2016", pierwszego dnia kurs szycia chirurgicznego i warsztaty laparoskopowe, a następnego wykłady. Zapowiada się bardzo interesująco! Za to później biochemia, biochemia i jeszcze raz biochemia...
Tegoroczna przerwa Wielkanocna była dla mnie nietypowa, ponieważ spędziłam ją za granicą na konferencji dotyczącej rówieśniczej edukacji seksualnej. Tematyka ta jest dla mnie bliska ze względu na moją lokalną działalność w IFMSA. Nie mogłam sobie wymarzyć wspanialszego wyjazdu. Nauczyłam się wielu nowych, ciekawych rzeczy, poznałam mnóstwo fantastycznych studentów medycyny i kierunków pokrewnych, z całej Europy, przetańczyłam kilka nocy z rzędu, podszlifowałam swój angielski, spróbowałam nieznane mi, narodowe potrawy z różnych krajów na National Food and Drinking Party, wzięłam udział w różnych warsztatach i choć wróciłam wykończona i z bólem gardła, to zdecydowanie było warto <3
Mimo tak intensywnych kilku dni, nie było mi dane odpocząć, bo po powrocie miałam 1,5 dnia na nauczenie się na poprawkę z fizjologii. Tak, pierwszy raz nie zdałam czegoś w pierwszym terminie (mimo, że zasłużyłam na to już niejednokrotnie) ze względu na wyjazd, o którym pisałam w poprzednim wpisie. Czasu na naukę znów miałam mało, więc po poprawce raczej nastawiałam się na kolejną niż na świętowanie, ale ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, okazało się, że zdałam i to nawet z 2 punktowym zapasem :D Wniosek? Warto było nie rezygnować z wyjazdów.
Mimo mojej dużej odporności na niedobory snu, nie jestem niezniszczalna, więc w przypadku biochemii, tym razem się poddałam. Chciałam dokonać niemożliwego i nauczyć się wczoraj, mając na to 1 dzień, ale mój mózg odmawiał współpracy. Dlatego dziś zgłosiłam nieprzygotowanie.
Jeszcze dobrze nie nadrobiłam braków snu, a przede mną intensywny weekend, później jeszcze bardziej intensywny tydzień, po czym kolejny intensywny weekend i jeszcze jeden intensywny tydzień. Coś czuję, że jak już dotrwam do końca kwietnia to czeka mnie wielogodzinne odsypianie, po czym maj przeznaczę na nadrabianie uczelnianych zaległości, których nie da się ich uniknąć przy takiej ilości wyjazdów.
Tak jak napisałam w tytule wpisu, uważam, że naprawdę warto czasem czegoś nie zdać, od czego są poprawki? Nie mam wątpliwości, że gdy za 10 lat będę wspominać studia, to właśnie niezapomniane wyjazdy, imprezy, niesamowici ludzie, konferencje i kursy, będą tym, dzięki czemu będę mogła powiedzieć, że lata studenckie były cudowne.
W ramach małego zobrazowania tego co mnie czeka w najbliższym czasie: w poniedziałek wejściówka z biochemii (którą byłoby bardzo wskazane zdać), we wtorek kolokwium z patomorfologii (tu w sumie bez różnicy, najwyżej się przejdę na drugi termin), zaraz po nim wyjazd do Warszawy. W środę konferencja "Pełny dostęp do ochrony zdrowia. Potrzeby i prawa zdrowotne osób LGBT", po niej impreza ze znajomymi ze stolicy, a w nocy podróż do Poznania. W czwartek i piątek konferencja "Najnowsze osiągnięcia w chirurgii 2016", pierwszego dnia kurs szycia chirurgicznego i warsztaty laparoskopowe, a następnego wykłady. Zapowiada się bardzo interesująco! Za to później biochemia, biochemia i jeszcze raz biochemia...
Comments
Post a Comment