No to mamy piątek, a tym samym pierwszy tydzień nowego semestru za mną. Zaczęliśmy kilka nowych przedmiotów. Nie chcę oceniać przedwcześnie, ale zapowiadają się ciekawiej niż te z ubiegłego półrocza. Pierwszy z nich to medycyna katastrof. Prowadzący jest trochę specyficzny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ma przy tym zamiłowanie do poprawnego stosowania języka polskiego i swoimi wtrąceniami strasznie przypomina mi mojego kochanego profesora z liceum. Sam przedmiot zapowiada się całkiem ciekawie, w sumie to taka pierwsza pomoc tylko z naciskiem na sytuacje kryzysowe i różnego rodzaju katastrofy. Z wieloma rzeczami, o których było mówione na pierwszej seminarce, miałam już do czynienia przy okazji dwóch kursów pierwszej pomocy, w których brałam udział, działając w HOPR. Myślę, że w ogóle wiedza stamtąd mi się przyda na tym przedmiocie, a poza tym informacje, które były przedstawione na pierwszej prezentacji są bardzo logiczne i nie wymagają jakiegoś zapamiętywania i wkuwania. Za 3 zajęcia będziemy mieli zaliczenie z części teoretycznej, a później część praktyczną, ciekawa jestem jak to będzie wyglądało, bo pierwszym moim skojarzeniem są pozoracje, które mieliśmy na kursach czy na konkursie pierwszej pomocy, na którym byłam w liceum, ale nie sądzę, żeby miało się to odbywać na takiej zasadzie ;)
Drugim nowym przedmiotem są "Podstawy opieki nad chorym". Jest to przedmiot, który prawie co roku zmienia nazwę, bo uczelnia jakoś nie może wymyślić takiej, która by faktycznie oddawała o co w nim chodzi. Z tego co mówiła nam nasza prowadząca, 2 lata temu była to "Pierwsza pomoc przedmedyczna", natomiast 3 lata temu "Pielęgniarstwo". Nazwa jak nazwa (ja skrótowo używam tej ostatniej, bo najszybciej), ważniejsze na czym to polega. Jest to chyba ulubiony przedmiot wszystkich pierwszoroczniaków, bo pierwszy, na którym ma się do czynienia z jakimiś diagnostycznymi czynnościami. Tak więc na pierwszych zajęciach uczyliśmy się mierzyć sobie nawzajem ciśnienie, co wbrew pozorom wcale nie jest takie proste jak nie ma się elektronicznego ciśnieniomierza (które są bardzo mało wiarygodne), a klasyczny ciśnieniomierz z pompką i stetoskop. Kabelki się plączą, szumy na sali przeszkadzają i w efekcie na te kilka pomiarów, które zrobiłam, pewna byłam... 2? No, ale wszystko jest kwestią wprawy, bo nie ma w tym wielkiej filozofii, po prostu trzeba się oswoić ze sprzętem.
Na kolejnych zajęciach będzie jeszcze ciekawiej, bo będziemy się nawzajem kłuć :D Zastrzyki podskórne, śródskórne, domięśniowe, dożylne, pobieranie krwi, zakładanie wenflonów, pełen zestaw. I jak tu nie lubić takiego przedmiotu?
Znacznie mniej ciekawym przedmiotem (no dobra, przeraźliwie nudnym...) jest informatyka i biostatystyka. Spędziliśmy godzinę słuchając [losowo?] wybranych faktów, związanych z prawem ochrony danych osobowych... Może następne zajęcia będą ciekawsze, ale obawiam się, że nie mam co na to liczyć.
Z nowych przedmiotów będę jeszcze miała parazytologię, ale to dopiero od końca kwietnia. Niestety już teraz wiem, z opinii starszaków, że nie jest to ani ciekawy, ani przyjemny przedmiot, bo trzeba się uczyć całego mnóstwa mało potrzebnych informacji i choć zaliczenie ostatecznie uzyskują wszyscy, to mało komu udaje się to w pierwszym czy choćby w drugim terminie...
Oczywiście najważniejszym punktem tego semestru pozostaje anatomia i histologia. Dziś miałam już pierwszą wejściówkę z histo, na którą mimo szczerych chęci umiałam bardzo przeciętnie... za tydzień dowiem się jak bardzo. W poniedziałek mam natomiast kolokwium z anatomii, na które pewnie też pójdę średnio przygotowana, bo cały jutrzejszy dzień będę w mieście, na akcji IFMSA, a nasz drogi dr K., w ostatniej chwili, poszerzył nam kolokwium o materiał, którego miało na nim nie być. Jutrzejszy wieczór i niedzielę spędzę nad książkami i będzie musiało wystarczyć.
Drugim nowym przedmiotem są "Podstawy opieki nad chorym". Jest to przedmiot, który prawie co roku zmienia nazwę, bo uczelnia jakoś nie może wymyślić takiej, która by faktycznie oddawała o co w nim chodzi. Z tego co mówiła nam nasza prowadząca, 2 lata temu była to "Pierwsza pomoc przedmedyczna", natomiast 3 lata temu "Pielęgniarstwo". Nazwa jak nazwa (ja skrótowo używam tej ostatniej, bo najszybciej), ważniejsze na czym to polega. Jest to chyba ulubiony przedmiot wszystkich pierwszoroczniaków, bo pierwszy, na którym ma się do czynienia z jakimiś diagnostycznymi czynnościami. Tak więc na pierwszych zajęciach uczyliśmy się mierzyć sobie nawzajem ciśnienie, co wbrew pozorom wcale nie jest takie proste jak nie ma się elektronicznego ciśnieniomierza (które są bardzo mało wiarygodne), a klasyczny ciśnieniomierz z pompką i stetoskop. Kabelki się plączą, szumy na sali przeszkadzają i w efekcie na te kilka pomiarów, które zrobiłam, pewna byłam... 2? No, ale wszystko jest kwestią wprawy, bo nie ma w tym wielkiej filozofii, po prostu trzeba się oswoić ze sprzętem.
Na kolejnych zajęciach będzie jeszcze ciekawiej, bo będziemy się nawzajem kłuć :D Zastrzyki podskórne, śródskórne, domięśniowe, dożylne, pobieranie krwi, zakładanie wenflonów, pełen zestaw. I jak tu nie lubić takiego przedmiotu?
Znacznie mniej ciekawym przedmiotem (no dobra, przeraźliwie nudnym...) jest informatyka i biostatystyka. Spędziliśmy godzinę słuchając [losowo?] wybranych faktów, związanych z prawem ochrony danych osobowych... Może następne zajęcia będą ciekawsze, ale obawiam się, że nie mam co na to liczyć.
Z nowych przedmiotów będę jeszcze miała parazytologię, ale to dopiero od końca kwietnia. Niestety już teraz wiem, z opinii starszaków, że nie jest to ani ciekawy, ani przyjemny przedmiot, bo trzeba się uczyć całego mnóstwa mało potrzebnych informacji i choć zaliczenie ostatecznie uzyskują wszyscy, to mało komu udaje się to w pierwszym czy choćby w drugim terminie...
Oczywiście najważniejszym punktem tego semestru pozostaje anatomia i histologia. Dziś miałam już pierwszą wejściówkę z histo, na którą mimo szczerych chęci umiałam bardzo przeciętnie... za tydzień dowiem się jak bardzo. W poniedziałek mam natomiast kolokwium z anatomii, na które pewnie też pójdę średnio przygotowana, bo cały jutrzejszy dzień będę w mieście, na akcji IFMSA, a nasz drogi dr K., w ostatniej chwili, poszerzył nam kolokwium o materiał, którego miało na nim nie być. Jutrzejszy wieczór i niedzielę spędzę nad książkami i będzie musiało wystarczyć.
Mogli zostać przy tym "Pielęgniarstwie", to chyba najbardziej wdzięczna nazwa... Pierwsza pomoc przedmedyczna jak dla mnie wskazuje na naukę udzielania pierwszej pomocy, a nie mierzenia ciśnienia czy wbijania sobie igieł. xD
ReplyDeletePowodzenia na parazytach! :]
Też mi się wydaje, że "pielęgniarstwo" najlepiej pasowało, no ale najwyraźniej uczelnia ma inny zamysł.
DeleteI dziękuję, powodzenie się przyda, na samą myśl o nauce tych wszystkich cyki robaczków mi się odechciewa myśleć... ;)
Na szczescie semstr na studiach trwa 15 tygodni, jeden juz z głowy coraz blizej wakacje ;)
ReplyDeleteZapraszam: http://striveforperfectionblog.blogspot.com/